To będzie pierwszy post, jednak nie taki jak być powinien. Niżej opiszę co się stało, ale tu jeszcze chciałem dodać, że w związku z kończącym się sezonem pszczelarskim w pasiece (bo sezon często trwa cały rok, nawet zimą!) postaram się nadrobić ostatnie kilka miesięcy dzieląc się tym co udało mi się uwiecznić na zdjęciach i filmach :)
Wczoraj, tj w czwartek zakarmiałem ule na zimę - gdy wybieramy pszczołom miód w sezonie musimy im w zamian coś dać, aby mogły spokojnie mieć co jeść w trakcie zimy. Zacząłem tradycyjnie od ula nr 1, po kolei sprawdzałem stan podkarmiaczek (wszystkei terminy typu podkarmiaczka, zimowla, itd będę sukcesywnie opisywał i tłumaczył w kolejnych postach). Czasami trzeba było dolać syropu cukrowego (czyli pokarmu zimowego) lub wręcz uzupełnić na nowo bo co silniejsze i bardzie głodne rodzine wszystko zdążyły zjeść z podkarmiaczek. Wszystko szło bardzo sprawnie do momentu gdy zajrzałem do ula nr. 10. Zastanowił mnie brak jakiegokolwiek dźwięku ze środka (zawsze pszczoły dość mocno się odzywają brzęczeniem gdy otwieram ul jesienią gdy wlewam im pokarm.
Odstawiłem konewkę, którą wlewam im syrop do podkarmiaczek żeby sprawdzić co się dzieje i dlaczego są takie spokojnie..
Zobaczyłem jedną, JEDNĄ!!!, pszczołę w całym ulu (który był jednym z najmocniejszych i najsilniejszych uli w ciągu całych trzech lat odkąd istenieje moja pasieka). Była to królowa, która ledwo ledwo wyszła na ramkę jakby chciała mi się pokazać i wezwać pomoc. Poza nią w ulu było kilka os, na dennicy ula leżało troszkę martwych pszczół. Poza tym pusto i strasznie cicho. Tak strasznie cicho.
Co sie stało? Teraz nie dowiem się już tego. Prawdopodobnie choroby wyniszczyły ul, a być może pasożyty. Głód wykluczam (czasami potrafią uciec z ula, wtedy mówimy że z ula wyszedł rój pszczół tzw głodniak), ten ul miał zawsze żelazny zapas jedzenia w gnieździe. Teraz wszystko było suche, ramki lekki, jedzenie z podkarmiaczki praktycznie nie zjedzone.. łzy mi same popłynęły. W sumie moja żona najlepiej wie ile serca wkładam w pszczelarstwo, ile poświęcam mu czasu. Do domu wróciłem bardzo, bardzo przygnębiony.
Dziś czuję sie silniejszy psychicznie, choć nadal uważam, że to moja niejako porażka, że gdzieś coś zaniedbałem (choć znajomi pszczelarze, z którymi się już konsultowałem) twierdzą, że wszystko z mojej strony było ok. Na czas leczone, na czas karmione, w całym roku ten ul dał całkiem sporo miodu.
Ja czuje jakbym kogoś stracił, ale też wiem, że pozostałe ule czekają na moje prace przy nich i one dają mi nadzieję, że będzie lepiej.
Obecnie wszystkie fundusze jakie wpłyną od Was, od naszych Patronów, będą przeznaczone na odbudowanie straconej rodziny już wiosną 2020 roku. Oczywiście zrobię fotorealcję z tego. Będzie można śledzić jej rozwój. I, co ważne, będzie to rodzina nie oznaczona numerkiem tylko literką. Konkretnie literką P jak Patroni. To będzie Wasz ul!
Trwa ładowanie...