Avatar użytkownika

Psiadopciaki - Miłość ma mokry nos

1
patron
50 
miesięcznie
2 100 
łącznie
1
patron
50 zł 2 100 zł
miesięcznie łącznie

Progi wsparcia

10 zł miesięcznie
Jesteśmy wdzięczne za najmniejsze wpłaty. Za tę kwotę będziemy mogły kupić smaczki do socjalizacji naszych ogonków.

Wspomnimy o Tobie na naszej stronie
20 zł miesięcznie
To kwota, za którą możemy zakupić dużą puszkę karmy dobrej jakości i zostanie jeszcze na maskotkę lub możemy zakupić preparat na pasożyty wewnętrzne.

Wspomnimy o twoim wsparciu na naszej stronie
50 zł miesięcznie
To już coś! Za te pieniążki możemy zaszczepić jednego z naszych podopiecznych przeciwko wściekliźnie lub chorobom wirusowym, kupić kilka puszek karmy, zabrać zwierzaczka na pierwszą w życiu kąpiel lub opłacić jeden dzień w hoteliku.

Oczywiście otrzymasz specjalne podziękowania na naszej stronie.
100 zł miesięcznie
To naprawdę wiele dla nas znaczy!!! Będziesz naszym "bóstwem", o którym nigdy nie zapomnimy. Taka kwota pomoże w zakupie dużego worka suchej karmy lub w opłaceniu faktury u weterynarza. To również dwa dni pobytu psiaka w hotelu.

Tylko tyle możemy, ale pojawisz się na naszej stronie w szczególnym podziękowaniu

Kup wsparcie na prezent!

Podaruj znajomemu subskrypcję Autora Psiadopciaki - Miłość ma mokry nos w formie kuponu podarunkowego.

Zobacz jak działają kupony
Kup na prezent

O autorze

Zwierzęta to nasza choroba zwana pasją, z której absolutnie nie chcemy się leczyć.

 

Jesteśmy dwoma nieźle rąbniętymi dziewczynami, które dla zwierząt są w stanie zrobić wiele niekonwencjonalnych, głupich, a czasami niebezpiecznych rzeczy. Potrafimy wejść do studzienki kanalizacyjnej lub na drzewo, wyciągać podbierakiem do ryb kociaki, które matka urodziła pod dachem stodoły, rozebrać rynnę, przewieźć ranną sarnę w bagażniku samochodu do ośrodka leczenia dzikich zwierząt, wstrzymać ruch uliczny, żeby ściągnąć zwierzaka z drogi, biec środkiem autostrady przy dźwięku „miłych słów” i klaksonów innych kierowców, żeby ściągnąć przerażonego, zdezorientowanego psiaka z drogi, godzinami siedzieć w upale czy trzaskającym mrozie, czekając, aż psiak czy kot wejdą do klatki łapki, negocjować z ludźmi aby oddali nam zaniedbane zwierzę lub nawet je odkupić.  Po „potrzebusia”, jak nawiedzone, potrafimy pojechać kilkaset kilometrów. Pogryzienia to nasza codzienność, ale już tak nie bolą, bo wiemy, że to jest po coś. Nasi mężowie mówią, że niedługo wylądujemy w szpitalu albo więzieniu.

Jesteśmy też domami tymczasowymi dla uratowanych zwierząt  i współpracujemy z innymi, które zgodziły się udostępnić miejsce na naszych ogonków.

Przez długi czas byłyśmy wolontariuszkami jednego ze stowarzyszeń. Włożyłyśmy w to ogrom pracy, prywatnego czasu i nawet pieniędzy. Jednak postanowiłyśmy, że nadeszła pora na pożegnanie. W stowarzyszeniu zajmowałyśmy się praktycznie wszystkim: interwencjami, odławianiem zwierząt, ich transportem, wożeniem do weterynarzy, robieniem postów, zbiórek, bazarku, adopcją zwierząt.

Dlatego też pomyślałyśmy, że skoro i tak robimy to wszystko, a nasza choroba psychiczna jest już w stanie zaawansowanym, to róbmy to dalej, tylko na własną rękę, bez zastanawiania się i pytania, czy mogę, jak mogę, kiedy mogę.

Ale oczywiście chęci mamy większe niż możliwości. Mamy nadzieję, że te marzenia się spełnią dzięki naszej pracy i wrażliwości ludzi o wielkich sercach takich jak wy.

Teraz robimy to ze swoich prywatnych finansów (nawet założyłyśmy oddzielne konta, żeby nasi mężowie nie widzieli ile pieniędzy znika na ratowanie futrzaków J) i ze zbiórek, jednak wzięłyśmy na siebie odpowiedzialność za zbyt wiele zwierząt, a teraz miewamy chwile, kiedy bolą nas żołądki kiedy myślimy skąd wziąć fundusze na to, co robimy w swoim „szaleństwie”

Przygarniamy z ulicy, odławiamy z lasów, pól, Wyciągamy je ze schronisk i gminnych przechowalni. Najczęściej są to zwierzęta, które mają małe szanse na adopcję, bo chore, bo „brzydkie”, bo dzikie. Staramy się je socjalizować, aby nabrały zaufania do człowieka. Czasami niestety, kiedy zwierzak jest trudny musimy korzystać też z pomocy behawiorystów. Robimy to również wtedy, gdy same nie mamy już wolnych chwil, bo ciągle jesteśmy w trasie lub właśnie po raz kolejny tracimy rozum i pomagamy następnemu ogonkowi. A JESTEŚMY PRZECIEŻ TYLKO WE DWIE.

Oczywiście każde uratowane zwierzę trafia do weterynarza, niektóre wymagają leczenia. Kiedy zwierzaczek jest już gotowy szukamy mu najlepszego domu na świecie. A musimy powiedzieć, że mamy do tego nosa i bardzo dokładnie sprawdzamy potencjalne nowe domy. Czasami słyszymy, że jesteśmy chore psychicznie, bo „kto ma takie wymagania”

Średnio, w ciągu miesiąca pomagamy od 5 do 10 zwierzętom. Większość trafia do nowych domów, reszta zostaje z nami lub dożywotnio mieszka w hoteliku. Na miejsce adoptowanego zwierzaka trafiają kolejne. Były momenty, że obiecywałyśmy sobie, że nie weźmiemy już nawet chomika, ale niestety nie dotrzymujemy słowa. W ciągu roku liczba uratowanych przez nas zwierząt sięga blisko 50-60 sztuk.

Działamy głównie w południowo - wschodniej Polsce, gdzie w wielu regionach czas stanął w miejscu. Zwierzęta są traktowane jak rzecz. Ostatnio na nasze pytanie ”dlaczego pozwala pan, żeby stado psów gwałciło pańską suczkę?” usłyszałyśmy odpowiedź: „jeszcze nigdy pies suki nie zajeździł”. Często my same jesteśmy atakowane zarówno słownie, jak i fizycznie, ale nie dajemy się zastraszyć, często wracamy i próbujemy jeszcze raz. 

MY I PATRONITE?

Wiele miesięcy zastanawiałyśmy się, czy to zrobić, ale mówiłyśmy sobie, że jakoś dajemy radę. Jednak to była taka dziecięca naiwność i przyszedł ten moment, kiedy stwierdziłyśmy, że kiedy rozkładamy paragony i faktury to cierpnie nam skóra i zastanawiamy się, czy np. weterynarz przyjmie nas po raz kolejny na tzw. krechę i kiedy dostaniemy kolejne wezwanie do zapłaty  i że potrzebujemy pomocy w naszym szaleństwie.

Nasza pomoc to droga impreza. Miesięczny koszt utrzymania zwierzaka i cały proces przed- i adopcyjny to 300-500 zł. Zależy to od wielu czynników takich jak wielkość, etap socjalizacji czy stan zdrowia, który często pochłania znacznie większe sumy.

Nie mamy żadnych sponsorów, dotacji czy zwrotów pieniędzy od gmin, za które wykonujemy brudną robotę. Są to w większości nasze prywatne pieniądze, reszta to pieniądze ze zbiórek, które niestety nie są spektakularnym sukcesem. Możemy jedynie prosić o pomoc Was, nasi Drodzy.

Nie wiemy, czy uda nam się pozyskać Was, jako naszych sponsorów, ale z góry dziękujemy za nawet niewielkie wsparcie!

Nasze działania możecie śledzić na facebooku pod adresem: https://www.facebook.com/profile.php?id=100065084016994.

Cele

Hotele
  • 900 zł miesięcznie
  • 850 zł brakuje
5%
W chwili obecnej niezwykle trudno jest znaleźć odpowiedni dom tym tymczasowy. Dlatego część naszych podopiecznych musimy umieszczać w płatnych hotelikach. W każdym miesiącu musimy opłacić faktury za co najmniej dwa ogonki, a czasami zdarza się wiecej.
Niezbędne artykuły - karma, suplementy, smaczki, podkłady, zabawki, obroże, smycze, szelki
  • 1 000 zł miesięcznie
  • 950 zł brakuje
5%
Karma dla zwierząt, którą kupujemy nie musi być za miliony monet, jednak zawsze sprawdzamy jej skład. Aby jedzenie było urozmaicone zamawiamy zarówno suchą jak i mokrą karmę. Niekiedy jest to specjalistyczna karma weterynaryjna: gastro, mobbility, low fat, itp. Kiedy ratujemy szczeniaczki bez mamy lub mama nie może karmić kupujemy specjalne mleko i karmimy oseski butelką. Dlatego wykarmienie kilkunastu zwierząt, które mamy pod swoją opieką pochłania sporą ilość pieniędzy.
Suplementy w postaci tabletek, syropu, żelu czy proszku są nieodzowne w procesie rekonwalescencji lub poprawy stanu ogólnego zwierzęcia.

Podkładów potrzebujemy w hurtowych ilościach. zarówno dla szczeniaków jaki i dorosłych ogonków. Często są to zwierzęta tak przerażone, że robią po prostu pod siebie. Zwierzęta niezsocjalizowane, które nigdy nie mieszkały w domu, uczą się tak jak szczeniaki załatwiania na maty, zanim dojdą do tego etapu, że będą mogły wyjść na spacer.

Smaczki to nieodzowny atrybut pracy ze zwierzętami. to symbol nagrody, zachęty i nawet przekupstwa :) Bez smaczków ta praca może być trudna, a czasami bezowocna.

Każdy z naszych psów przed wydaniem do adopcji musi umieć chodzić na smyczy. Nauka bywa różna. Jedne mają wrodzony talent i załapują to od razu, innym zajmuje to więcej czasu - potrafią położyć się w śniegu i błocie udając kamienie, jeszcze inne zaciekle walczą, szarpiąc się, gryząc smycz i szelki. Dlatego ciągle kupujemy następne i następne. Poza tym musimy posiadać wiele różnych rozmiarów w zależności od wielkości psa.

Zabawki to inny rozdział. Zazwyczaj kupujemy je w second handach w dniu wyprzedaży i wtedy bierzemy ich wiele. niektóre zwierzaki musimy uczyć jak się bawić, inne samodzielnie przystępują do działania, a niektórym zabawki regularnie "wybuchają" ( bo to na pewno były buble).

Niestety benzyna
  • 1 000 zł miesięcznie
  • 950 zł brakuje
5%
Najpierw jedziemy po zwierzaka i próbujemy go zabezpieczyć. Same płacimy za benzynę, którą spożywa nasz prywatny zmaltretowany, 20-letni samochód, nasza kochana skarbonka.

Zawsze przed wydaniem zwierzęcia do nowego domu przeprowadzamy wizytę przedadopcyjną, bez względu na to, gdzie znajduje się potencjalny dom. Uruchamiamy wtedy naszego „zwierzakobusa”, tylko czasami on, nie wiedzieć czemu, drze się że chce pić. I znowu musimy wydać pieniądze na benzynę. Ech!

Kiedy okazuje się, że dom jest odpowiedni, zawozimy go same. Nie korzystamy z przypadkowego transportu, bo po prostu boimy się o nasze zwierzęta. Na profesjonalny transport nas nie stać. Zresztą lubimy widzieć, jak zachowuje się zwierzę w nowym miejscu i jak reaguje na niego nowa rodzina. No i znowu musimy wydać pieniądze na benzynę.

Zawsze też przeprowadzamy wizyty poadopcyjne. Chcemy wiedzieć, jak miewa się nasz podopieczny i czy na pewno dom, który wybrałyśmy jest dla naszego zwierzaka odpowiedni.
Przeprowadzamy też wiele wizyt przedadopcyjnych na prośbę ludzi z drugiego końca Polski, bo hołdujemy zasadzie, że „nie ma naszych i waszych zwierząt, wszystkie zwierzęta są nasze”.
Profilaktyka i leczenie zwierząt
  • 1 500 zł miesięcznie
  • 1 450 zł brakuje
3%
Każdy zwierz, który trafia pod naszą opiekę w pierwszej kolejności odwiedza weterynarza. Przeprowadzamy wstępne badania. Jeśli zwierzę jest zdrowe zabezpieczamy je od pasożytów zewnętrznych, odrobaczamy, w dalszej kolejności szczepimy i chipujemy.
Jeżeli badania wykażą, że ogonek jest chory rozpoczynamy leczenie (czasami kilkumiesięczne).
Każde zwierzę przed oddaniem do adopcji jest przez nas kastrowane. To jeden z warunków, od którego nigdy nie odstępujemy.
Wymarzona klatka - łapka
  • 2 500 zł miesięcznie
  • 2 450 zł brakuje
2%
Nie posiadamy żadnego sprzętu do łapania zwierząt, co często łączy się z wieloma bolesnymi pogryzieniami. Dlatego naszym ogromnym marzeniem jest zakup dużej klatki łapki. W wielu przypadkach tylko dzięki niej można złapać dzikiego lub wystraszonego zwierza. Ciągle musimy taką klatkę pożyczać, ale jest to niezwykle uciążliwe, a czasami niemożliwe i wtedy serca nam się rozpadają na małe kawałeczki, że nie możemy pomóc. Niestety koszt dużej, porządnej, wykonanej z solidnych materiałów, które nie pozwalają zwierzęciu na jej uszkodzenie i ucieczkę to ok 2 500 – 3 000 zł. Niestety jest to poza naszym zasięgiem.

Dołącz do grona Patronów!

Wesprzyj działalność Autora Psiadopciaki - Miłość ma mokry nos już teraz!

Zostań Patronem

Najnowsi Patroni

Andrzej Bzdyra
Andrzej Bzdyra
50 zł
Justyna Paszkowska
Justyna Paszkowska
50 zł

Chcielibyśmy Cię poinformować o ryzykach, związanych z Twoim zaangażowaniem finansowym. Przekazując środki na realizację pasji Twojego ulubionego Twórcy prosimy, abyś wziął/wzięła pod uwagę kilka kwestii.