XXXI. Zosia

Obrazek posta

Budziłam się powoli, jakby z dna czarnej otchłani. Każdy mięsień w moim ciele był ciężki, a powieki opadały, jakbym dźwigała na nich całe lata swego zagmatwanego życia. Gdzieś w oddali, na skraju tej nienaturalnej ciszy, słyszałam pojedyncze…kap, kap, kap. Krople skapującej kroplówki. Tak, byłam do niej podłączona – czułam to szczypanie w rękach. Nie mogłam poruszyć ciałem, ale przynajmniej świadomość wracała, chociaż powoli i z oporem.

 

Otworzyłam oczy, wbijając wzrok w nieznane mi miejsce. Światło było mdłe, jakby dochodziło zza mlecznego szkła. Pokój był sterylny, zbyt czysty jak na pokój doktora Chrzanowskiego, chłodny i złowrogi.  Wszystko było dziwnie bezosobowe, pozbawione koloru, jak w scenie z jakiegoś medycznego horroru. Kroplówki, łóżko, ściany – wszystko jednolite, nijakie. Może chce mi wyciąć nerkę? Czytałam o takich zwyrodnialcach. Nerkę, a może i serce.

 

Wtedy poczułam, że ktoś jest obok. Powoli odwróciłam głowę i napotkałam wzrok tej osoby. Stała w pewnej odległości, całkowicie cicha, i patrzyła na mnie. Jej twarz była niemal całkowicie zakryta – maska chirurgiczna, czepek, fartuch lekarski i lateksowe rękawiczki na dłoniach. Widać było tylko oczy, błękitne oczy, które zdawały się przenikać mnie na wylot. Czułam, że patrzy we mnie, nie tylko na mnie – jakby próbowała zobaczyć coś, co kryło się pod powierzchnią. Jej wzrok był intensywny, ale nieodgadniony. Kim była ta osoba? Nie odezwała się ani słowem, tylko stała i patrzyła.

 

Zaczęłam zbierać w sobie siły, próbując wyrwać się z tego odrętwienia. W głowie miałam wiele pytań, choć nie mogłam zebrać się na zadanie choćby jednego. Czułam się jak uwięziona, jak motyl przybity szpilką do jakieś tablicy, niezdolna do ruchu, do jakiejkolwiek obrony, a ten wzrok, nieustannie wbity we mnie, potęgował moje poczucie zagubienia i bezsilności…i strachu.

 

Nagle z głośnika w rogu pokoju rozległ się głos doktora Chrzanowskiego. Cichy, głęboki, pozbawiony emocji, a jednak miał w sobie coś, co wzbudziło we mnie zimny dreszcz.

 

– Opiekuj się siostrą – powiedział, a jego słowa brzmiały jak rozkaz, spokojny, nieznoszący sprzeciwu. – Ja jadę po waszą matkę.

 

Zamarłam. Opiekuj się siostrą? Moje myśli zawisły w miejscu, próbując przetrawić sens tych słów. Czy on mówił o mnie? A jeśli tak, to kim była ta postać obok mnie, o błękitnych oczach? „Siostra…” – próbowałam wyłapać jakieś wspomnienia, cokolwiek, co mogłoby mi dać wskazówkę. Ale mój umysł nadal spowijała mgła, zamazując wszelkie obrazy.

 

Spróbowałam się podnieść, ale moje ciało było wciąż słabe, jakby zapomniało, jak się poruszać. Osoba przy moim łóżku uniosła lekko rękę, gestem sugerując, żebym została na miejscu. Poczułam na skórze chłodny dotyk palców, kiedy ujęła moją rękę i lekko ścisnęła, nieco za mocno. Ten gest nie był czuły ani troskliwy – raczej stanowczy, nakazujący spokój.

 

– Kim jesteś? – wyszeptałam, a mój głos brzmiał obco, jakby nie należał do mnie. Czułam, że drży i słyszę w nim panikę, co jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi. Czekałam na odpowiedź, ale nie doczekałam się. Jedynie te błękitne oczy spoglądały na mnie nieustannie, bez śladu emocji.

 

Z głośnika znów popłynął głos Chrzanowskiego, jakby usłyszał moje pytanie, choć nikt z nas go nie zadał na głos. – Odpocznij, Zosiu. Wszystko, co potrzebujesz wiedzieć, dowiesz się we właściwym czasie.

 

Przez chwilę miałam wrażenie, że moje serce przyspieszyło, że mogłam zaraz wpaść w panikę. Te zimne, suche słowa z ust Chrzanowskiego działały na mnie jak trucizna, powoli wciągając mnie w stan, którego się bałam, a mimo to nie mogłam się im oprzeć. Zamknęłam oczy, próbując odciąć się od jego głosu, od tej osoby o błękitnych oczach. Ale echo słów doktora nadal brzmiało mi w głowie.

 

– Siostrą, siostrą, sioooooostrą…

Próbowałam sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam, co się wydarzyło przedtem. Migotały przede mną strzępy wspomnień, urywki zdarzeń, ale nic nie mogło połączyć się w całość. Widziałam jedynie obraz dziewczynki – tej, której zdjęcie widziałam wcześniej. Czułam, że była mi jakoś bliska, ale nie wiedziałam, kim była. Moje myśli rozmywały się, jakby ktoś wciąż blokował moje wspomnienia.

 

Nie wiedziałam, jak długo leżałam, pogrążona w półśnie. Czas się rozciągał, był nienaturalny, jakby ktoś specjalnie go spowalniał, sprawiając, że każda sekunda była jak godzina. Próbowałam zapanować nad własnym ciałem, zacząć je czuć, odzyskać kontrolę. Ale cokolwiek mi podano, nadal działało.

 

 

W końcu odważyłam się znowu otworzyć oczy. Tamta osoba – siostra? – siedziała teraz w rogu pokoju, wciąż wpatrując się we mnie tym zimnym, nieodgadnionym spojrzeniem.

– Proszę… – zaczęłam, łamiąc ciszę, która wypełniała pokój. – Powiedz mi, gdzie jestem. Co się tu dzieje?

 

Nic. Nawet drgnięcia mięśni. Tylko oczy, te przeklęte oczy, w których odbijała się jakaś historia, której nie potrafiłam odczytać.

 

– Przestań tak na mnie patrzeć! – wyrzuciłam z siebie, próbując zmusić ją do jakiejkolwiek reakcji. Głos mi się załamał, ale nie obchodziło mnie to. Miałam wrażenie, że zaraz oszaleję. Ta bezsilność, brak odpowiedzi, tylko potęgowały mój strach.

 

Pozostało mi jedynie czekać na powrót Chrzanowskiego z moją matką. Lecz kim ona była?

 

 

Zobacz również

XXX. Józef
XXIX. Kasia
XXVIII, Agnieszka

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...