Zero Załamki na Tour de France

Obrazek posta
Jak to jest być VIPem na największym i najbardziej prestiżowym wyścigu kolarskim na świecie? Jak spotkać kilku Mistrzów Olimpijskich i Mistrzów Świata na wycieczce do Francji? Jak podejrzeć od kuchni pracę jedynej profesjonalnej polskiej grupy kolarskiej na World Tourze UCI?

Zaczęło się niewinnie.. zobaczyłem na facebook'u konkurs #CCCTeamFan. Można było wygrać bidon, oryginalny strój kolarski (wart niemal 1500zł!) lub wycieczkę na Tour de France.. trzeba było wykręcić na rowerze co najmniej 500km w 2 tygodnie i napisać co cię motywuje do treningów. Kilometry i tak regularnie kręcę a motywacji też mi na pewno nie brakuje ;) a dobra - spróbuję!
Przyszedł mail.. "Z olbrzymią radością informujemy, że Pana zgłoszenie i osiągnięcia zostały wyróżnione główną nagrodą - wyjazdem na Tour de France wraz z niepowtarzalną możliwością spotkania z najlepszą polską drużyną kolarską CCC Team! GRATULUJEMY!"
Wybuch radości! Okrzyk szczęścia "Jjjeeeeeesssttt!!!!" Jadę!!!

Na lotnisku w Warszawie przywitał mnie nie kto inny jak sam Robert Korzeniowski (tak, ten Robert Korzeniowski! 4-krotny Mistrz Olimpijski, legenda polskiej lekkoatletyki a obecnie Dyrektor ds. Komunikacji i Marketingu Sportowego w firmie CCC). Po chwili dołączyło 2 wyluzowanych ziomków Marek i Janek z agencji Grupa Keino, którzy mieli towarzyszyć mi w wycieczce i nagrać materiał z całego doświadczenia na TdF. Ruszyliśmy :)

Godzinka do Paryża, godzinka do Marsylii, minęło szybko i bezboleśnie.
W Marsylii czekali już na nas Sławek 'Slavo' Błaszczyk i Steve Bauer, Dyrektorzy Sportowy w CCC Team. Cała nasza szóstka miała przez najbliższe 2 dni stworzyć ekipę, która wspólnie doświadczy 16ego etapu wyścigu.
 
 
Głodni!! Pierwszym naszym celem było się najeść :D Wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka. Nie zarejestrowałem nazwy, ale zarejestrowałem malownicze uliczki ubrane w stylowe jasne kamienice, gzymsy i fontanny. Skąpane w Słońcu miasteczko i sięgające 40*C wilgotne powietrze nie dawało mi złudzenia, że jestem na południu Europy. Niemal wszyscy zamówiliśmy wok z rybą a na deser kawę, żeby nie oddać się ospałej, wakacyjnej atmosferze panującej wokół.

W końcu dojechaliśmy do hotelu gdzie stacjonowali nasi kolarze. Dzisiaj mieli akurat dzień wolny i trafiliśmy prosto na kuluarowy podwieczorek w luźnej atmosferze, przy słynnym autokarze zespołu a dokładnie pod wbudowaną pergolą tworzącą zadaszenie od słońca/deszczu dla drużyny.
 
Wódka, whiskey, drina goni kolejny drin ..to nie był scenariusz tego podwieczorka. Scenariusz był dużo lepszy. Był to idealny moment na poznanie chłopaków z drużyny, wszyscy wyluzowani, uśmiechnięci, siedzieli sobie na krzesełkach zajadając oliwki i ser, żeby rozgrzać żołądek przed kolacją ;)
 
 
Najpierw zamieniłem kilka zdań z liderem zespołu Gregiem Van Avermaet'em, Mistrzem Olimpijskim z Rio 2016 i kilkukrotnym zwycięzcą etapów na TdF. Przekazałem mu, że jutro ma nie kończyć dalej niż na pierwszym miejscu ;) w końcu nie przyjechałem tu na marne.
Potem dłuższą chwilę spędziłem z Michaelem Schar'em i siedzącym obok Łukaszem Wiśniowskim. Michael to chyba najwyższy kolarz na całym TdF, ale też bardzo spoko gość pochodzący ze Szwajcarii. Pogadaliśmy trochę o para-kolarstwie i o wyścigu. Łukasz stwierdził, że nogi już ostro dostały w kość i zmęczenie dawało się we znaki ..a tymczasem cwaniak okazał się "gwiazdą" etapu następnego dnia! :D

Pogawędkę uciąłem sobie też z najlepszym czasówkarzem ekipy Joey Rosskopf'em. Joey również wywodzi się z kolarskiej rodziny a swój pierwszy rower na wyścig pożyczył od taty, który sam startował.   Podpytałem go o rytuał rozgrzewkowy przed startem i typowe śniadanie. Owsianka u niego przejdzie, ale woli ryż i jajecznicę ..ciekawe połączenie.
 
 
Przed kolacją zdążyłem jeszcze zajrzeć do team'owego autokaru. Samo wejście było nielada wyzwaniem, ale Robert i Slavo to silne chłopaki i wciągnęli mnie bez problemu. A tam - dedykowane fotele dla kolarzy, mini kuchnia, prysznic, toaleta, wydzielony pokój wielofunkcyjny na masaż/spotkania/odpoczynek, zresztą sami zobaczcie: 
 
 
Okazuje się, że drużyna CCC Team ma też swojego kucharza, który jeździ z nimi na zawody. Zazwyczaj działa to tak, że hotel w którym stacjonuje zespół udostępnia kucharzowi kuchnię restauracyjną a on przygotowuje posiłki dla samych kolarzy ze sprawdzonych źródeł i wg przygotowanego planu. Dzięki temu unikają zatruć pokarmowych i dbają o jakość jedzenia. W dzisiejszym menu nie mogło się obejść bez makaronu z mięsem, ale był też łosoś, sałatki warzywne czy gotowana kukurydza. 

 
Kolejny dzień był dniem wyścigu. Wstaliśmy około 7.00 rano, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w trasę. Nie spaliśmy w tym samym hotelu co kolarze, ale może to i dobrze.. tym razem podobno ich warunki nie były najlepsze, smród, brud i bakterie.
..ale jak to?! Na Tour de France! Nie mogli wybrać czegoś lepszego?! A no nie mogli. Organizator TdF stara się zapewnić drużynom podobne warunki i te mają mniej więcej tyle samo dni w hotelach 4*, 3* czy 2*.. podejrzewam, że nie łatwo jest zabukować kilkaset miejsc noclegowych w kilkunastu miejscowościach z różnym zapleczem hotelowym i sprawiedliwie to podzielić pomiędzy zespołami. 
Dlatego też właśnie nasz zespół wozi ze sobą zapasowe wiatraki itp. gadżety. Jak się możecie domyślić w takich warunkach kolarze mają zabronione używania klimatyzacji - łapiesz infekcję i cię nie ma! A szansa na kolejny występ na TdF może się już nie pojawić.  
..my byliśmy akurat w nieco lepszych warunkach w tym samym hotelu co część organizatorów, a na naszym parkingu widniało kilka z ich 'kozackich' autek. :) Na bliższe zapoznanie się z organizatorami nie było czasu, czekał nas intensywny dzień! 

 
Najpierw szybka wizyta u naszych kolarzy. Tam skoczyłem do parku maszyn i zapoznałem się z pozostałymi pojazdami:
- sprzętową ciężarówką, czyli królestwem mechaników, którzy pod ręką mają kilkadziesiąt rowerów i kilkadziesiąt zapasowych kół 
   (co ciekawe, w ciężarówce tej znajdziemy również pralkę, suszarkę, zamrażarkę, lodówkę, maszynę do lodu i parę innych rzeczy :)) 
 

- oraz wozami wyścigowymi, Jaguarami, w których jeździ m.in. Piotr Wadecki, dyrektor sportowy drużyny, który komunikuje się z kolarzami w czasie wyścigu. Jaguarki są wozami wsparcia. Piotrek ma do dyspozycji aż 3  radia wyścigowe do komunikacji organizator-dyrektor drużyny, dyrektor-kolarze, oraz wewnętrzne radio do komunikacji z resztą zespołu. Mocno zapełniony jest też bagażnik takiego auta, w którym znajdziemy przenośną lodówkę z napojami, bidonami i lodem oraz torby z zapasowymi rzeczami dla każdego z kolarzy. W końcu każdy zawodnik musi mieć możliwość reakcji na nagłe i zmieniające się warunki i ma przygotowane zapasowe buty, odzież termiczną i przeciwdeszczową albo okulary.
 
 
 My tu gadu gadu a dużymi krokami zbliża się Godzina Zero.. 

 
Pojechaliśmy na start do wioski kolarskiej w centrum Nimes, tuż przy majestatycznym tutejszym koloseum - The Arena of Nimes, najlepiej zachowanym tego typu zabytkiem na świecie. Własnie przy nim usytuowana była scena i strefa VIP, do której weszliśmy na szybki soczek i obejrzenie  wyścigowych koszulek. 

Co baczniejsze oko zwróciło już uwagę na kamizelkę, którą nieco wcześniej pomógł mi założyć Steve. Nie, nie jest to kamizelka kuloodporna ;) ale tzw. cooling vest, czyli kamizelka chłodząca z lodem. Taka sama, jakiej używają nasi kolarze do rozgrzewek przy naprawdę upalnych dniach, żeby utrzymać niższą temperaturę tułowia i nie przegrzać się przed startem. Mi miała ona uratować życie.

Parę osób już o tym wie, ale po urazie rdzenia kręgowego na poziomie szyjnym zaburzona jest moja termoregulacja i co za tym idzie w ogóle się nie pocę. Już przy temperaturach w okolicy 30*c nagrzewam się jak kaloryfer i potrzebuje się schłodzić. Dzisiaj w menu mieliśmy 40*c w cieniu.. 

Jeszcze na pół godziny przed startem ruszyliśmy na trasę wyścigu, żeby zająć dobre miejsce około 50-ego kilometra, gdzie mieliśmy spotkać peleton i dostarczyć naszym kolarzom izotoników. Po drodze obserwowaliśmy wyścig na żywo w naszym Multivanie i pozdrawialiśmy tłumy zgromadzonych przy drodze i na rogatkach miast kibiców, którzy smażyli się w 40-stopniowym upale oczekując na swoich ulubieńców. Przejechaliśmy też przy kolejnym wyjątkowym miejscu, Pont Du Gard, robiącym niesamowite wrażenie rzymskim akwedukcie w dolinie wyschniętej obecnie rzeki Gard. 
Na kolarzy czekaliśmy ze zniecierpliwieniem, w pięcioosobowej ucieczce mającej ok. 2 minut przewagi nad peletonem jechał Łukasz Wiśniowski, obok Michała Kwiatkowskiego jeden z dwóch polskich rodzynków na TdF 2019. Staliśmy na szczycie podjazdu, ale peleton śmignął obok nas w mgnieniu oka, nieprawdopodobny pęd i moc. Dopiero widząc z boku tak poruszającą się machinę rozumiesz jaki efekt domina może wywołać jeden mały błąd wewnątrz stawki i jak czujny musisz być siedząc komuś 'na kole'.
 
 
Akcja się udała, Steve i Slavo sprawnie rozdali bidony, Janek i Marek ciachnęli foty i filmiki a my z Robertem dzielnie zdzieraliśmy gardła dopingując chłopaków. ;) Następny przystanek: meta. Sprytnym skrótem cisnęliśmy z powrotem do Nimes, żeby zdążyć zaparkować w specjalnie wyznaczonej strefie, dojść na metę i zająć nasze miejsca. Po drodze mieliśmy jeszcze całą wystawę team'owych autokarów, było naprawdę kolorowo.
 
Zarezerwowane mieliśmy miejsca na trybunie VIP na przeciwko podium, gdzie miała się odbyć ceremonia nagrodzenia zwycięzców etapu i liderów wyścigu, około 100 metrów od linii mety. Ogromne tłumy wokół linii mety sprawiły, że samego finishu nie mieliśmy szansy widzieć na żywo, ale obok podium był spory telebim z transmisją na żywo a na głośnikach żywo produkował się francuski speaker.    
 
 
Emocje były wysokie, tym bardziej że do końca łudziliśmy się, że może ucieczce z mocno pracującym Łukaszem Wiśniowskim uda się odeprzeć ataki napierającego peletonu. Nawet pomiędzy siódmym a drugim kilometrem do mety dystans między nimi cały czas utrzymywał się na poziomie 10-12 sekund. Ale wiedzieliśmy też, że jeśli w peletonie nie wydarzy się kraksa lub inny losowy wypadek, to peleton wchłonie ucieczkę i czeka nas finish dla sprinterów.
 
 
Tak się też stało, na niecałe 2 kilometry do mety mieliśmy już rozpędzoną lokomotywę peletonu zmieżającą pewnie do mety. Sprinterzy przyjmowali i walczyli o strategiczne pozycje za plecami rozprowadzających ich kolegów z zespołu. Ewan, Sagan, Groenewegen, Viviani, Kristoff, cała elita światowego sprintu. 800 metrów do mety.. 500.. 300.. poszło! 1000+ watów na licznikach a na mecie kolejny raz wygrywa Caleb Ewan, fenomenalny filigranowy Australijczyk z teamu Sunweb, król sprintu na tegorocznym tourze! 

Na koniec jeszcze 'koronacja' najlepszych. Sagan dalej w zielonej, Wellens dalej ww grochy, Bernal w białej a Alaphilippe nadal w żółtej koszulce lidera ..choć na końcu musiał uznać wyższość młodzieńca z Kolumbii. To był piękny Tour a Mr Future Egan Bernal wygrał chyba wcześniej niż sam o tym marzył.

Mój tour też powoli się kończył. Na deser po kolacji nagrałem jeszcze 2 krótkie wywiady z dwoma Mistrzami Olimpijskimi, Robertem Korzeniowskim i Gregiem Van Avermaet'em (które niebawem znajdziecie na fanpage'u) ..i przyszedł czas pożegnań.  

Kolejnego dnia rano ruszyliśmy z powrotem na lotnisko do Marsylii. Pomimo, że upały dały mi się we znaki i funkcjonowałem w nich na pół-gwizdka, szkoda było już wracać. Potwierdzam, Tour de France rzeczywiście ma swoją magię.

Zbiliśmy piątki z naszym Robertem, legendą kolarstwa lat 80'tych Steve'm i mistrzem żartu i ciętej riposty Slavo i wraz z Jankiem i Markiem, pełni nowych wrażeń zapakowaliśmy się do samolotu. To były niezapomniane 2 dni we Francji.
 
Dziękuję CCC Team za tak wyjątkową nagrodę!
Dziękuję Robert Korzeniowski, Sławek Błaszyczyk, Steve Bauer, Marek Kuprowski i Janek Gierach za wspólną przygodę!  
 
Pora wracać do treningów!?
 
Więcej zdjęć i video materiałów o tym i o wielu innych wyzwaniach znajdziecie na fanpage'u Zero Załamki www.fb.com/ZeroZalamki :) 
 
Zapraszam też do grona moich Patronów na www.Patronite.pl/ZeroZalamki ?
zerozalamki zerozałamki tour de france tdf cccteam cccteamfan cycling kolarstwo

Zobacz również

Wyprawa do Dubaju
Debiut na Pucharze Europy UCI
Trening w czasach Koronawirusa

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...