Samotna podróż
Wydostałam się z kapsuły o świcie. Poszycie było wgniecione, systemy martwe, a zapasy – żadne. Przed sobą miałam tylko pustkę. Trawy sięgały mi do pasa, kołysząc się leniwie na wietrze. Nad głową krążyły ptaki, czekając, aż upadnę.
Ruszyłam przed siebie. Nie miałam mapy, tylko słońce i gwiazdy, jak podróżnicy, którzy przemierzają tę planetę. Przez pierwsze godziny ból ignorowałam, ale z każdym krokiem coraz bardziej czułam skutki niefortunnego lądowania. Złamane żebro? Stłuczone ramię? Nie miało to znaczenia – musiałam iść.
Pierwszego dnia nic nie jadłam. Drugiego znalazłam kilka owoców, które smakowały jak gorzki pył. Trzeciego piłam wodę ze strumienia, modląc się, by nie zatruła mi organizmu. W nocy chowałam się w wysokiej trawie, trzymając w dłoni ostry kamień, jakby miał mi pomóc w razie ataku.
Gdzieś tam byli moi ludzie. Może obozowali niedaleko, może tak samo jak ja szukali ratunku. Może ktoś zapalił ogień, ale ja go nie dostrzegałam.
Musiałam iść dalej.
Trwa ładowanie...