Izabella Starzec: Czy pamiętasz swój pierwszy kontakt z Chórem Narodowego Forum Muzyki?
– Lionel Sow: Oczywiście, i to całkiem dobrze. Było to spotkanie w trakcie procesu rekrutacji na nowego dyrygenta chóru. Znałem chór z wcześniejszych nagrań, więc wiedziałem, jak wysoki poziom artystyczny reprezentuje. W trakcie naszego pierwszego kontaktu twarzą w twarz byłem nieco poddenerwowany, także ze względu na bardzo wymagający program.
Zacząłem od przedstawienia swojej artystycznej wizji interpretacji utworów i byłem bardzo ciekaw reakcji muzyków, tym bardziej że program nie był tak oczywisty. Sam proces rekrutacji był dla mnie bardzo interesujący. Chór oczywiście później wybrał spośród kandydatów tego, który ich zdaniem był najwłaściwszy i tak znalazłem się w tym wspaniałym gronie.
W jaki sposób dowiedziałeś się o tym konkursie?
– To było w trakcie pandemii, kiedy zrezygnowałem ze swojego wcześniejszego stanowiska w Filharmonii Paryskiej. Wtedy natrafiłem na ogłoszenie konkursowe. Gdy rozmawiałem z zaprzyjaźnioną szwedzką dyrygentką, która prowadziła jakiś koncert z chórem NFM, bardzo mi polecała przystąpienie do rywalizacji, gorąco rekomendując zespół. Wysłałem więc aplikację i…
…rezultaty widzimy. Trafiłeś więc na gotowy „produkt”, chór ukształtowany, z doświadczeniem, brzmieniem, ale oczywiście naznaczony poprzednią ręką dyrygencką Agnieszki Franków-Żelazny. Musiałeś jednak zaproponować coś od siebie. Od czego zacząłeś? Jak widziałeś ten swój osobisty wkład w rozwój chóru NFM?
– Zajęło mi to trochę czasu, by mógł się wykrystalizować pewien koncept. Po pierwsze musiałem dogłębnie zrozumieć zespół – jak pracuje w sensie zespołowym oraz indywidualnym, i poznawałem ich wokalne predyspozycje. Zajęło mi to cały rok. Dopiero wtedy pojawiła się konkretna idea, którą mogłem pomału wcielać w życie.
Fot. Łukasz Rajchert
Opowiedz o niej.
– Zespół dysponuje świetnym brzmieniem i jest w nim coś, co nadaje mu indywidualny rys. W sensie technicznym dysponuje określonym wibratem, lub też może śpiewać w ogóle bez niego, na czym mi też zależało. Dlatego, myśląc o repertuarze, postanowiłem go mocno rozszerzyć, by uzyskać szersze spektrum kolorystyczne.
Zacząłem też pracować nad niuansami intonacyjnymi, by to wzajemne strojenie się nie wypływało tylko z zewnętrznego źródła, ale z wnętrza każdego śpiewaka, czyli w sumie zespołu. Oznacza to wiedzę na temat mechanizmów powstawania dźwięku, umiejętność słuchania i kształtowania go. Bardzo dużo nad tym pracowaliśmy i nie dlatego, że chór nie stroił. Wręcz przeciwnie, są świetni, ale mi chodziło o rozbudzenie większej ich świadomości w uzyskaniu tych najwyższych wartości. Z tego co obserwowałem, muzycy bardzo chętnie podjęli to wyzwanie zdobywając tym samym nowe podstawy wykonawcze.
Sięgnijmy teraz do kwestii repertuarowych.
– Przyjąłem takie założenie, że proponuję im to, co czuję, i to będzie dobre dla nich, dla nas. Staram się odkrywać muzykę polską, a chórowi też proponuję nowy zestaw utworów francuskich. Sądzę, że korzystne jest mocniejsze wyjście poza repertuar XIX-wieczny. Bach jest dla mnie taką centralną postacią z jego motetami, czy kantatami. Ten kompozytor wymaga prostych, nierozwibrowanych głosów. Nawet i pracując nad „Requiem” Verdiego, zwracam na to uwagę, by głosy dobrze współbrzmiały dzięki tej technice. Oczywiście też dbam, by doświadczali różnorodnego spektrum repertuarowego.
Jakie doświadczenia zdobyłeś po trzech pełnych sezonach z chórem NFM?
– Przede wszystkim dobrze poznałem zespół, jego potencjał, możliwości. Mogę też ich wspierać w różnych aspektach. Czerpię radość z ich pracy i występów. Zdobyliśmy wzajemne zaufanie. Często przychodzą do mnie indywidualnie coś omówić, porozmawiać. To ważne dla mnie.
Jaki preferujesz rodzaj komunikacji z zespołem?
– Lubię właśnie ten poziom osobistej komunikacji. Chór nie jest liczny, to raptem czterdzieści osób, więc zawsze mogę znaleźć czas dla każdego. W czasie prób nie zawsze jest na to czas ani przestrzeń, a ludzie tego potrzebują. Na budowaniu zaufania minął mi właśnie pierwszy rok pracy z nimi. Ważne jest, by członkowie zespołu rozumieli każdy aspekt naszej pracy, utożsamiali się z nią, czuli się docenieni też i w swoich przemyśleniach.
Nowy sezon 2024/2025 to początek kolejnego kontraktu, który został ci przedłużony na pięć lat. Czy masz już wyobrażenie pracy w tym okresie?
– Chciałbym podwyższać ten poziom jakościowy chóru, a w każdym razie utrzymać go. Myślę o tym w dłuższej perspektywie, oczywiście. Jeśli będziemy potrzebować dodatkowej rekrutacji, to wiem już, jaki powinien być profil kandydata, jakimi wartościami miałby dysponować. Zamierzam kontynuować pracę nad barwą, intonacją i wymową. Szlifowanie właściwej wymowy w językach obcych jest dla mnie szalenie ważne, a ponieważ w dużej mierze stawiam na repertuar francuski, to jako Francuz mogę dopracować szczegóły. Tym bardziej, że zależy mi na nagraniu płyty z takim programem. Mam wiele do zaoferowania i chcę się tym dzielić.
Poza tym myślę, że chór zasługuje na większą rozpoznawalność, stąd zamiar otwarcia się na nową współpracę z różnymi ośrodkami i zespołami w Europie. Naprawdę, mamy się czym pochwalić. W nadchodzącym sezonie będziemy wyjeżdżać trzykrotnie, w tym do Francji i do Niderlandów.
Skoro o nagraniach mowa, to pod twoim kierownictwem powstała niezwykła płyta z udziałem chóru NFM „Danse of death” z wiodącym motywem danse macabre, jakże często podejmowanym przez twórców. Podążyliście tu w stronę bardzo głębokich i niełatwych emocji.
Filmik pochodzi z kanału Narodowego Forum Muzyki na YouTube.
– Ale lubię takie wyzwania. Muzycznie, duchowo, czy nawet filozoficznie jest rzeczywiście na naszej płycie spore spektrum doznań. Jest tu wiele pytań, które ludzie sobie zadają od wieków. Teksty są głębokie i poruszające. Bardzo chciałem nagrać przedstawione na płycie utwory. Z różnych powodów, także osobistych, ale przede wszystkim walorów muzycznych i treściowych. Mam nadzieję, że płyta dostarczy wielu wzruszeń i przemyśleń.
Trwa ładowanie...