O autorach, umowach i tym, o czym się nie mówi.

Obrazek posta

Ostatnio coraz głośniej jest w SM o pewnej książce, która sprzedała się w rekordowym nakładzie – pół miliona egzemplarzy i nadal się sprzedaje. Bardziej niezwykły jest fakt, iż jest to debiut literacki. Oczywiście – takie rzeczy się zdarzają, no i są autorzy i autorki, który mają na swoim koncie wiele więcej sprzedanych książek, a chodzi o autorów i autorki w naszym kraju. Kilku z nich nawet znam. Ale do rzeczy. Autorka tego debiutanckiego bestsellera słusznie – moim skromnym autorskim zdaniem – domaga się od wydawcy większej zapłaty za swoje dzieło. Oczywiście, nim zaczną się komentarze, że „widziały gały, co podpisywały” i tym podobne opinie, pragnę nadmienić tylko, że prawo pozwala jej na takie działania. I słusznie. Jak wielu czytelników wie, ile naprawdę zarabia autor na swojej książce? Ja wiem, chociażby z doświadczenia. Jak wielu autorom udaje się to, co osiągnęła ta autorka? W skali naszego kraju?  Jak wydawnictwa reagują na takie osiągniecia? To zwykle pozostaje tajemnicą szumnie nazwaną „klauzulą poufności”. Słusznym jest, że każdy pragnie chronić własne interesy i ja to rozumiem. W wydawnictwach też pracują ludzie, który chcą zarobić i to jest także zrozumiałe. Jednak… bez autora i tego, co napisze, czyli książki do wydania, wydawca nie miałby co robić. Powiecie, że „tego kwiatu jest pół światu” i to też jest słuszne, bo odnoszę wrażenie, że dziś jest tyle samo piszących książki, co czytelników – o ile nie więcej, a rynek jest tak „trudny”, że ciężko się przebić przez ogrom propozycji wydawniczych, a co dopiero wybić. Każdy chce mieć bestseller, sprzedawany w milionach egzemplarzy, zostać sławnym i rozpoznawalnym, a najlepiej jeszcze jak do tego dojdzie ekranizacja książki, to już tylko siąść i odcinak kupony. Tu swój wielki wkład mają takie zagraniczne – co podkreślam – autorki jak J.K. Rowling, E.L.James czy S.Meyer, nie wspominając S.Kinga. Każdemu pisarzowi i pisarce marzy się taki sukces. Autorce owej książki się to udało. Udało jej się to z przytupem i serdecznie jej gratuluję i współczuję jednocześnie. Bo musi walczyć o swoje. O godziwe wynagrodzenie za swoją pracę. I to jest przykre. Dopóki w naszym kraju przepisy dotyczące praw autorskich się nie zmienią, będzie tak, jak jest. Grosze dla autora, niski procent, wyzysk i często oddawanie praw do swoich dzieł, aby w ogóle się wydać i zaistnieć na rynku. Brakuje nam instytucji agenta literackiego, kogoś kto zadba o prawa autora. A te kilka osób, które to robią, są wyjątkami podkreślającymi regułę. Jest jeszcze aspekt ogromnych marży dla dystrybutorów i hurtowni, a wiem, co mówię. Tu znów mamy temat dbania o interes własny i to mnie nie dziwi. Proces wydawniczy, droga, jaką książka musi przejść od wydawnictwa do czytelnika, to czasami drogą pełna wybojów. A na jej początku jest autor, który – moim zdaniem – powinien być traktowany jako niezbędny początek, a nie zło konieczne. Jako to najważniejsze ogniwo w długim łańcuchu wydawniczym. I godnie za swoją pracę powinien być nagradzany! Bo napisanie książki, to nie bułka z masłem, a ciężka praca, czasami kilkumiesięczna a nawet kilkuletnia. Szanujmy się wzajemnie. I tego Wam życzę, kochani.

#pisarz #wena #sezon

Zobacz również

Zdroworozsądkowe.
Koty spadają z nieba
CZY PISARCE/PISARZOWI MOŻE ZABRAKNĄĆ WENY?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...