Avatar użytkownika

Zawsze był jakiś dwór - Anna Mieszczanek

1
patron
20 
miesięcznie
460 
łącznie
1
patron
20 zł 460 zł
miesięcznie łącznie

Progi wsparcia

10 zł miesięcznie
Cudnie! Robiąc przelew dałeś mi w prezencie nie tylko trochę Twojego czasu (którego wszystkim nam tak brakuje), ale i część swojego budżetu (a tego brakuje nam wszystkim jeszcze bardziej: )) To pomaga mi wierzyć, że ziemiańskie opowieści wciąż są warte uwagi. Dziękuję Ci za wsparcie tej wiary!
20 zł miesięcznie
Wybierz 20 zł
29 dostępnych miejsc
Bardzo Ci dziękuję! Skoro temat jest dla Ciebie ciekawy, przypuszczam, że czasem szperasz w sieci i książkach, podobnie jak ja. Może masz jakąś ulubioną historię rodziny i dworu? Albo znasz miejsce, które z jakiegoś powodu chciałbyś opisać, a nie możesz się do tego zabrać? Wyślij do mnie wiadomość, postaram się trochę Cię zmotywować, może skierować do materiałów, których jeszcze nie znasz?
50 zł miesięcznie
Jeśli wspierasz mnie taką kwotą, masz pewnie podobne do mojego przekonanie o wadze tematu. Dziękuję Ci więc i za jedno, i za drugie! Gdybyś miał ochotę napisać mi w wiadomości dlaczego uważasz przypominanie o ziemianach za ważne, będę mogła wykorzystać Twoją opinię w którymś z tekstów. Oczywiście, jeśli się na to zgodzisz: )) Świat się nam szybko zmienia, więc tym bardziej potrzebujemy pamiętać o tamtych wartościach.
100 zł miesięcznie
Wybierz 100 zł
30 dostępnych miejsc
Nic, tylko się cieszyć, więc cieszę się ogromnie! To już dowód dużego zaufania do mnie i do mojego sposobu składania literek w zdania:)) Jeśli chcesz, żebym opowiedziała historię rodziny i dworu, której nie znam, a Ty wiesz o niej niemal wszystko, daj mi, proszę, znać w wiadomości, a potem możemy o tym porozmawiać na Messengerze albo przez telefon. Napiszę, jeśli Ty tak zdecydujesz, a ja będę umiała!

Kup wsparcie na prezent!

Podaruj znajomemu subskrypcję Autora Zawsze był jakiś dwór - Anna Mieszczanek w formie kuponu podarunkowego.

Zobacz jak działają kupony
Kup na prezent

O autorze

Opowiadam o przedwojennych polskich dworach i rodzinach, które w nich mieszkały. A dwór to było takie combo: ziemia, lokalne centrum opieki społecznej i duchowej. Straciliśmy to, nie umiemy się tym chwalić jak Anglicy "Downton Abbey", więc uczę się od Anglików:)) W książce, na FB, w mediach.

W książce Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór opowiedziałam jedenaście historii  właścicieli polskich dworów przed II wojną światową. Jedenaście to jakiś ułamek promila. Opowiadam więc dalej.

Kiedy mnie to "zagarnęło"? Lata temu:)) I choć pierwszy poważny objazd dworów wokół Warszawy zrobiłam ze znajomym filmowcem na początku lat 90. to pisać o tym zaczęłam  dopiero w roku 2017. Nieduże teksty, które wrzucałam do dziennikarskiego portalu. Przypomnę je tutaj, bo choć krótkie, są warte spotkania z nowymi  Czytelnikami.

W przedwojennej Polsce było prawie 270 powiatów. W każdym koło stu dworów. Czasem sporo więcej, czasem trochę mniej. Niemal wszystkie zabrane właścicielom razem z ziemią, czyli warsztatem pracy, kiedy w 1944 roku PKWN ogłosił ten słynny dekret o zabieraniu. W Londynie był jeszcze cały czas legalny polski rząd, w Warszawie wciąż trwało Powstanie, a dwory i ziemię już zabierano, rodziny wyrzucano...

Fortepian w salonie, buraki na polu

Przedwojenny polski dwór to takie combo: gospodarstwo rolne, centrum opieki społecznej i duchowej w jednym.   Straciliśmy to, nie umiemy  się tym chwalić jak Anglicy w Downton Abbey, więc opowiadam o przedwojennych obywatelach ziemskich i ich gospodarstwach.

Bo dwór nie stał  w środku pustego pola po to, żeby pięknie wyglądać i żeby w nim pić herbatę z porcelanowych filiżanek. Stał dlatego, że  był centrum dużego majątku ziemskiego. Przedwojenny właściciel - obywatel ziemski - organizował prace przy uprawach, hodowli, gospodarowaniu lasem. Sprzedawał płody rolne, pozyskiwał kredyt na następne zasiewy. Zatrudniał ludzi,  płacił im w gotówce, a częściowo  w produktach rolnych,  zapewniał mieszkanie,  leczenie, zakładał ochronki dla dzieci czy straż pożarną dla dorosłych, budował  w okolicy szkołę, kościół, a kiedy groziła  wojna,  współfinansował kolejny pułk kawalerzystów.

Nieistniejące istnienie

Lubię o tym opowiadać. Nie uda mi się choćby krótko zapisać losów  wszystkich przedwojennych właścicieli. Bo gdybym  przez rok, dzień po dniu opowiadała historię o jednym dworze,  to zdołałabym opowiedzieć o  ledwie trzystu sześćdziesięciu pięciu spośród niemal dwudziestu tysięcy zabranych.

Ale zrobię tyle, ile mogę, bo dworskie opowieści najwyraźniej mnie lubią, skoro co rano, kiedy odpalam komputer wiem, że za moment, nawet nie szukając, trafię na kolejne miejsce i kolejnych obywateli ziemskich. Wystarczy jakiejś nazwisko, które sprawdzam, miejscowość, albo zdjęcie grupy starych drzew, które często sugerują, że był tu albo i jest jakiś dwór.

Po tym wielkim zabieraniu po roku 1944 jedną trzecią ziemi rozdano (każąc za nią płacić!) chłopom. Z reszty  powstało ponad 1600 PGR-ów. Które po 1989 roku nijak nie pasowały do liberalnej gospodarki, więc je polikwidowano. A tam, gdzie nie powstał PGR, tylko w zabranym dworze umieszczono szkołę, komisariat milicji czy ośrodek zdrowia, okazywało się po latach, że to za małe, że trzeba zbudować coś większego. Więc dwór porzucano, żeby sobie stał, marniał. Zapadały się nieremontowane dachy, deszcz lał się do środka.

Wszystkie kraje dawnego bloku wschodniego oddały przedwojennym właścicielom to,co było możliwe, zapłaciły większe czy mniejsze odszkodowania za utracone mienie. Ujęli mnie Czesi, którzy w tytule ustawy zwrotowej napisali o częściowym naprawieniu krzywdy wyrządzonej zabraniem własności. A w Polsce – nie. Lubimy być wyjątkowi, więc jesteśmy. U nas, po wieloletnich procesach sądowych ledwie kilkadziesiąt  dworów wróciło do poprzednich właścicieli. Ale nie odzyskali ziemi, która na te dwory kiedyś zarabiała. A bez niej, w tych dawnych  rodzinnych domach  mogą być tylko hotele, bankowe centra konferencyjne, czasem jakiś dom kultury. Pozostaje nieco samej ziemiańskiej formy, bez prawdziwie ziemiańskiej zawartości.

Po latach zostały po wielu dworach  ruiny albo tylko ślad po ruinach. Który można odkryć, kiedy jedziesz jakąś lokalną drogą i "coś cię tknie". Podjedziesz, popatrzysz, nic nie ma. I nagle, w trawie zobaczysz zarys fundamentu alkierza albo ganku… 

Żeby historie przedwojennych właścicieli nie zostały zapomniane, nawet jeśli w trawie został tylko ślad fundamentów - opowiadam.

Tu o "Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór" i o pamięci

 

 

 

Cele

Kto mieszkał w tym dworze przed wojną? –stały cykl na FB
  • 2 000 zł miesięcznie
  • 1 980 zł brakuje
1%
Tak jak w książce "Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór", dalej opowiadam - tym razem na FB - o rodzinach ziemiańskich i ich domach. Piszę dla tych, którzy wędrując po Polsce i trafiając na dwór albo jego ruiny, jak ja zadają sobie pytanie "kto tu mieszkał przed II wojną?" Uwielbiam to szukanie informacji i pisanie. Bo życie ziemiańskich rodzin radykalnie zmieniło się po II wojnie - tak jakby zniknęły ze wspólnej pamięci. A przecież są jej ważną częścią.

51 już publikowanych na FB tekstów wydam przed Gwiazdką w książce "Powracanie ziemian. Dziennik sieciowy" - z pomocą portalu ridero eu i dzięki jednorazowej zbiórce na Patronite (zakładka "zbiórki").

Często nie umiem się powstrzymać przed wejściem w kolejną historię, ale też zdarza mi się jakąś napotkaną - „porzucić”. Bo nie starcza mi czasu na szperanie po bazach danych, wspomnieniach. A chcę więc mieć dla ziemiańskich opowieści spokojny czas - comiesięczne wsparcie Patronów może mi go zapewnić.

Więc plan jest taki: ja będę sobie szperać i pisać, a Patroni, na bieżąco będą mogli to czytać w sieci i, być może, mieć z tego pożytek. Jaki? Napisała mi właśnie wczoraj Czytelniczka, że w „Przedwojennych” znalazła opowieść o dworze istniejącym blisko jej miasteczka. Dziś już go nie ma, ale był… Tętniący życiem, pełen ludzi i ich inicjatyw. Bo zawsze był jakiś dwór: ))

W „Przedwojennych” pisałam o Walewskich spod Radomia, Małachowskich spod Odessy, Przyborach spod Witebska... W cyklu internetowym „Powracanie ziemian” - o małej Krysi Dąmbskiej, która w 1939 roku uciekała z mamą z dworu pod Toruniem, bo niemieccy osadnicy postanowili ją adoptować. Albo o trzech siostrach Kobierzyckich z Drzewicy pod Opatowem, których ojciec zakopywał przed Niemcami w ogrodzie domowe sztucery. Czy o Witoldzie Maringe z Lenartowa, który organizował w 1939 roku Tajną Armię Polską, a po wojnie przesiedział się w komunistycznym więzieniu.…

O kolejnych opowiadam na FB. Wasze wsparcie pomoże mi spokojnie szperać wśród informacji i pisać!

Dołącz do grona Patronów!

Wesprzyj działalność Autora Zawsze był jakiś dwór - Anna Mieszczanek już teraz!

Zostań Patronem

Najnowsi Patroni

Anna Ptasnik
Anna Ptasnik
20 zł
Anonimowy patron
10 zł
Robert Basałaj
Robert Basałaj
10 zł

Chcielibyśmy Cię poinformować o ryzykach, związanych z Twoim zaangażowaniem finansowym. Przekazując środki na realizację pasji Twojego ulubionego Twórcy prosimy, abyś wziął/wzięła pod uwagę kilka kwestii.