"Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa..."
Napisałam ostatnio takie dwa akapity, między innymi na swoim fanpejdżu:
"Mam marzenia i chęć ich realizacji jest dla mnie priorytetem. Dlatego właśnie powstał mój profil na platformie Patronite. Nie chcę dać się zwariować cyferkom w kwotach - pragnę się realizować. Podróżować, przeżywać, tworzyć, fotografować, nagrywać, pisać, rozmawiać, poznawać. Chce mi się wszystkiego - wedle pewnej piosenki - co związane ze sztuką i kulturą, a czuję, iż to jest właśnie moje przeznaczenie. Wierzę, że będę mogła działać tak dalej i się wszystko uda, między innymi dzięki Waszej życzliwości. (...) W połowie sierpnia bardzo mi się życie zmieniło i wcale nie miałam na to wpływu. Dlatego czuję, że nie będę w stanie od siebie dużo dać, ale zrobię wszystko, by się odwdzięczać tak, jak tylko potrafię - chociażby efektami mojej pracy. A odnoszę wrażenie, iż tylko w taki sposób będę mogła coś dobrego światu dać, przekazać, pokazać. Światu, który i tak jest mocno chory."
Wiem, że nie muszę się nikomu z niczego tłumaczyć, ale ja już nie mam sił.
NIE zarabiam żadnych pieniędzy na tym, co robię i na swojej jakby twórczości.
NIE zarabiam na pisaniu czegokolwiek gdziekolwiek.
NIE zarabiam na fotografowaniu.
NIE zarabiam na rysowaniu.
NIE zarabiam na podcaście.
NIE zarabiam na audycji radiowej.
NIE zarabiam - mimo iż przez ostatnie ok. trzy lata dostawałam przeróżne zlecenia, ale: była to sytuacja raz na parę miesięcy i jak już - były to kwoty od 5 do 150 złotych. Zależy co, u kogo i jak często (a raczej; jak rzadko).
NIE zarabiam - mimo iż miałam takie okresy w życiu, że wysyłałam non-stop swoje CV dosłownie wszędzie i śmiać mi się chce, kiedy słyszę, iż "jest praca dla inwalidów przecież, pracodawcy na tym zarabiają" albo widnieje obawa utraty renty socjalnej.
Zresztą. Już nie dostaję zasiłku "500+ dla niepełnosprawnych", tak jak wielu inwalidów w Polsce, bo przekroczyłam limit dochodowy z tych pozostałych zasiłków, które dostaję. Znajdźcie tu logikę, proszę, bo ja coś nie umiem.
Pamiętajcie, że ja te zasiłki dostaję w różnych dniach w miesiącu - nie dostaję wszystkiego "na już" w jakimś jednym dniu.
Nigdy nie kąpałam się w wannie, w której zamiast wody były banknoty. Wszystko, co sobie fundowałam, było z zaoszczędzonych pieniędzy z zasiłków. Gdy świat zachorował i po części zdurniał, inflacja rozwaliła życie wielu ludzi poruszających się na wózkach inwalidzkich. I ja do tej grupy, niestety, również zostałam wrzucona.
Nie miałam nigdy fundacyjnego subkonta, gdyż uważałam, że inni mają gorzej - lecz po tym co się odwaliło z inflacją, to nie miałam już innego wyboru.
TAK, mam subkonto w fundacji. Za zeszłoroczne rozliczenie 1,5% podatku zwróciły mi się pieniądze m.in. za nowy komputer stacjonarny (przypomnę, iż poprzedni mi się zepsuł na amen).
TAK, mam konto na BuyCoffee i od niedawna na Suppi też. Dzięki DOBROWOLNYM wpłatom od przeróżnych osób, mogłam kupić m.in. mikrofon do nagrywania audycji radiowej i teraz również podcastu, starczyło mi troszkę na nowy obiektyw do aparatu fotograficznego i przede wszystkim - na paliwo.
TAK, mam profil na Patronite. I jestem wdzięczna za każdego Patrona, ale musicie wiedzieć, iż w tym momencie - łącznie - pieniędzy jest mniej, niż kwota zasiłku pielęgnacyjnego. A przecież wszędzie są dodatkowo opłaty serwisowe, bo inni też muszą za coś żyć.
To wszystko sprawia, że NIE, NIE JESTEM BOGATA. Poznałam już takich ludzi, którzy myślą, że jest inaczej - bo przecież jestem na takim i takim koncercie, w tym i w tym mieście, zrobiłam to i to, kupiłam coś tam, albo jak ostatnio - gdy pochwaliłam się zdjęciem związanym z moim ukochanym zespołem muzycznym. Więc skoro tak jest, to po co mnie wspierać? "Na pewno dorobiła się majątku za sprawą zeszłorocznych wpłat w ramach 1,5% podatku na nią, to po co w tym roku mam dawać?" - podejrzewam, że wiele osób tak pomyślało. Wczoraj dostałam zwrot za rok 2024 i kwota jest o połowę MNIEJSZA.
Popłakałam się z bezsilności, albowiem ja mam świadomość, że jest całkiem inaczej. Wszystkie pieniądze jakie mam (oszczędności) i jakie dostaję, to dzielę na pół. Jedna połowa to utrzymanie siebie na tym świecie i mieszkania, ponieważ od połowy sierpnia żyję już samotnie - a druga połowa to w 90% jest to paliwo, a 10% to jakieś inne zakupy. Czasem fajnie jest coś sobie kupić, choć robię to rzadziej.
Do Was żalu nie mam, ponieważ większość mnie albo nie zna, albo nie wie jak żyję na co dzień. Mam żal do tych, których znałam często wiele lat i mieli tupet nazwać mnie żebraczką (tylko dlatego, że jestem w fundacji) oraz polecili być cicho, aby miliony same do mnie dotarły. No tej drugiej części zdania to do dziś nie rozumiem, ale okej, może jestem za głupia. Znaczy, wiecie, ja uważam, że trzeba jakoś się pokazywać i o sobie mówić, by inni wiedzieli i faktycznie te "miliony" wysłali za to, co robię... czy nie? A były to głosy od tych, którzy znają moją chorobę, moją codzienność i moją przeszłość.
Owszem, przyznaję się bez bicia: czasem fajnie jest się czymś pochwalić. Kto się nie chwali teraz? W dzisiejszej dobie internetów i social-mediów to po prostu ludzie chwalą się non-stop byle jaką "pierdołą" w relacjach na instagramie, albo zdjęciami z wakacyjek "ol-inklusiw" na fejsbuku. No i fajnie, oni mogą, a ja nie mogę - bo co? Bo jestem osobą niepełnosprawną? Bo jeszcze wychodzi mi oszczędzanie, dzięki czemu udaje mi się coś fajnego dla siebie ogarnąć? Bo mam marzenia i pragnę je realizować?
To wszystko może Wam wyglądać na ból moich czterech liter i wcale się nie dziwię, bo tak jest. Bo ja już nie mam sił być osobą silną. A mimo to - robię to co robię, ponieważ lepszego pomysłu nie mam. Mogłabym jedynie wegetować jak uschnięta roślina, ale nie chcę tego. Wystarczająco chore mam życie i różne tego typu problemy.
Dlatego, póki JESZCZE żyję i JESZCZE mi się chce, zamierzam JESZCZE spróbować o siebie zawalczyć. Pokazując Wam "efekty" mojej pracy, jednocześnie Wam chcę pokazać, że się da. Wierzę, iż kogoś zainspiruję do działania i powalczenia o swoje życie. I choć jestem w tym momencie podłamana, bo już Wam wspominałam wielokrotnie o zbliżających się remontach i jeden z nich się rozpoczął dzisiaj - przez co już teraz wiem, że z subkonta zwrócić się może za całość tylko 1/3 pełnej kwoty... to jakoś to przełknę i pewnie się pozbieram. Nie mam innego wyjścia, niż otrzepać spodnie i pójść dalej. No, chyba że - wracając do poprzedniego akapitu - wybiorę wegetację, lecz walczę z tą moją psychą, aby do tego za żadne skarby nie doszło.
I TAK, pomimo wielu obelg, krytyki, hejtu oraz stalkingu (myślisz, że nie wiem? i co to da? bo ja zdążyłam ogarnąć, że nic i że się oszukujesz) od dużej grupy osób, którzy zapomnieli jakie mieli kiedyś życie, którzy nie mają za grosz empatii, rozumu, honoru, kultury i godności, którzy oczekiwali wiecznie ode mnie wszystkiego i każdego rodzaju pomocy - a kiedy ja o coś poprosiłam, to od razu mnie w dupę pocałowali... będę wciąż o sobie przypominała. O tym, że mam fundacyjne subkonto, Patronite, kawę i inne. Bo muszę, bo nie mam innego wyjścia, bo co innego mam zrobić?
Chcę, żebyście mieli jasność - ja tym całym tekstem zwracam się do NEKTÓRYCH osób, którzy NAGLE przestali mnie rozumieć, bo albo od kogoś usłyszeli jakąś nieprawdę na mój temat, albo sami sobie wymyślili teorię spiskową - by podbudować swoje ego, czy coś, nie wiem. Mam do Was prośbę: zajmijcie się swoim życiem i w końcu się ode mnie odwalcie. Zablokujcie mnie wszędzie gdzie się da, nie odzywajcie się, nie rozmawiajcie, nie piszcie, nie patrzcie, nie słuchajcie, zapomnijcie.
"Żyj i daj żyć innym. Jeżeli nie potrafisz pomóc, to nie przeszkadzaj. Jeżeli masz się zatruwać nienawiścią, to może lepiej będzie, jeśli postarasz się o obojętność."
Trwa ładowanie...