Czy jest coś bardziej stresującego od poinformowania rodzica przez dziecko o 22.00, że są mu na jutro potrzebne kasztany, żołędzie i jesienne liście?🤔
Owszem.
Poinformowanie o tym o 7.10, między ubieraniem skarpetki a krojeniem pomidora na kanapki...🙄
Nosz kurde...
Biegałam po tych mokrych rowach niczym ta rusałka po bagnach.
Mijający mnie kierowcy zwalniali i patrzyli na mnie podejrzliwie mrużąc oczy, najpewniej myśląc, że kogoś potrąciłam i zacieram ślady zbrodni... No bo skoro nie sikam, to cóż innego mogłabym robić o 7.50 na poboczu?🤷🏼♀️
Na potwierdzenie mojego czystego sumienia pokazuję niektórym z nich garść nazbieranych kasztanów.
Niby uspokojeni, niby już odjeżdżają, ale dla pewności jeszcze zerknęli w głąb rowu, czy aby na pewno nie wystaje z niego jakiś przykryty liściami but...🤦🏼♀️
Obiad.
- Mama to zawsze jest głodna, prawda? - mówi brat do brata.
Jedzenie, które akurat przeżuwałam, stanęło mi w gardle niczym kij wsadzony w sam środek mrowiska.
Szczerze mówiąc, to jeść mi się już odechciało...🙄
- Niby dlaczego jestem zawsze głodna? - pytam walecznie.
Zauważył moje zdruzgotanie, bo zaczął się jąkać.
- No bo... yyy... eee... zawsze dojadasz te... no... resztki po nas. Ale ja nie mówię, że to źle! - asekuruje się od razu.
Zwężam oczy i świdruję go wzrokiem.
- W sensie bardzo dobrze nawet, bo nic się nie marnuje i w ogóle...
Ze świdra przeszłam właśnie na laser.
- To ja już może pójdę odrabiać lekcje...
Tak, tak będzie najlepiej, jeśli nie chcemy zaraz zdrapywać ze ścian następstw eksplozji.🙄
Bo już mi się dymi spod pokrywki...