Podaruj znajomemu subskrypcję Autora Zawsze był jakiś dwór - Anna Mieszczanek w formie kuponu podarunkowego.
Zobacz jak działają kuponyW książce Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór opowiedziałam jedenaście historii właścicieli polskich dworów przed II wojną światową. Jedenaście to jakiś ułamek promila. Opowiadam więc dalej.
Kiedy mnie to "zagarnęło"? Lata temu:)) I choć pierwszy poważny objazd dworów wokół Warszawy zrobiłam ze znajomym filmowcem na początku lat 90. to pisać o tym zaczęłam dopiero w roku 2017. Nieduże teksty, które wrzucałam do dziennikarskiego portalu. Przypomnę je tutaj, bo choć krótkie, są warte spotkania z nowymi Czytelnikami.
W przedwojennej Polsce było prawie 270 powiatów. W każdym koło stu dworów. Czasem sporo więcej, czasem trochę mniej. Niemal wszystkie zabrane właścicielom razem z ziemią, czyli warsztatem pracy, kiedy w 1944 roku PKWN ogłosił ten słynny dekret o zabieraniu. W Londynie był jeszcze cały czas legalny polski rząd, w Warszawie wciąż trwało Powstanie, a dwory i ziemię już zabierano, rodziny wyrzucano...
Fortepian w salonie, buraki na polu
Przedwojenny polski dwór to takie combo: gospodarstwo rolne, centrum opieki społecznej i duchowej w jednym. Straciliśmy to, nie umiemy się tym chwalić jak Anglicy w Downton Abbey, więc opowiadam o przedwojennych obywatelach ziemskich i ich gospodarstwach.
Bo dwór nie stał w środku pustego pola po to, żeby pięknie wyglądać i żeby w nim pić herbatę z porcelanowych filiżanek. Stał dlatego, że był centrum dużego majątku ziemskiego. Przedwojenny właściciel - obywatel ziemski - organizował prace przy uprawach, hodowli, gospodarowaniu lasem. Sprzedawał płody rolne, pozyskiwał kredyt na następne zasiewy. Zatrudniał ludzi, płacił im w gotówce, a częściowo w produktach rolnych, zapewniał mieszkanie, leczenie, zakładał ochronki dla dzieci czy straż pożarną dla dorosłych, budował w okolicy szkołę, kościół, a kiedy groziła wojna, współfinansował kolejny pułk kawalerzystów.
Nieistniejące istnienie
Lubię o tym opowiadać. Nie uda mi się choćby krótko zapisać losów wszystkich przedwojennych właścicieli. Bo gdybym przez rok, dzień po dniu opowiadała historię o jednym dworze, to zdołałabym opowiedzieć o ledwie trzystu sześćdziesięciu pięciu spośród niemal dwudziestu tysięcy zabranych.
Ale zrobię tyle, ile mogę, bo dworskie opowieści najwyraźniej mnie lubią, skoro co rano, kiedy odpalam komputer wiem, że za moment, nawet nie szukając, trafię na kolejne miejsce i kolejnych obywateli ziemskich. Wystarczy jakiejś nazwisko, które sprawdzam, miejscowość, albo zdjęcie grupy starych drzew, które często sugerują, że był tu albo i jest jakiś dwór.
Po tym wielkim zabieraniu po roku 1944 jedną trzecią ziemi rozdano (każąc za nią płacić!) chłopom. Z reszty powstało ponad 1600 PGR-ów. Które po 1989 roku nijak nie pasowały do liberalnej gospodarki, więc je polikwidowano. A tam, gdzie nie powstał PGR, tylko w zabranym dworze umieszczono szkołę, komisariat milicji czy ośrodek zdrowia, okazywało się po latach, że to za małe, że trzeba zbudować coś większego. Więc dwór porzucano, żeby sobie stał, marniał. Zapadały się nieremontowane dachy, deszcz lał się do środka.
Wszystkie kraje dawnego bloku wschodniego oddały przedwojennym właścicielom to,co było możliwe, zapłaciły większe czy mniejsze odszkodowania za utracone mienie. Ujęli mnie Czesi, którzy w tytule ustawy zwrotowej napisali o częściowym naprawieniu krzywdy wyrządzonej zabraniem własności. A w Polsce – nie. Lubimy być wyjątkowi, więc jesteśmy. U nas, po wieloletnich procesach sądowych ledwie kilkadziesiąt dworów wróciło do poprzednich właścicieli. Ale nie odzyskali ziemi, która na te dwory kiedyś zarabiała. A bez niej, w tych dawnych rodzinnych domach mogą być tylko hotele, bankowe centra konferencyjne, czasem jakiś dom kultury. Pozostaje nieco samej ziemiańskiej formy, bez prawdziwie ziemiańskiej zawartości.
Po latach zostały po wielu dworach ruiny albo tylko ślad po ruinach. Który można odkryć, kiedy jedziesz jakąś lokalną drogą i "coś cię tknie". Podjedziesz, popatrzysz, nic nie ma. I nagle, w trawie zobaczysz zarys fundamentu alkierza albo ganku…
Żeby historie przedwojennych właścicieli nie zostały zapomniane, nawet jeśli w trawie został tylko ślad fundamentów - opowiadam.
Tu o "Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór" i o pamięci
Wesprzyj działalność Autora Zawsze był jakiś dwór - Anna Mieszczanek już teraz!
Chcielibyśmy Cię poinformować o ryzykach, związanych z Twoim zaangażowaniem finansowym. Przekazując środki na realizację pasji Twojego ulubionego Twórcy prosimy, abyś wziął/wzięła pod uwagę kilka kwestii.