Izabella Starzec: Gdy wzięłam twoją książkę do ręki, to zadziwiłam się, że do tej pory nikt nie sięgnął do tak oczywistej, wydawałoby się, treści. Tematów chopinowskich i około chopinowskich nie brakuje, ale jednak nie w takim ujęciu, jakie zaproponowałeś. Podjąłeś się nie lada wyzwania, by swoją wiedzę, osłuchanie, przemyślenia i erudycję przełożyć na rodzaj bardzo subiektywnego wyboru pianistów, których określiłeś w tytule po prostu „Chopiniści”.
– Artur Bielecki: Dziękuję za miłe słowa. Też miałem takie odczucie zdziwienia, gdy zorientowałem się, że przez tyle lat nie pojawiła się większa publikacja poświęcona właśnie temu zagadnieniu. Oczywiście były prace, książki, artykuły, rozproszone prace magisterskie, różne przyczynki, ale zawsze treściowo trochę obok. Na przykład mamy interesujące książki poświęcone laureatom Konkursów Chopinowskich, które wydają się być blisko tego tematu, ale dla mnie są one nie do końca przekonujące. Wyszedłem bowiem z założenia, że nie każdy uczestnik tego konkursu musi być chopinistą, ba – nawet i laureat. Myślę tu o pianiście – chopiniście o wybitnym historycznym znaczeniu.
Była też książka o dyskografii chopinowskiej, też bardzo ważna, ale przecież poruszająca tylko temat nagrań. Jest „Słownik pianistów polskich”, w którym pojawia się wiele wspaniałych nazwisk, ale – powtarzam – zakres znaczeniowy jest inny, bo po pierwsze dotyczy wyłącznie polskich pianistów, a po drugie nie każdy z nich jest chopinistą. Tak więc, jak mówię, ten fakt mnie zaskoczył, że w kraju, w którym jest tyle tradycji chopinowskich, tylu bardzo dobrych publicystów, muzykologów, teoretyków muzyki, nie pojawiła się książka wprost mówiąca o chopinistach. Biorąc zaś pod uwagę to, jak znaczącą postacią w kulturze polskiej i światowej jest Fryderyk Chopin, postanowiłem się tym tematem zająć, czego owocem jest wydana w 2023 roku książka, o której rozmawiamy.
Kiedy powziąłeś zamysł, by swoją fascynację tym tematem przelać na papier?
– Myślę, że to było kilka lat temu. Samo pisanie nie zajęło wiele czasu, ale zbieranie informacji, słuchanie, dokumentacja zajęły ze trzydzieści lat, ponieważ wprost wynikało to z moich zainteresowań, radości i przyjemności słuchania koncertów, czy nagrań płytowych. Nie mógłbym jej napisać, gdyby nie te lata doświadczania muzyki Chopina w różnych wykonaniach.
Właśnie to jest jej wielką wartością. W moich uszach ta książka brzmi bardzo osobiście, choć jesteś w niej bardzo rzeczowy i w świetnym, wprowadzającym eseju wyjaśniasz klarownie, jakie przyjąłeś kryteria, kogo definiujesz jako „chopinistę” i zaznaczasz, że nie pretendujesz do jedynie słusznego spojrzenia.
– Nieunikniony był wybór subiektywny, co wielokrotnie podkreślam w tej pracy. Co do niektórych nazwisk to myślę, że wszyscy czytelnicy się ze mną zgodzą, natomiast mogą tam być bohaterowie, którzy nie są oczywistym wyborem. Przyjąłem zasadę, że wystarczy jeden wspaniale i niepowtarzalnie wykonany utwór Chopina, by brać danego pianistę pod uwagę. Z kolei nagranie wszystkich dzieł Chopina przez jakiegoś pianistę nie było dla mnie wystarczającym powodem, by pisać o tym artyście. Natomiast ramy czasowe, jakie przyjąłem, to działalność artysty w obrębie minionego stulecia.
A zatem, kim jest chopinista?
– No właśnie. Zadałem sobie to pytanie i zaproponowałem pewną analogię ze światem teatru. Chodzi o pojęcie aktora szekspirowskiego. Potocznie wiemy, co to znaczy, ale przecież taki aktor może wcielać się z powodzeniem w inne role i być w tym równie wspaniałym, jak np. Laurence Olivier. Tak samo rozumiem określenie chopinisty. Jest on przede wszystkim tym, który rozumie duchową spuściznę Chopina, a jednocześnie przedstawia nam wspaniałe interpretacje dzieł innych twórców. Nie ryzykowałbym twierdzenia, że pod tym mianem miałby się kryć pianista wykonujący wyłącznie dzieła naszego genialnego rodaka.
Jakże smutne, że jedna z największych sław, sportretowana też przez Ciebie w książce, Maurizio Pollini odszedł w tym roku. Kim był dla Ciebie?
– Bardzo wiele mu zawdzięczam. Będąc nastolatkiem, w dużej mierze wychowałem się na jego nagraniach, a zwłaszcza etiud i preludiów Chopina. Pollini przez doskonałość swojej techniki, ogromną wierność wobec intencji kompozytora i jakąś pogodną, apollińską wręcz atmosferę tych nagrań, wydał mi się wspaniałym przewodnikiem. Był taki czas, że słuchałem go nieustannie. Oczywiście w kolejnych latach poznałem inne interpretacje, nieco zmienił się mój gust, postrzeganie Polliniego, ale nadal żywiłem do niego wielki szacunek i wdzięczność za jego dokonania. Z pewnością był jednym z najciekawszych pianistów II połowy XX wieku.
Nie sposób omawiać wszystkie nazwiska zawarte w leksykonie, ale warto moim zdaniem o kilku z nich wspomnieć. Zwłaszcza że są wśród nich artyści nieco zapomniani, nie błyszczący w światłach rampy. Może chwilę porozmawiamy o kobietach – chopinistkach?
– Bardzo chętnie. Jest wśród nich wiele indywidualności. Na przykład Roza Tamarkina, która żyła bardzo krótko, czy Myra Hess – zadziwiają rozmachem, głębią, artyzmem i wręcz tytaniczną pianistyką. Tak tytaniczną, że zaćmiewają wielu uznanych mężczyzn – pianistów. To co ukazuje Brazylijka Guiomar Novaës w nagraniu kompletu preludiów Chopina postawiło przede mną pytanie, czy nie jest to wręcz najpiękniejsza interpretacja w dyskografii światowej. A przecież w Polsce nie jest ona szeroko rozpoznawana, czy słuchana. Podobnie Roza Tamarkina – co za pasja jest w jej grze! Jaki ogień, jaka wielka pianistyka mimo tak młodego wieku, w którym nagrywała. Myra Hess może nie nagrała tak wiele utworów Chopina, ale to, że udało mi się usłyszeć – Fantazję f-moll op. 49, czy Nokturn c-moll z op. 48 – dało mi poczucie, że są to wiekopomne osiągnięcia. Nie tylko pianistyczne, ale nawet wznioślej – osiągnięcia ducha ludzkiego.
Weźmy też pod uwagę wspaniałe pianistki francuskie. Monique de la Bruchollerie zaskoczyła mnie niesamowitym wykonaniem Ballady f-moll, jednym z najbardziej monumentalnych i ogromnie zaangażowanych emocjonalnie, popartych wspaniałymi możliwościami pianistycznymi.
A z polskich pianistek?
Niewiele się zachowało nagrań Zofii Rabcewiczowej, a była to wielka postać. Ci, którzy mieli sposobność ją słyszeć na żywo, podkreślali, że było to niezwykłe zjawisko.
Skoro mowa o wielkich nieobecnych wymienionych w książce, czy miałeś okazję posłuchać na żywo w Dusznikach Edith Picht-Axenfeld?
– Miałem to szczęście być akurat na tym festiwalu w połowie lat 90-tych. Obserwowałem wcześniej spacerującą po parku zdrojowym, drobną, szczupłą damę, która okazała się być tą właśnie wielką artystką. Słuchałem jej recitalu z gronem znajomych. Dosłownie oniemieliśmy z zachwytu. To było spotkanie z wielką dawną szkołą pianistyczną, z zupełnie innym słyszeniem muzyki, jakąś nieprawdopodobną techniką gry. Pamiętam, że grała m.in. Balladę F-dur, Barkarolę Fis-dur, a na bis porywająco wykonała Etiudę Rewolucyjną. Była w niesamowitej kondycji, a przecież wtedy była już osobą bardzo leciwą. Dzięki niej obcowałem z przepięknym światem, który nie był już wtedy naszym światem, współczesnym. To jest niezapomniane przeżycie.
Nie istnieje jeden wzorzec interpretacji Chopina, tak jak nie brakuje kontrowersyjnych interpretacji. Jak rozumiem, z tą właśnie świadomością umieściłeś w spisie artystów także Ivo Pogorelicia.
– Właśnie tak. Zrobiłem to świadomie. Jest tak, jak mówisz. Są artyści wzbudzający polemiki, czy kontrowersje i dla mnie Pogorelić taki jest. W niektórych utworach pokazuje się jako wspaniały chopinista, np. w scherzach, Sonacie h-moll, Fantazji f-moll. Natomiast są pewne utwory, z którymi wewnętrznie nie mogę się zgodzić, ale jest ich niewiele. Czy to jednak oznacza, że miałbym go nie wymienić w książce? Umieściłem go z pełnym przekonaniem, bo – jak wspomniałaś – nie istnieje jeden święty wzorzec wykonywania muzyki Fryderyka Chopina. To jest tak genialna twórczość i zjawisko otwarte na wiele spojrzeń. W przypadku niektórych wielkich osobowości artystycznych te spojrzenia mogą nas zaskakiwać, wręcz prowokować do jakiegoś buntu, ale na tym polega też wielowymiarowość muzyki Chopina. Właściwie wszyscy ujęci w książce pianiści są wielkimi indywidualistami.
Gdyby nie byli, pewnie by się w niej nie znaleźli.
– Tak też to można ująć.
Jakie geograficzne obserwacje można poczynić, biorąc pod uwagę narodowość pianistów?
– Gdy zacząłem kompletować listę chopinistów– a była do ostatniego momentu otwarta, tworzona na żywo – to faktycznie, uświadomiłem sobie, że szczególnie wyróżniają się pianiści polscy oraz pochodzenia żydowskiego i rosyjskiego. Ale te kwestie narodowościowe były bardziej skomplikowane. Ktoś miał przykładowo korzenie żydowskie, mógł urodzić się w Polsce lub na terenie Rosji, a potem wyemigrować i stać się pianistą amerykańskim. Mamy wspaniałych chopinistów z Azji, jak Fou Ts'ong, Ameryki Południowej – Jorge Bolet, Ameryki Północnej – Garrick Ohlsson, Kevin Kenner, no i bogato reprezentowana jest oczywiście Europa. W każdym kraju mógł pojawić się fenomenalny chopinista.
Czy zamierzasz może napisać kolejną publikację o współczesnych chopinistach? Tych, których kariery zaczęły się rozwijać w pierwszych dekadach XXI wieku?
– Dlaczego nie? Może się kiedyś na to zdecyduję. Na razie cieszę się tą publikacją.
Co było dla ciebie największym zaskoczeniem, odkryciem, gdy kompletowałeś listę swoich bohaterów?
– Może Maryla Jonas, pianistka o polskich korzeniach, która zachwyciła mnie swoimi interpretacjami. Odkryciem było też wielu innych artystów, na przykład Arthur de Greef, Percy Grainger czy Oleg Boszniakowicz.
W Polsce mamy trochę takie myślenie przez pryzmat Konkursu Chopinowskiego. W uproszczeniu, jeśli ktoś nie zaistniał na nim, to właściwie mało o nim wiemy, mało mówimy. Skoro go nie było na konkursie, to może nie jest zainteresowany Chopinem. Nic bardziej mylnego.
Mam nadzieję, że moja książka zachęci czytelników do otwarcia się na znacznie szerszą perspektywę, bo w tej mojej galerii jest wielu bohaterów, którzy nie mieli nic wspólnego z Konkursem Chopinowskim. Albo się urodzili za wcześnie w stosunku do pierwszej jego edycji w 1927 roku, albo po prostu w nim nie uczestniczyli. Weźmy dla przykładu Piotra Anderszewskiego, który należy do najciekawszych pianistów swojego pokolenia.
Październikowa rocznica 175-lecia śmierci Chopina jest wspaniałą okazją, by dzięki twojej książce zanurzyć się w ten świat niezwykłych pianistycznych postaci. Każdy z czytelników z pewnością będzie miał wiele do odkrycia. Ja również ci za nią dziękuję!
Fotografia Artura Bieleckiego pochodzi z zasobów Klubu Muzyki i Literatury we Wrocławiu.
Trwa ładowanie...