Kto nas obroni przed "naszymi"?

Większość sprawców przemocy to „nasi”. Partnerzy, znajomi, sąsiedzi, rodacy.

A my wciąż słyszymy, że będą nas bronić przed „obcymi”.

Kto nas obroni przed kolegą z klasy, który wstawia nasz profil na nienawistną grupkę przeciw „szonom”, twierdząc, że to dla naszego dobra, by nas chronić przed obcymi, dla których nasze szorty latem mogą zdać się zaproszeniem do przemocy?

Przecież to dla niego stały się zaproszeniem do gnębienia, nie dla żadnego obcego.

Kto nas obroni przed mężem, który przymusza nas do stosunków, twierdząc, że to akt miłości i oddania i z nikim nie będzie nam tak dobrze? Lepiej byłoby nam z kimś, kto nie zmusza do współżycia. Czy to tak wygórowane wymagania?

Kto nas obroni przed sąsiadem, który kładzie rękę na naszym udzie w autobusie, a gdy się sprzeciwiamy, mówi, że jesteśmy przewrażliwione, niedotykalskie i zobaczymy, czy będziemy takie wyszczekane, gdy przyjadą tu obcy? Czym ręka obcokrajowca różni się od ręki Polaka, który cię dotyka bez zgody?

Kto nas obroni przed rodakiem, który wyzywa nas w internecie od szmat i grozi nam gwałtem, bo jesteśmy feministkami, po czym na jednym wdechu przestrzega przed tym, co „obcy” robią z takimi jak my?

Kto nas obroni przed współobywatelem, który w sieci roztacza fantazje brutalnego gwałtu na nas przez „obcych”, twierdząc, że na niego zasłużyłyśmy, bo odrzuciłyśmy takiego dobrego chłopaka jak on i na pewno teraz jeździmy na karuzeli zagranicznych penisów?

Przemoc „naszych” jest przedstawiana jak ochrona i troska. Ewentualnie wynik zrozumiałej frustracji lub nieszczęśliwej miłości.

Ta sama przemoc „obcych” - to największe zagrożenie, przed którym chronią „nasi”, gdy stosują wobec nas przemoc.

Tzn. troskę.

Bo oni troskę stosują, gdy nas wyzywają, obrażają i prześladują.

„Patrole szonów” i stalkowanie latem dziewczyn w krótkich szortach przez Polaków jest podobnie patriarchalną kontrolą nad strojem i ciałem kobiet jak „patrole obyczajowe” w Iranie. Ale zamiast po imieniu nazwać polskie patrole przemocą - nazywa się je ochroną przed atakami „obcych”. Tak łatwiej sprawić, by „nasi” pozostali bezkarni - powtarzać, że ich przemoc to nie ta straszna „obca” przemoc. Że to zabawa. Bagatela.

Jakim cudem prześladowanie kobiet i poniżanie ich ze względu na ubiór miałoby kogokolwiek zniechęcić do atakowania kobiet? Przecież to zachęta: pokazanie, że w tym kraju można bezkarnie nękać i poniżać kobiety.

To jak rodzic bijący dziecko i tłumaczący mu, że to dla jego dobra. Ale gdy obcy tak samo pobije to dziecko - to nagle jest przemoc. Oburzenie, że ktoś to zrobił mojemu dziecku.

Rzecz w tym, że w obu tych przypadkach to taka sama przemoc. A gdy doznawana od najbliższej ci osoby, od której jesteś zależna - może być znacznie bardziej bolesna. Bo przed nią się nie schowasz. I jeszcze będziesz czuć się winna, bo przecież rodzic cię chroni i o ciebie dba, obiady ci daje, a ty niewdzięczna nie chcesz, by cię bił. On to z miłości robi, a ty tę miłość odrzucasz. Wychowuje cię i chroni, a ty taka niewychowana.

Nie jesteśmy własnością swoich rodziców, partnerów czy rodaków, by mogli z nami bezkarnie robić, co im się spodoba. To chore, że dopiero gdy ktoś obcy weźmie twoją zabawkę i zacznie z nią robić to samo, co od lat robisz ty - oburzasz się. Bo to twoja zabawka. Jak śmiał ci ją wziąć?!

To nie jest żadna ochrona, tylko traktowanie nas jak swojej własności. Nie chodzi tu w żadnym razie o nasze bezpieczeństwo - tylko o utrzymanie kontroli nad nami.

Te same zachowania ze strony Polaka i obcokrajowca - groźby gwałtu, molestowanie, stalking - są tymi samymi przestępstwami. Nie stają się mniej dotkliwe, bo zrobił to rodak czy ktoś, kogo znamy. Nie zmieniają się magicznie w „miłość” czy „ochronę”. Nie są wynikiem „zrozumiałej frustracji” czy „nieszczęśliwego zakochania”. Są dokładnie taką samą przemocą jak przemoc „obcych”.

Obcokrajowcy też mogą czuć frustrację i nieszczęśliwie się zakochać - i nikt nie traktuje tego jako wymówki do usprawiedliwienia ich przemocy. I słusznie. Bo to nie jest usprawiedliwienie.

Normalizowanie przemocy od „swoich” i przedstawianie jej jak ochrony przed „obcymi” to realne zagrożenie. Bo gdy przemoc nazywa się troską - sprawca pozostaje bezkarny, a ofiara czuje się winna, że się sprzeciwia. To gaslighting, który utrwala przemoc i nie pozwala odejść od oprawcy ani sprzeciwić mu się. I dokładnie o to w tym chodzi.

Kiedyś napisałabym: „Ale my na to nie pozwolimy”. Teraz nie mam w sobie takiej pewności. Nie pozwalamy, a to się wciąż dzieje.

Pozostaje dalej to obnażać i walczyć o nasze bezpieczeństwo.

Co innego?

edukacja prawa kobiet prawa człowieka bezpieczeństwo walka z przemocą

Zobacz również

Do ekstremistów: To wy przybijacie Jezusa do krzyża i każecie patrzeć matce na męczeńską ś...
Trzy dni do spotkania z pszczółkami
Dwa dni do spotkania z pszczółkami

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...