Co poszło zgodnie z planem, a co nie? Kulisy premiery w Modellers World TV i plany na kolejne odcinki
Gdy kilka godzin po premierze odpaliłem YouTube Studio, puls miałem pewnie jak po podwójnym espresso. Rok przerwy to w internecie cała wieczność. Czy ktokolwiek jeszcze czekał? Czy polska wersja filmu miała szansę przebić się przez algorytmiczny szum, a napisy po angielsku nałożone na polską narrację nie okażą się niewypałem, dla wersji na świat? Włączyłem analitykę, wstrzymując oddech. Dane spływały, a ja czułem, jak kropla potu zaczyna biec mi po plecach. Bo to, co zobaczyłem, było zaskakujące. I było nieoczywiste.
Film, który trafił na kanał 28 kwietnia, był moim pierwszym materiałem po rocznej przerwie. To dobry moment, aby zastanowić się nad pierwszymi wnioskami. Po pierwszej dobie widoczny był sukces polskiej wersji językowej, co z jednej strony jest naturalne – większość moich obserwujących na Facebooku to osoby z Polski, więc to przeważająca grupa odbiorców. Z drugiej strony – polski to mój naturalny język, więc siłą rzeczy film wyszedł najbardziej naturalnie.
Tylko czy entuzjazm rodaków wystarczy, by podbić świat? Czy widz zza oceanu, nieznający ani mnie, ani języka słowian, przebrnie przez zaskakujący wstęp i zostanie? Tu zaczyna się problem. Początkowo planowałem nagrać osobne sceny "talking heads" (ujęcia, w których mówię bezpośrednio do kamery) dla wersji angielskiej i niemieckiej. Obróbka polskiej wersji wyssała ze mnie tyle energii, że na samą myśl o powtórce w obcym języku dostawałem drgawek. To nie jest tak, że usiadłem, poklikałem i gotowe. Pierwsze podejście – zająknięcie. Drugie – splunięcie w mikrofon. Trzecie – w połowie zdania zapomniałem, co chciałem powiedzieć. Czwarte? Pies zaszczekał. Każde kolejne ujęcie brzmiało gorzej, jakbym próbował wydukać "cyjanoakrylowy cleaner po islandzku", a przecież miałem do przekazania tylko proste kwestie.
Ostatecznie montaż okazał się naprawdę czasochłonną pracą, wliczając w to szukanie atrakcyjnych kadrów pośród dziesięciu "trupów" na osi czasu. Powtórzenie tego samego w językach, które nie są moją naturalną mową, trwałoby znacznie dłużej. Zdecydowałem się więc na dodanie napisów w obcojęzycznych wersjach filmu. Niestety, statystyki na YouTubie jasno pokazują, że zwłaszcza w wersji angielskiej powoduje to spore "odbijanie się" zagranicznych widzów – najczęściej przy pierwszym talking head, gdzie słychać lektora nałożonego na polski oryginał.
Cóż, w kolejnym odcinku postaram się częściej pojawiać w luźnych przebitkach – tam, gdzie coś po prostu robię, a narracja leci w tle. Może to być wrzutka z siłowni... A może epicka wyprawa do paczkomatu po świeżutkie dostawy farb, niczym po artefakty w jakiejś grze RPG – jakby zadania poboczne. Tak czy siak, chciałbym zachować z Wami kontakt wzrokowy, że tak to ujmę. Pomysłów mam tyle, że starczyłoby na trylogię, więc coś z tego na pewno "wyrzeźbię".
A skoro o "rzeźbieniu" mowa, następny odcinek to będzie czyste złoto dla każdego fana brudzenia i detali. Koniec z przystawkami. Oto wniesione zostanie danie główne: pokażę Wam, jak maluję figurki "świniowskich" aż ich skóra nabierze niepokojąco realistycznego wyglądu, jak postarzam wymowne akcesoria AGD, żeby wyglądały jakby przeżyły ciężki czas w stodole, i jak z gliny oraz błota tworzę teren, na którym wasze czołgi w 35 poczuły by się jak ryba w wodzie. Rdza, brud, kurz – wszystko to, co tygryski lubią najbardziej. Poprzedni film to był prolog, domknięcie starego rozdziału nagranego jeszcze w czasach, gdy mój setup studyjny przypominał raczej jaskinię Batmana w pierwszej wersji z lat 40. Teraz wchodzimy z nową jakością.
Prace nad kolejnym odcinkiem już trwają. Nie deklaruję żadnych terminów, bo wiem z doświadczenia, że to nie ma większego sensu. Z mojej strony: podzieliłem sobie czas pracy, wydzieliłem ile się da na modelarstwo, nagrywanie i montaż. Zobaczymy, kiedy film się pojawi.
Moim ambitnym celem jest jeden film na miesiąc. Jak widzicie – przykładam się do montażu. To nie są po prostu cięcia wrzucone na YouTuba z komentarzem. To są przygotowane i porządnie obrobione materiały. A to jest masa roboty. Analiza nagranych scen. Cięcie. Dobór muzyki. Potem znowu cięcie – tym razem pod muzykę. Kilka przeglądów pod rząd, żeby zobaczyć, czy to się w ogóle ogląda. I finalnie... powrót do punktu pierwszego. Od nowa. Jeszcze raz. I jeszcze.
Będzie mi bardzo miło poczytać, co sądzicie o filmie. Czy wolicie narrację zza kamery, czy kontakt wzrokowy z talking headów? Jak odbieracie różnicę między wersjami językowymi? Jakie macie uwagi? Pogadajmy swobodnie – nawet bardziej niż w komentarzach na YouTubie. Nie boję się krytyki – cenię rady, więc… śmiało!
Kolejny odcinek? Będzie mocno. Tyle mogę zdradzić. A że "mięsa" nie zabraknie… Przygotujcie się na coś, co sprawi, że wasze pędzle same zaczną drżeć z ekscytacji. Nie tylko te modelarskie... ok, żartowałem! Choć może i nie? Dowiecie się dlaczego ;) Skalpele i wykałaczki w dłoń, bo "mięsa" będzie tyle, że starczy na cały regiment. A może nawet na dwa. I gwarantuję – pomysł na dioramę jest zacny. O ile w ogóle można nazwać go dioramą.
Trwa ładowanie...