Historia odzyskiwania i tracenia głosu

Obrazek posta

Spotykam 10 lat młodszą siebie. Przychodzi do kawiarni przed czasem i siada z boku, daleko od innych ludzi. Jest ubrana cała na czarno, w za dużą narzutkę. Wygląda, jakby chciała się schować, być niewidzialna. Nie wyróżniać się. Uśmiecha się, stara się być uprzejma i miła, ale boi się mówić sama z siebie, przekonana, że na pewno popełni błąd i powie coś źle. Albo zmarnuje czas innych. Wstydzi się siebie. Odpowiada tylko zapytana. Nie mówi o sobie, bo kogo to interesuje? Nie czuje, że można ją polubić. Niby za co?

W szkole czy na studiach siedzi cicho, często daleko od rówieśników. Dużo się uczy, ma wiedzę – ale gdy pada pytanie od wykładowcy, nie potrafi podnieść ręki czy odpowiedzieć sama z siebie. W tym czasie na kartce rozpisuje sobie odpowiedź. Zawsze jest źle, zawsze czegoś nie uwzględniła, coś można dodać. Męczy się. Gdy już jest zdecydowana, by podnieść tę cholerną rękę, pojawiają się myśli: „A skąd pewność, że wiesz? A może to nieprawda? Kto tobie uwierzy?”.

Od lat nikt jej nie wierzy. Co jakiś czas łapią ją paraliżujące bóle i nie może się ruszyć – to endometrioza. Ale diagnozę tej choroby dostanie dopiero za 9 lat – póki co lekarze rozkładają ręce. „Taka pani uroda. Ja tu nic nie widzę. Może to psychiczne?”. Nie chce przeżywać bólu publicznie i narażać na widok swojego cierpienia innych. To nieprzyjemny widok. Najczęściej zamyka się więc w pokoju, gdzie może uciec w świat książek, pisania i nauki, a obok jest łazienka, w której leży na zimnych posadzkach i wyje z bólu. Ale zapewne sama jest sobie winna. Może to psychiczne?

Gdy w związku mówi, że ją boli – nie zawsze zostaje wysłuchana. Czasem płacze, stara się zaciskać zęby. Ból w trakcie stosunku stanie się jej codziennością. Myśli, że robi coś źle. Może to kara za stosunek przed ślubem? Sama jest sobie winna.

Dopiero po latach zrozumie, że to objaw endometriozy, a nie jej wina czy wymówka wycelowana w partnera.

Ta wycofana dziewczyna ubrana na czarno już niedługo weźmie udział w swoim pierwszym proteście na rzecz praw kobiet – czarnym ptoteście. Będzie przerażona, że rząd próbuje odebrać kobietom autonomię cielesną. Ale gdy spróbuje skandować z innymi – z jej ust wydobędzie się żałosny kwik. Jej głos jest uwięziony. Sama jest sobie winna – co to za problem, by zaskandować? Żenada.

Na kolejnym proteście niektóre uczestniczki są wrzucane do wozów policyjnych i bite. A ona – razem z setkami innych dziewczyn – siedzi przed wozem policji w kałuży. Trzymają się za ręce i skandują, by wypuścić inne dziewczyny.

Odzyskuje głos. Wreszcie zaczyna walczyć swoim głosem – nie z samą sobą, tylko z opresyjnym systemem. Pisze teksty, występuje na demonstracjach, organizuje akcje. Rozmawia i spotyka się z osobami potrzebującymi i im pomaga: towarzyszy na policji, w prokuraturze, na rozprawach, robi zakupy, płaci za leki czy lekarza, odwiedza w szpitalu, załatwia darmową pomoc prawną czy psychologiczną, kontaktuje się z instytucjami i reaguje. Jest obok, całodobowo, często godzinami rozmawia z osobami po przemocy. Nagłaśnia niesprawiedliwe traktowanie, zmienia je. Reaguje na stereotypy promowane w przestrzeni publicznej, wiedząc, jak potrafią krzywdzić osoby po doświadczeniu przemocy. Sama jest jedną z nich.

Robi to codziennie przez siedem lat. Po latach tkwienia w ciszy i braku sprawczości – wreszcie wykrzykuje to wszystko, co ją boli.

Patrzę na nią i wiem, jaki poniesie koszt odzyskania głosu: groźby przemocy i śmierci, zastraszanie, inwektywy, poniżanie, uporczywe nękanie, masowe nagonki. Napady lękowe, ataki paniki. Niewychodzenie z domu i silne leki. Trauma. Ale przecież „sama jest sobie winna”. „Taki jest internet”. „Trzeba było się nie odzywać”. „Po co prowokowałaś?”.

By chronić się przed tą przemocą, znów się wycofa. Kawałek po kawałku. Znów głos będzie jej grzązł w gardle. Znów będzie się hamowała i bała, planowała każde słowo, zastanawiała się, kto jej uwierzy. Zawsze jest źle, zawsze czegoś nie uwzględniła, coś można dodać lub wyciąć z kontekstu. Formułuje wypowiedzi, przewidując możliwe reakcje oprawców. Albo milczy. Przecież jeśli ją gnębią – to sama jest sobie winna.

A w trakcie starań o ciążę to nie tylko jej życie jest zagrożone - ale i ciąża. Więc tym bardziej milczy i się wycofuje. Boi się już nie tylko o siebie - ale i o ciążę.

Dziewczyny mają być grzeczne i miłe. Nie narażać innych na widok swojej złości, sprzeciwu czy cierpienia. A gdy się wychylą – pożałują.

Ja nie żałuję. Ale wolałabym nie żyć w świecie, w którym do wyboru mamy cierpienie w milczeniu lub dalszą przemoc za przerwanie milczenia.

Wtedy myślałam, że mogę zmienić ten świat. Po prawie dziesięciu latach ciągłej walki nie jestem już tego taka pewna.

To nie jest historia pełna nadziei i czułości do siebie. Takiej nie mam teraz do zaoferowania. Ale jest to historia prawdziwa.

 

 

 

Zobacz również

Niepamięć
Obowiązek małżeński w wydaniu liberalnej ginekolożki-influencerki
Niechciane stosunki raczej wpędzą nas w traumę niż w szczęśliwy związek

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...