O cieniu własnych myśli
W tym wpisie chcę podzielić się refleksją o cieniu, który nie znika. Cieniu, który przychodzi znienacka, rozlewa się po duszy i nie pozwala o sobie zapomnieć. To opowieść o depresji – tej cichej towarzyszce, która zmienia sposób myślenia, czucia i postrzegania świata. Niewidoczna dla innych, a dla Ciebie – boleśnie realna. Nie będzie tu recept ani prostych odpowiedzi. Będą za to emocje i prawda o tym, jak naprawdę wygląda życie z cieniem, który trwa.
Jakby życie przestało być moje – refleksja o cieniu, który nie znika
Myśli zaczynają błądzić, uciekają w znajome, ciemne zakamarki. Coraz częściej wracasz do cierpiętniczych obrazów z przeszłości – do kąśliwych, złośliwych uwag, które kiedyś kierowano pod Twoim adresem, które tkwią jak drzazgi, niewidoczne, ale bardzo bolesne. Rozbrzmiewają echem, które trudno uciszyć. Zaczynasz obwiniać wszystkich wokół – świat, los, a przede wszystkim siebie. Twój nastrój zmienia się nagle i gwałtownie, ogarnia Cię fala smutku, złości, czasem pustki. Czujesz, jakbyś traciła kontrolę nad własnym umysłem, a każda emocja była przesadzona, zbyt ciężka, by ją unieść. To nie tylko chwilowe przygnębienie – to stan, który rozlewa się powoli, ale nieubłaganie. Wszystko staje się cięższe, jakby nawet najprostsze czynności wymagały ogromnego wysiłku. W takich momentach trudno uwierzyć, że jeszcze wrócą jasne dni.
Noce — ach, noce to prawdziwe godziny udręki. Leżysz nieruchomo, a sen nie nadchodzi. Myśli nie dają Ci ani chwili wytchnienia, krążą nieustannie, nie pozwalając odpocząć Twojemu i tak już osłabionemu umysłowi. Próbujesz je odgonić, odciąć się od nich, choćby na krótką chwilę zamknąć oczy i zasnąć, ale to, co kiedyś przychodziło bez trudu, teraz wydaje się być niemal niemożliwe do osiągnięcia. Każda minuta przeciąga się w nieskończoność, a Ty czujesz, jak coraz bardziej toniesz w bezsenności i rozmyślaniach, które zamiast ulgi, przynoszą tylko ciężar i zmęczenie.
O wybaczeniu czy zaufaniu nie ma mowy, jeśli w sercu nosisz ciężar wielkiej krzywdy i żalu do osób. Obwiniasz wszystkich dookoła za swój stan, a w Twoim wnętrzu nie ma już miejsca na miłość, radość czy śmiech. Zamiast nich króluje smutek i nieustanne rozdrażnienie. Każdy drobny bodziec wywołuje wściekłość, a świat zdaje się być miejscem srogim, nieprzyjaznym i pełnym zagrożeń. Atakujesz wszystkich wokół – słowem, gestem, spojrzeniem – a potem spada na Ciebie fala poczucia winy, która dławi i przytłacza. Łzy, które chciałabyś wypłakać, wciąż tkwia w gardle, a ich niewypowiedziany ciężar odbiera siły i nadzieję.
Wewnętrzny monolog smutku
Jesteś zalewana ogromem własnego cierpienia, przytłoczona samotnością, która zdaje się nie mieć końca. Płacz – jeśli w ogóle jeszcze potrafisz płakać – jest Twoją jedyną ulgą, choć często nawet łzy zdają się wysychać, jakbyś została odrętwiała, otępiała od wewnątrz. Patrzysz daleko przed siebie, ale nie widzisz nic poza tym przeklętym koszmarem, który wydaje się trwać wiecznie, bez żadnej nadziei na zmianę. Wszystko staje się zamglone, oddalone, jakbyś dryfowała w bezkresnej ciemności, samotna i zagubiona.
Po więcej zapraszam na bloga
https://www.psychoswoboda.pl/oznaki-depresji-w-cieniu-wlasnych-mysli/
Trwa ładowanie...