Filip Springer
Im bliżej otwarcia nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, tym częściej ten temat pojawia się w rozmowach. Emocje dotyczą nie tylko architektury (o niej więcej za chwilę). Stolica próbuje ustalić, ile jest otwarciowych imprez i bankietów, gdzie się odbywają oraz, last but not least, które z nich są najcenniejsze statusowo. Tego rodzaju rozważania i związane z nimi frustracje średnio mnie dotyczą, jako że jestem człowiekiem, który kwadrans przed dwudziestą pierwszą marzy o ciepłej kołdrze i tylko karcący wzrok żony powstrzymuje mnie przed realizacją tych marzeń. Interesuje mnie jednak architektura i dyskusja o niej. Ostatnie wzmożenie komentariatu, datowane na początek 2023 roku i skoncentrowane na wyglądzie muzealnego gmachu, nie miało właściwie żadnego znaczenia. Ta dyskusja wybuchła bowiem długo po tym momencie, w którym cokolwiek z estetyką tego gmachu można było zrobić i jakkolwiek ją zmienić. Ale MSN wkrótce zostanie otwarte, a dyskusja odżyje. Warto wykorzystać tę okazję i spróbować przekierować ją na trochę inne tory.
MSN został wzniesiony jako miejsce czasowych i stałych wystaw sztuki nowoczesnej. Aby więc stwierdzić cokolwiek na jego temat, należałoby zaprezentować w nim wystawę i zaprosić zwiedzających. Wtedy moglibyśmy zacząć wyrabiać sobie zdanie o tym, czy jest to udana realizacja architektoniczna, czy też nie. Gdy kolejni artyści i kuratorzy będą mogli odnieść się do przestrzeni przygotowanych dla nich przez zespół projektowy Thomasa Phifera, gdy pierwsi amatorzy sztuki zgubią się w poszukiwaniu konkretnych sal (albo trafią do nich jak po sznurku), gdy obsikają muszle klozetowe w toaletach, wymacają poręcze, zjedzą w bistro, rozlewając na posadzce płyny, gdy przykleją się nosami do wielkopłaszczyznowych okien… Krótko mówiąc: gdy życie, dla którego ten budynek został powołany, zacznie się tam toczyć, wtedy dopiero będziemy mieć mandat do wypowiadania się o tym, co na temat tego gmachu sądzimy.
A co z miastem? Z otoczeniem, z kontekstem? Budynek już przecież stoi. Słoń jaki jest, każdy widzi! O tym przecież była nawalanka w internecie sprzed kilku miesięcy! Ludzie zobaczyli jak MSN wygląda i wyrazili opinię.
Owszem, mamy wielkie, białe pudło przy Marszałkowskiej. Jego obecność - w zamiarze projektantów i deklaracjach przedstawicieli muzeum - miała połączyć Plac Defilad i otoczenie pałacu z tym, co się dzieje na Marszałkowskiej w okolicach Domów Centrum i Pasażu Wiecha. Tak, wiem – na razie trudno w to uwierzyć. Ale właśnie temu odbudowaniu łączności ma służyć nowa uliczka Fangora na północ od muzeum. W tym także celu parter nowego gmachu będzie otwarty dla przechodniów, również tych, którzy przejście przez muzeum potraktują jak wygodny skrót. Wydarzenia tu nie będą biletowane, a niewielkie forum, które na tym poziomie ulokowano, ma sprzyjać chwilowym czy dłuższym przystankom. Tyle możemy odczytać dziś. Trzeba bowiem pamiętać, że już wkrótce gmach Muzeum Sztuki Nowoczesnej zostanie otoczony placami budowy z trzech stron. Wciąż trwa przebudowa Placu Defilad, który ma się stać bardziej przystępną, ludzką przestrzenią. Obok rozpocznie się budowa gmachu teatru TR Warszawa planowana na kilka lat. Samą Marszałkowską również czeka przeobrażenie, podobnie gmachy stojące po drugiej stronie ulicy. W 2022 roku firma Atrium European Real Estate, właściciel domów towarowych Wars, Sawa, Junior i zarządca pasażu Wiecha, ogłosiła podjęcie współpracy z biurem Foster + Partners w celu „poprawienia tzw. Ściany Wschodniej”. Na postmodernistyczny biurowiec przy Marszałkowskiej 124 też pewnie ostrzy sobie zęby niejeden deweloper. W najbliższych latach zmieni się więc niemal cały kontekst przestrzenny otwieranego obecnie budynku MSN. Cokolwiek o tym kontekście zawyrokujemy dzisiaj, za chwilę będzie nieaktualne.
Co więc możemy powiedzieć o MSN przed otwarciem i przed wielką demolką tej części śródmieścia?
Jeden z głównych kuratorów muzeum – Sebastian Cichocki – w rozmowie przy okazji poświęconej antropocenowi wystawy „Wiek półcienia” prezentowanej w Muzeum nad Wisłą w 2020 roku zauważył:
Czy w dobie kryzysu ekologicznego powinniśmy wznosić budynki o takiej kubaturze? Czy to nie jest ekologiczna zbrodnia? I jak ze świadomością antropocenu budować instytucję kultury w skrajnie nieekologicznym gmachu? Zarówno wystawa „Wiek półcienia”, jak i wypowiedzi Cichockiego były świadectwem poszukiwania kierunku, teraz zaś przychodzi czas sprawdzenia, czy zespół kuratorski muzeum go znalazł.
– Myślenie o dobrostanie planety dla niektórych instytucji stało się po prostu modnym tematem, który za chwilę zostanie zastąpiony czymś nowym – mówił Cichocki. – Albo i niczym, bo nowych zwrotów może już nie być. Powinniśmy na nowo pomyśleć, jak pracujemy z artystami, z innymi instytucjami. Myślenie ekologiczne to też myślenie o środowisku artystycznym, i to nie tylko środowisku lokalnym. To jest też działalność podtrzymująca pewne procesy, w tym badawcze. Nieoperująca gwałtownymi zrywami. Zwroty prowadzą do zużycia zasobów ludzkich i nie-ludzkich.
Pytania o zasadność stawiania nowych gmachów mają sens, ale tylko wówczas, gdy zadamy je na długo przed wbiciem w ziemię pierwszej łopaty. W przeciwnym razie wywoła się nimi tylko kolejną nawalankę w internecie. Co z tego, że uznamy zbędność tego czy innego budynku? Czy to pozwoli nam ocalić energię, zasoby i emisje, które „wydaliśmy” na jego budowę? Nie, tak ustawiona dyskusja nie służy niczemu poza antagonizacją wszystkich stron. Tym bardziej, że inwestycja tej skali i o takim budżecie to proces trwający wiele lat, w bardzo określonych warunkach (p. w środowisku tak zwanej dyscypliny finansów publicznych, przetargów, praw autorskich, umów i kontraktów).
Jasne, wolałbym zwiedzać to muzeum w jakimś istniejącym gmachu przebudowanym na potrzeby tej instytucji. Czy Warszawa ma takie budynki w odpowiednio atrakcyjnych lokalizacjach? Raczej nie. Przypomnijmy, że drewniany pawilon tymczasowego Muzeum nad Wisłą stanął na tunelu Wisłostrady, ponieważ była to JEDYNA działka tej powierzchni, którą dysponowało miasto i która była wolna od reprywatyzacyjnych roszczeń (a była od nich wolna, ponieważ sprawy te rozwiązano wcześniej podczas budowy tunelu).
Na pewno natomiast można już teraz powiedzieć, że w tym wielkim gmachu technologie związane z nieco mniej zasobochłonnym działaniem da się policzyć na palcach jednej ręki. Patrząc na ilość betonu i jego ekspozycję, nie sposób nie myśleć o tych jedenastu procentach globalnych emisji, za które odpowiada produkcja cementu. Co prawda do budynku wtłaczane jest ciepłe powietrze ze znajdującej się pod nim linii metra, ale to i tak nie wystarczy do ogrzania tak potężnej kubatury. Na dachu umieszczono więc maszynownie systemów HVAC (Heating - Ventylation - Air Condition), a obiekt jest od nich niemal całkowicie zależny. Maciej Miłobędzki pisał o tego typu budynkach, że są jak pacjenci na OIOM-ie podłączeni do aparatury podtrzymującej życie.
Podobno jedna z architektek pracujących w zespole projektowym, zapytana o bardziej proekologiczne rozwiązania, odpowiedziała, że najpierw polski rząd musi się uporać z uzależnieniem polskiej energetyki od węgla, a dopiero później będzie można wytykać architektom brak odpowiednio zielonego podejścia.
Czyli zasadniczo wina PiS-u / Tuska – niech każdy skreśli, co mu pasuje.
Nie mogę powiedzieć, że mnie taka odpowiedź architektki dziwi, ponieważ środowisko architektoniczne do perfekcji opanowało zdolność eksportu winy na innych.
Ostatecznie mamy do czynienia z budynkiem, którego użyteczność zdołamy poznać dopiero wraz z otwarciem pierwszej, stałej wystawy (nie teraz, a dopiero w przyszłym roku). Z budynkiem, którego otoczenie niemal całkowicie się zmieni. Z budynkiem, który został wzniesiony ogromnym kosztem – finansowym oraz ekologicznym. I będzie równie wielkie koszty generował.
Skoro już stoi, musimy ten wielki obiekt wykorzystać najlepiej, jak się da.
I na przyszłość pamiętać, aby rzeczową dyskusję o tym, czy potrzebujemy takich grzmotów, jak mają one wyglądać i jak działać, prowadzić przed rozpoczęciem inwestycji, a nie pod jej koniec.
Na deser dodam, że w jednej z warszawskich cukierni można zjeść ciastko inspirowane (rzekomo) budynkiem MSN-u. Jest to „croissant w formie sześcianu wypełniony lekkim, pistacjowym kremem z nutą wanilii Bourbon z Madagaskaru”. Ciastka lubię, więc zjadłem je z przyjemnością i tylko trochę odbiło mi się po tekście napisanym na pudełku: „Niech Was nie łudzi harmonia i pozorna czystość nowego warszawskiego heksaedru, wypełni go defilada marzeń o potężnej energii. Ból i rozkosz, wysiłek i lekkość, mrok i nadzieja. Wszystko, co dla duszy nowoczesnej jest do pojęcia i wszystko, czego ona pojąc nie może. Piękno. Smutna przejrzystość placu uwikłanego w przeszłość zyskuje dostojną i jasną bryłę światła”.
O rany.
Ten tekst mógł powstać dzięki wsparciu jakie otrzymujemy od naszych patronów i matronek w serwisie Patronite. Jeśli nie ma Cię jeszcze wśród nich zobacz nasz profil i wybierz najlepszy dla Ciebie próg wsparcia! Z góry dziękujemy!
Trwa ładowanie...