Ocknęłam się, kaszląc i krztusząc się wodą, która wypełniała moje gardło i płuca. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam zanurzona w tej lodowatej topieli, ale czułam, jak zimno przenika mnie do kości. Z trudem łapałam powietrze, próbując otrząsnąć się z bólu i szoku. Zbyt wiele myśli, zbyt wiele wspomnień, które przywołała ta bliskość śmierci.
Maks trzymał mnie za ramię, patrząc surowo, oczekując odpowiedzi. Próbował mnie ocucić, choć jego pomoc była niewiele warta. Targały mną dreszcze, czułam, że nie dam rady dłużej, ale wiedziałam, że poddanie się oznaczałoby kres – nie tylko dla mnie, ale dla wszystkiego, co próbowałam chronić.
– Pieniądze… – wydyszałam, choć słowa wypluwałam z trudem, a powietrze paliło mi płuca. Maks uniósł brew i zbliżył się, jakby nagle nabrał większego zainteresowania. Widziałam, że muszę być przekonująca, że muszę sprawić, by uwierzył w to, co mówię.
– Powiem, gdzie są, – dodałam, czując, jak energia odpływa z mojego ciała, ale nie mogłam się poddać.
Jego twarz rozjaśniła się tylko na moment, po czym znów przybrała wyraz nieufności. Wyprostował się i pokiwał na jednego ze swoich ludzi. Kątem oka dostrzegłam, jak ten mężczyzna podchodzi do mnie, gotów na kolejne brutalne działanie, jeśli nie będę mówiła. Musiałam dać mu coś, co zatrzyma go przy tym tropie. Wzięłam głęboki oddech, a w moich oczach zagościł cień dawnego koszmaru, wspomnienia, które powróciły, choć przez lata próbowałam je wymazać.
– To lalka, – wymamrotałam, wpatrując się w dal, jakbym widziała tam coś, czego nikt inny nie mógł dostrzec. – Stara lalka z błękitnymi guzikami zamiast oczu. Musicie ją znaleźć. Tylko z nią znajdziecie pieniądze.
Na twarzy Maksa pojawił się wyraz wahania, choć po chwili pokrył go maską wyższości i zimnej determinacji. Jego spojrzenie było twarde i surowe, ale widziałam, że zaczyna wierzyć. Nie wiedział jednak, że każde moje słowo o tej lalce niosło ze sobą historię i ból. Historię, o której nie chciałam mówić, którą chciałam zapomnieć.
---
Był deszczowy, listopadowy wieczór, kiedy znalazłam ją po raz pierwszy. Śmierdziało gnijącymi resztkami jedzenia i wilgocią, która przenikała wszystko dookoła. Gdy ta dziewczyna odeszła, podkradłam się. Zauważyłam, że coś porusza się w stercie śmieci. Podchodziłam powoli, a w mojej głowie pojawiały się najczarniejsze myśli. Byłam pewna, że znajdę tam zranione zwierzę, a może coś jeszcze gorszego. Ale to nie było zwierzę. To była mała, krucha istota – niemowlę, zawinięte w stary, podarty koc.
Mój oddech zamarł, kiedy dostrzegłam jej maleńką twarz. Zamknięte powieki były nabrzmiałe, policzki sine od chłodu. Wyglądała na tak delikatną, że bałam się jej dotknąć. Ale wiedziałam, że muszę coś zrobić. Całe moje życie było bez znaczenia, wypełnione pustką i pogardą dla świata, lecz w tamtej chwili poczułam coś, czego nie potrafiłam zrozumieć. Jakieś głęboko zakorzenione uczucie odpowiedzialności.
Zabrałam ją ze sobą, otuliłam płaszczem i próbowałam ocieplić własnym ciałem. Całą noc czuwałam przy niej, wpatrując się w jej małe, zaciśnięte piąstki. W tamtym momencie postanowiłam, że zrobię wszystko, aby zapewnić jej bezpieczne życie, życie z dala od brudu i przemocy, której sama doświadczałam.
---
Maks wyrwał mnie z myśli swoim zimnym spojrzeniem. Jeden z jego ludzi zbliżył się, oczekując kolejnych instrukcji.
– Idź po tę lalkę, – rzucił, wskazując na mnie palcem. Jego ton był ostrzegawczy, jakby chciał mnie przygotować na to, co może mnie spotkać, jeśli okaże się, że kłamię.
Wstrzymałam oddech, wiedząc, że muszę utrzymać tę iluzję. Musiałam sprawić, by naprawdę uwierzyli, że lalka jest kluczem do rozwiązania ich problemów. Nie wiedzieli, że dla mnie była czymś znacznie więcej. Czymś, co przypominało mi o tamtej nocy, o mojej decyzji i o więzi, którą zbudowałam z tą małą istotą. Chciałam dać jej choć jedną rzecz, której nigdy nie miałam – nadzieję.
---
Niemowlę rosło, a ja każdego dnia odkrywałam w sobie coś nowego. Dla niej rzuciłam wszystko, co mnie niszczyło. Nałogi, nielegalne interesy, znajomości, które prowadziły mnie prosto na dno. Chociaż na początku były dni, gdy za jedzenie i dach nad głową dla nas, musiałam płacić swoim ciałem. Lecz i to się zmieniło. Znalazłam pracę w pewnym ośrodku, co pozwoliło mi stać się dla niej kimś, kto może dać jej dom. Płacili niewiele, ale każdy zarobiony grosz był przeznaczony na ubrania, czasem drobne łakocie. Za to jedzenie i dach nad głową, to mieliśmy za darmo. Wiedziałam, że tam mogę chronić ją przed wszystkim, co przeszłam sama. Za jaką cenę? Musiałyśmy tylko uczestniczyć w niegroźnych eksperymentach.
Pewnego wieczoru, patrząc na jej zaspaną twarz, zrobiłam lalkę. Ze starych szmat, które trzymałam na gorsze czasy, z resztek tkanin, przetartych ubrań. Gdy lalka była gotowa, spojrzałam na nią i wiedziałam, że brakuje jej oczu. Wtedy przypomniałam sobie o starym swetrze, którego już nie nosiłam. Był niebieski i miał dwa błękitne guziki, które od razu przykuły moją uwagę. Przyszyłam je lalkowej twarzy. Błękitne oczy miały patrzeć na nią, gdy ja nie mogłam.
Co wieczór, kiedy zasypiała, śpiewałam jej kołysankę:
– Piękne twe brązowe oczka, moja ty perełko... Twoja lalka ma błękitne, lecz twe są przepiękne…
Kiedy patrzyłam na tę lalkę, czułam, że wciąż jest ze mną kawałek dawnej mnie. Coś, co nie pozwalało mi zapomnieć, że kiedyś żyłam w brudzie, przemocy i chaosie, ale teraz miałam cel. Musiałam ochraniać to życie, tę małą istotę, którą wyrwano z samotności i porzucenia, tak jak kiedyś mnie. Ale i to się miało zmienić.
---
– Idź z nią i nie wracaj bez lalki – rzucił do mężczyzny, który jeszcze przed chwilą pastwił się nade mną. Bez słowa poderwał mnie z podłogi w łazience.
Nie miałam sił na opór, gdy prowadził mnie, mocno trzymając za ramię. Byłam jak marionetka, wyczerpana do cna, jednak w myślach krążył plan. Zatrzymał się, otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka, tak że upadłam na łóżko. Nie spuszczał ze mnie wzroku, który zdradzał znacznie więcej. Żądzę. To była moja jedyna nadzieja na ratunek.
– Ubrania masz w łazience. Włóż je – powiedział, lecz sposób, w jaki przesunął językiem po zębach, mówił coś innego.
Nie miałam wyjścia – musiałam zagrać na czas i wprowadzić go w stan uśpionej czujności. Powoli podniosłam się z łóżka, patrząc na niego z wyraźnym błyskiem pokory w oczach.
– Pomożesz? – wymamrotałam cicho, odwracając się i ukazując plecy. – Biustonosz… Jestem osłabiona. Jest mokry, muszę go zdjąć.
W jego twarzy zobaczyłam cień tryumfu, gdy zbliżył się, przekonany, że to ja jestem bezbronna. Ledwo wyciągnął rękę do zapięcia, a już chwyciłam stojącą przy łóżku lampkę i z całych sił uderzyłam go w głowę. Zatoczył się, a ja cisnęłam lampką po raz drugi, by zyskać cenne sekundy. Miałam jedną szansę i nie zamierzałam jej zmarnować.
Drzwi balkonowe otworzyły się bezszelestnie. Wybiegłam na zewnątrz, nie zwracając uwagi na mroźny wiatr, który owionął moje ciało. Zimny beton balkonów pod bosymi stopami przypominał, że jeden fałszywy ruch może być ostatnim. Skok z balkonu na balkon był jak bieg po linie, z tym że moja jedyna lina tkwiła teraz w moim uporze i desperacji.
Dotarłam do pokoju z uchylonymi drzwiami. W środku panował półmrok, a na wieszaku, jak zrządzenie losu, dostrzegłam krótki płaszcz i trampki. Chwyciłam je i narzuciłam na siebie, nawet nie zawiązując butów. Wybiegłam na korytarz, z daleka słysząc krzyk, który zdradzał, że Maks nie zamierzał na tym poprzestać.
Na końcu korytarza zobaczyłam windę i wcisnęłam przycisk, z nadzieją, że to nie będzie moje ostatnie miejsce zatrzymania. Drzwi zamknęły się z delikatnym szumem, zostawiając za sobą hałas zbliżających się kroków. Adrenalina zmieszana z zimnym powietrzem sprawiły, że serce biło mi jak oszalałe, lecz w tamtej chwili była to jedyna droga – droga do ucieczki.
Winda zatrzymała się na poziomie garażu. Korytarz, wypełniony mrocznym światłem i przytłumionym dźwiękiem silników, dawał nadzieję na wyjście. Uciekając z tej pułapki, wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale znalazłam w sobie siłę, o której już dawno zapomniałam. Byłam gotowa, by po raz ostatni spróbować uciec z życia, które zostawiłam za sobą – dla siebie i dla dziewczynki, która była wszystkim, co miałam.
Trwa ładowanie...