Chwilę mnie tutaj nie było, ale spokojnie - nie próżnowałem. Walczyłem!
..i to dosłownie.
Mistrzem Polski miałem zostać już w 2023 roku. Tymaczem 2 tygodnie przed zawodami, w ostatnich dniach indywidualnego obozu, trafiłem do szpitala z Sepsą. Intensywna terapia. Zagrożenie życia. Centralne wkucie. Armia antybiotyków. Jedną nogą po tamtej stronie. Nie było wesoło.
Na szczęście udało się mnie odratować.
Pora zatem była na ponowny powrót do zdrowia. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę, bo znowu zaczynałem od zera.
Przygotowania do sezonu 2024 zacząłem jeszcze w Listopadzie 2023 na południu Hiszpanii, w Andaluzji. Tam, pod okiem mojego trenera Marcina Piekiełka (zdalnie) oraz mojej ukochanej małżonki Moniki, zacząłem mocne i intensywne treningi, dbając jednocześnie o systematyczną odbudowę zdrowia.
Pierwsze dni były jeszcze przeciętne, jednak cieszyliśmy się i karmiliśmy fantastyczną pogodą, słońcem, dobrą energią i przepysznym jedzeniem! Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu bardzo szybko poczułem się lepiej, mogąc krok po kroku zwiększać obciążenia i poziom treningów.
Sezon rozpocząłem już w Marcu na zawodach Pucharu Europy UCI w hiszpańskim Caceres, gdzie wygrałem obydwa wyścigi ITT i IRR. Nie było idealnie, ale wystarczająco dobrze, żeby wygrać.
Następnie powrót do Polski i zwycięstwo w Pucharze Europy w Lublinie. A zaraz po nim najpoważniejsze sprawdziany przed Mistrzostwami Polski - zawody Pucharu Świata w Belgii oraz we Włoszech.
W Belgii już czułem, że forma jest dobra i stabilna, jednak zawody nie poszły po mojej myśli. Czasówka z problemami technicznymi, po rozgrzewce na trenażerze przestawiły się szczęki hamulca i obcierały z jednej strony obręcz w czasie jazdy. Waty się zgadzały a ja się "ślimaczyłem" na trasie zastanawiając się co się dzieje?!
Na Wyścigu ze Startu Wspólnego zaczęło się świetnie, już na pierwszych kilometrach razem z zawodnikiem ze Szwajcarii mocno pracowaliśmy jadąc na top 10, oddalając się od grupy pościgowej. Wydawało się, że mam zagwarantowane 10 miejsce i kolejne punkty do rankingu światowego UCI, i wtedy wydarzył się dramat. Na kilometr, może dwa, przed metą na kostce brukowej na szybkim zjeździe moja noga podskoczyła na podnóżku, wyślizgnęła się z zapiętego rzepa i wypadła na bruk podwijając się i niebezpiecznie zginając. Pod wpływem adrenaliny poprosiłem o wrzucenie nogi na podnóżek jednego z kibicujących za barierkami człowieka i pomknąłem do mety. Jednak zaczął mnie dochodzić Japończyk i na ostatnich metrach o milimetry, autentycznie o ułamki sekundy wyprzedził mnie na linii mety, sprawiając że ukończyłem zawody na 11 miejscu.
Zaraz po starcie pojechałem do szpitala. Noga mocno obdarta, naderwane ścięgna i torebki stawowe w palcach. Na szczęście bez poważnych uszkodzeń. Obawiałem się czy nie poszło kolano lub kostka. Skończyło się na opuchliźnie i kilku strupach. Uff.
Dwa tygodnie później Maniago, Włochy. No niestety noga długo dochodziła do siebie (do dzisiaj została mała blizna a część paznokcia jest czarna ;)) i nie byłem w idealnym stanie, ale udało się wywalczyć 10 miejsce w Wyścigu ze Startu Wspólnego.
Potem obóz w Białce Tatrzańskiej, czyli ostatnia prosta przygotowań. Tam już wszystko było ok i przygotowania szły pełną parą.
Na Mistrzostwach Polski zaczęło się na strasznego upału w dzień Czasówki, 33*c w cieniu. Byłem dobrze przygotowany do zawodów nie tylko sportowo, ale i logistycznie. Od porannego budzika, każdy krok zaplanowany w czasie. Śniadanie, toaleta, dojazd i przygotowanie, rozgrzewka, start, wszystko we wsparciu przyjaciela Mariusza oraz mojej Moniki. Poszło!
Z ponad minutową przewagą na linii mety zwyciężam i zostaję Mistrzem Polski w parakolarstwie!!! W końcu. Obrany rok wcześniej po wyjściu ze szpitala cel - osiągnięty.
Drugi dzień - Wyścig ze Startu Wspólnego. Zaczynam komfortowo i z pełną kontrolą. Mój główny konkurent od początku próbuje jednego, drugiego ataku, dokręcam na koło i jedziemy wspólnie dalej. Czuję się świetnie, luźno, komfortowo ..i wtedy jeb! Nagle słyszę uciekające z koła powietrze. Na zakręcie trafiłem na dziurę? coś ostrego? i przecinam szytkę, która zeskakuje z koła. Jest po wyścigu. Jestem zły, sfrustrowany. Miał być dublet. Po czasie, kiedy ciśnienie i emocje opadły, doceniłem że cel minimum, tytuł Mistrza Polski, został zdobyty. Pozostał jednak mały niedosyt.
Najważniejsze jednak że setki treningów i wyrzeczeń, fokus i determinacja nie poszły na marne i w końcu przyniosły tak bardzo wyczekiwany sukces. Jedno marzenie zostało spełnione.
Jadę dalej!
Trwa ładowanie...