Gdybym tylko mógł nadążyć sam za sobą — a Ty byś się w tym nie pogubił!
Muszę napisać prawdę. Jestem szalony, introwertyczny i nieokiełznany w budowaniu wewnętrznych i zewnętrznych światów. Muszę zacząć od początku, od miejsc, które mnie ukształtowały. Choć nie sięgnę pełnej prawdy, przynajmniej dotknę punktów przełomowych. Takich jak ten, gdy jako dziecko nabazgrałem na wyświechtanej kartce w kratkę bohomaz, który przypominał wiatrak, a ja wewnętrznie poczułem się artystą. Pomyślałem sobie wtedy: „To będzie kiedyś warte dużo…”. To zdefiniowało mnie na zawsze jako malarza-artystę, ale aspekt rzemiosła udało mi się jakoś pominąć. To chyba istotny paradoks, który definiuje moją twórczość jako działanie i performans.
W okresie dzieciństwa pojawiły się wątki tworzenia narracji. W podstawówce pisałem opowieści o Muminkach, które chlały, klęły i generalnie — jak na zbuntowanego wczesnego nastolatka przystało — nie były poprawne. Jeszcze wcześniej były wątki tworzenia narracji i przygód, zanim jeszcze wiedziałem, że jest coś takiego jak… potrafiłem stworzyć opowieść i wykonać performans dla moich ówczesnych kolegów. Nie wtajemniczałem ich w mój projekt; byłem samozwańczym mistrzem gry, a oni dali się wciągnąć w narrację, co zaowocowało wybitnie ciekawym dniem. Dla nich — niemal magicznym, dla mnie — pierwszym sprawdzianem twórcy i narratora.
W liceum zaczęło się na poważnie, wleciały formy takie jak wiersze, tworzenie muzyki za pomocą ust, pisanie tekstów piosenek. Ale również odnalazłem twórczy zapał do tworzenia wideo, montażu obrazków, łączenia dźwięków, pisania scenariuszy. Rozkwitało także malarstwo, bo miałem zapędy do aktorstwa i wygrałem jeden konkurs recytatorski, a na finale ogólnopolskim dostałem nagrodę pocieszenia — wielki album Claude’a Moneta. Wtedy malowanie zdechłym, sztywnym pędzlem, nikomu nie znaną techniką — z pominiętym, jak zawsze, rzemiosłem — robiłem zestawienia, na widok których Picasso trzymałby się za serce. Malowałem domestosem po materiale. Większość tych dzieł przepadła: w garażach, na strychach, w mieszkaniach przeze mnie zamieszkiwanych. Porzucone i zapomniane, wylądowały pewnie ostatecznie na śmietniku. Nie dbam o to. Jestem nadpłodny i tworzę sztukę tam, gdzie inni nie uznają tego za poprawne, właściwe czy szlachetne. Nie dbam, bo w ten sposób tworzę swoją autentyczność i daję upust niespożytej energii twórczej.
Tu właśnie zaczyna się historia, jako że artysta zajął się biznesem. Moje oczarowanie modelami biznesowymi było ogromne. Tworzyłem ich setki, zanim jeszcze zrozumiałem, czym jest to pojęcie i że w ogóle ma jakieś ramy i cechy. Dla mnie była to siła twórcza, pomysły i zajrzenie w przyszłość — bo wtedy narodził się we mnie wizjoner. Opowiadałem ludziom historie, które na tamte czasy były fantazjami, ale dzisiaj widzę i mogę pomacać te fantazje w realnym życiu, w realnym świecie. Rysowałem mapy procesowe, zanim wiedziałem, czym jest proces. Po prostu czułem i robiłem to, co można zwyczajnie określić twórczością. Na tym to polega. Sięgasz do sfer, które nie są dla ciebie jasne i zrozumiałe, ale wiesz, co masz zrobić. Prowadzi cię duch tworzenia i daje dostęp do zasobów, które nijak są oczywiste dla ludzi postrzegających świat w sposób racjonalny, skalkulowany, oparty na tym, co już znane i bezpieczne. Ja zabierałem się za sprawy skrajnie ryzykowne, takie, gdzie szanse niepowodzenia są wysokie, a efekt końcowy — kalkulując umiejętności, talent i zasoby — raczej mizerny. Ale nie to było ważne. Ważne było tworzenie, ważne działanie, ważny przepływ energii, który towarzyszył temu aktowi. Tylko to.
W pewnym momencie poszedłem mocno w muzykę. Składałem dźwięki wydobywane z gęby i inne, mało profesjonalne — serio, bo elektroniczne pianinko na baterie czy garnek, na którym wystukiwałem rytm makaronem, nie należy raczej do kategorii pro. Powstał cały album zatytułowany „Moje hobby” który składał się z 20 utworów. A najdłuższy trwał ponad 8 min. Poszedłem też mocniej w malarstwo, i to wielkoformatowe. Dziwne, tworzyłem paskudztwa, ale kiedy stałem nad dziełem, czułem ten przepływ i dumę. Dokonało się. Jest. Nie mogę jednak być kompletnie bezkrytyczny. Wiem co nieco o sztuce, kompozycji, czy coś ma głębię i ducha, czy jest tego pozbawione. Bo w dziele chodzi o coś więcej, o wymiary, które często trzeba poczuć — a czuje się takie coś wrażliwością. Ja tę wrażliwość mam w nadmiarze i nie wstydzę się tego, że teraz mam łzy w oczach, bo ten tekst jest moją katharsis. Schodzę do źródła, by powiedzieć sobie wprost: Wymiatasz, koleś. Świat niech klęka, że ciebie ma. Bo ja wstanę i otrzepię się z tego syfu, potem ze świata zdmuchnę tonę pyłu. Bo to jest sztuka — by z porażki uczynić dzieło. Wchodzę tam, gdzie nie jest łatwo i lekko. Bo ja czegoś chcę.
Tak było z programowaniem. Patrzyłem na świat technologii z pasją i podziwem. Wiedziałem, że to realnie zmienia naszą rzeczywistość, wygodę, możliwości, komfort — w sumie wszystko. Ja świetnie poruszam się po świecie fantazji, ale nawet taki motylek musi usiąść czasem na ziemi, a nawet się nią ubrudzić. Liczby, algorytmy, kompilowanie, struktura kodu — to też ogarnąłem. Wstawiałem samodzielnie strony internetowe do moich wczesnych projektów biznesowych, a nawet zapędziłem się do filantropii, szukając „ludzkich wzgórz” — human hills — ze zrealizowanym projektem w ośrodku dla trudnej młodzieży. Zrobiłem to. Jako milioner uczuć, bo kasy nie miałem, tylko własną energię i chęci. Jak się chce, to można. Wystarczy uwierzyć i po prostu iść do przodu, zaczynając od jednego kroku naprzód.
Wtedy też objawiła się siła znacznie większa niż ja. Siła, którą widzę z perspektywy czasu i która dzisiaj znowu przyszła do mnie. Jest jak ukształtowanie ziemi, a ja jestem wodą. Pozwalam płynąć, ale przychodzi moment nagłego skrętu, zmiany biegu. Wiem, że ja steruję tą siłą, ale nie potrafię przewidzieć wszystkich skutków, bo jestem za mały. Z perspektywy tu i teraz nie można wszystkiego przewidzieć, a każde wielkie marzenie, każda wielka wizja ma swoje ofiary. To poświęcenie. To koszty. To, co masz, jest chwilowe, tylko wypożyczone na trochę. Warto sobie to uświadomić i cieszyć się całym sercem, kiedy jest, bo ból straty jest silniejszy niż jakikolwiek narkotyk i potrafi być przy tobie długo, a czasem na zawsze — a ty już nie masz jak zaaplikować sobie kolejnej dawki.
Na dobre rozsmakowałem się w moim twórczym szale biznesowym. To moja kartka, to mój oręż. Drżycie, bo nadchodzę. W tym miejscu ilość twórczych fantazji biznesowych, rozpoczętych i pożegnanych, nie sposób nawet wymienić. Jednak artysta znalazł swoje płótna, swoje pędzle, swoje nuty, instrumenty. Większość tych prac pozostała rozgrzebana i zakopana piaskiem. To jednak nie to samo co obraz czy utwór, wiersz do napisania. Niedokończony obraz? Brak zwrotki? Nie, raczej to mi się nie zdarzało. Biznes pokazał złożoność dzieła, wysiłek, ruchome części, na które nie masz wpływu. Każdy nowy biznes to wielkie dzieło. Każdy działający biznes, który trwa, to arcydzieło. To mistrzostwo.
Ja w tym czasie dotknąłem mojej misji. Ukształtowała się w moich czynach i energii, z której czerpałem: pomaganie przedsiębiorcom, ludziom, którzy tworzą wartość, budują organizacje.
Przyszedł też kryzys i mocne konsekwencje zdrowotne. Rozłam spółek, rozejście się, nowa droga. Los zaprowadził mnie w miejsce, w którym się zakochałem: piękną organizację z misją, która inspirowała mnie jak żadna inna. Okazało się, że można robić start-upy nie za własne pieniądze, a jednak być blisko tego procesu twórczego. Miałem dostęp do ludzi, którzy z odwagą chcą porwać się na to, co trudne i ryzykowne. To te same emocje, które pozwalają ci tego dotknąć i w jakimś stopniu uczestniczyć.
W tym wypadku moja artystyczna dusza dała o sobie znać. Zadałem sobie pytanie: „Jak to jest, że firmy się rozwijają?”. To pytanie zaprowadziło mnie w rejony świata nauki, która dała mi inspirującą odpowiedź: nie ma takiego modelu, który w uproszczeniu tłumaczyłby to zjawisko, a stworzenie takiego modelu jest prawie niemożliwe. Ja już wtedy wiedziałem, że jest taki model, i wiedziałem, że jest ukryty w słowie „wzrost”. Miałem dostęp do przypadków w organizacji, w której zachodziły te procesy masowo. To były tygodnie rozmyślania i szukania, testowania składników. Jakie składniki biorą w tym udział, w jakiej relacji do siebie i w jakiej kolejności. To było poszukiwanie najlepszych słów, które w najbardziej pojemny sposób opiszą zjawisko i połączą przyczynę ze skutkiem. Prowadziła mnie intuicja, przeczucie — silne i czułem je w ciele. W rezultacie powstał model. Powiem szczerze, że w dniu, w którym powstał, nie zdawałem sobie sprawy, jak wielkie jest to odkrycie. Od tego dnia zaczęła się przygoda odkrywania tego, co tam jest głębiej. A jest bardzo dużo i nie pomylę się bardzo, jeśli dalsze odkrywanie podejmą inni ludzie, naukowcy i praktycy biznesu. To odkrycie jest moim dziedzictwem dla świata i ludzi. Przyszedłem, by dać to światu, i jest to moje największe dzieło — płótno, by malować dalej firmy z większą precyzją i większym prawdopodobieństwem sukcesu. To dokładny szablon, w który trzeba włożyć swoje plany. Szablon nadający odpowiednią strukturę, pozwalający utrzymać uwagę na wszystkich aspektach, które są istotne. To szablon doskonały.
Otoczenie zareagowało od razu, dając mi pozytywne informacje zwrotne. Rozmawiałem z ludźmi, autorytetami; robili zdjęcia moich notatek ze spotkania, na którym im o tym opowiadałem. Z otwartością zareagowało środowisko naukowe. Nikt nie dyskutował, nikt nie podważał. Chyba że banalnymi stwierdzeniami czy komentarzami, które tylko potwierdzały moją wersję. Powstał projekt napisania o tym książki. Co tam książkę dzisiaj napisać? Prawda? No nie do końca. Dzisiaj, jak to piszę, po 6 latach pracy, projekt nadal jest rozgrzebany.
Powstał jeszcze jeden dylemat: co z moją wiarygodnością? Nie jestem naukowcem, nie mam skończonych studiów. Mam pisać poradnik jak każdy dzisiaj, czy przejść drogą wymagającą? Oznaczało to powrót na studia i zmierzenie się z podstawami i autorytetami. Wątek studiowania — ta sugestia przyszła z różnych stron jako wskazówka i rada. Uznałem to za właściwe i zrealizowałem ten projekt. Ukończyłem studia licencjackie i obroniłem moją pracę, której tematem i przedmiotem był mój model. W tym samym czasie rozpoczęły się pierwsze projekty oparte o model, tworzyły się metodyki, bo wiedziałem, że to ma być narzędzie do praktycznego zastosowania, a nie tylko ciekawa teoria. Powstały pierwsze plansze, wydrukowałem je i zacząłem pracę. Sam byłem zaskoczony, jak szybko dzięki temu ogarniam, co jest istotne, jakie są kluczowe powiązania. Zbudowanie koncepcji biznesowej może zająć 15 minut i zawiera wszystkie istotne elementy. Są wszystkie zagadnienia istotne. Można tworzyć modele biznesowe na kartce formatu A4, na gotowym schemacie. To oczyszcza, to upraszcza, to przyspiesza wszystko, co wiąże się z myśleniem, planowaniem, strategią, praktyką dotyczącą biznesu.
Zgodnie z tym układem zacząłem tworzyć projekty biznesowe, robiłem konsultacje 1:1. Zbudowałem też pełnowartościowy proces diagnostyczny i uczyniłem z tego produkt, który sprzedałem i przeprowadziłem z sukcesem. Jedyne, co mnie w tym wszystkim przytłacza, to fakt, że to cały czas początek, cały czas mikroskala. Zastanawiam się dzisiaj, ile energii muszę w to włożyć, co jeszcze muszę poświęcić, gdzie włożyć ręce i jak się zaangażować, aby doczekać się punktu przełomowego. Moja energia twórcza potrafi się rozpraszać; nie nauczyłem się jeszcze nad tym panować i nie wiem w tym momencie, czy to rozpraszanie nie jest potrzebne.
Czuję odpowiedzialność za kwestie społeczne i w tym roku powołałem moją siłę do działania w imię wartości demokratycznych. Zaangażowałem w to przedsięwzięcie sporo zasobów; energia została tam przekierowana na czynności organizacyjne, planowanie i realizację. Obudził się duch twórcy i stworzyłem dzieło, które trwa, rozlało się jako artystyczny manifest w sprawie społecznej i głębszych idei oraz przesłania. Po raz drugi w życiu byłem marszandem i organizatorem wydarzenia. Powstało dzieło, instalacja, cyfrowy obraz oraz jego kontynuacja w świecie fizycznym w postaci obrazów „Digital Rain”. Moja energia poszła również w tym czasie na kreację gry rozwojowej — i o tym pisałem najwięcej w tym portalu.
Zamierzam te wszystkie wątki zespolić, pokazać cały obraz mnie. Dopuszczę do głosu moje artystyczne alter ego, postać o prześmiesznej nazwie i klimacie antybohatera — INFLUENCER, który występuje w swojej charakterystycznej koszulce. Przejaw aktorstwa i odgrywania roli, które są dla mnie również przejawem artystycznej ekspresji i tworzenia. Moja sztuka jest trudna i chyba sam muszę zacząć ją tłumaczyć, bo umrze wraz ze mną. Każdy z nas pragnie, świadomie lub nie, dodać coś do tego świata.
W tym roku również Influencer miał swój debiut sceniczny na żywo. Zamówienie przyszło od firmy z potrzeby zabawiania kilkudziesięciu handlowców z całej Polski. Pojechałem po bandzie, byłem bezlitosny, autentyczny, robiąc mój happening, który po części napisało mi życie, podpowiedziało zwrotki. Treść była tak unikalnie dopasowana, że aż bolesna, i grała nuty prawdy, której nie chcieli usłyszeć, nie mogli zrozumieć. Wyszli w połowie, reszta wytrwała w tym zażenowaniu, a mi nie brakowało odwagi, by im powiedzieć, że są tak zacofani, że nawet ja przechodzę do konkurencji. Wyśmiałem ich demony i pokazałem wartości właściciela jako rdzeń prawdy i prawdziwą wartość, jaka płynie z jego lektury, którą znalazłem u właściciela na parapecie w jego domu, kiedy szykowałem materiał do wystąpienia i robiłem wywiady.
Miałem wspomnieć o grze. W sumie to zakończę tę spowiedź tym wątkiem. Uruchomiłem do działania większe siły, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Dosłownie fizycznego miejsca, w którym siedzę i to piszę. To będzie również opowieść o tym, jak kształtować rzeczywistość, w której chcesz być. Jak stosować sztuczki i haki. Nie jest to prawda objawiona, nie jest to wiedza tajemna — jest na wyciągnięcie ręki. Stworzyłem sobie narrację mojej własnej zmiany, a życie ułożyło scenariusz. Patrzę na to z akceptacją i mam do tego respekt. Wiem, że to działa i właśnie zamierzam wejść na kolejny level. Tym razem wybiorę dobrze, upewniając się, czy na pewno tego chcę. Zaprojektuję detale, stworzę swój koniec bez poczucia winy czy złudnej nadziei. Nie zamierzam się zatrzymać; podejmę inspirujące działania, dam impuls, który sprowadzi do rzeczywistości trochę dobra — dla mnie i dla ciebie.
Jeżeli przekonuje cię moja opowieść, zostań moim patronem. Oddam ci trochę mojej energii twórczej wyrażonej w sztuce, pomocy w kreacji, na różnych poziomach.
Zapraszam do mojego wielowymiarowego świata. Miasta dusz oczekujących przyszłości. Mojego domu, w którym jest kochające serce i pali się ogień.
Trwa ładowanie...