KIM JESTEM I O CO WŁAŚCIWIE CHODZI
Cześć, jestem Eleonora. Właściwie to się tak nie nazywam, ale było się kiedyś młodym i głupim, a nick raz użyty w internetach zostaje na zawsze i za nic nie da się go zmienić.
W 2013 roku uszyłam swoją pierwszą suknię historyczną. Miała zamek błyskawiczny z tyłu i powstała z zasłon, które przez kilka lat wisiały w naszej kuchni. Dziś tę właśnie sukienkę wspominam z pewnym rozrzewnieniem, bo choć niehistoryczna i smutnie brzydka, była moim pierwszym kostiumowym sukcesem.
Od tego czasu stworzyłam ponad 30 strojów historycznych, nie licząc historycznej bielizny i dodatków. Nie jestem krawcową, nadal nie umiem wszywać podszewki i spora część moich ciuchów trzyma się w strategicznych miejscach na szpilkach, ale uwielbiam moment, kiedy kawałki materiału zaczynają jakimś cudem składać się w całość, do złudzenia przypominającą stroje ze starych zdjęć i obrazów.
Wszystkie moje projekty publikuję na prowadzonym od początku mojej przygody blogu o jakże chwytliwej nazwie Domowa Kostiumologia, jednocześnie prowadząc błyskotliwy i wielokrotnie nagradzany (NO DOBRA, ŻART) fanpejdż z epickimi memami własnej produkcji.
Charakterystyczne dla mojej "twórczości" jest to, że szyję praktycznie z wszystkiego. Szary żakiet powyżej powstał ze starego kocyka z IKEI; przeważająca większość sukienek to byłe obrusy, zasłony i prześcieradła z second-handów. Problemem w historycznych kreacjach jest jednak ilość materiału. Zasłony i prześcieradła rzadko starczają na jakikolwiek strój w całości. Do niektórych sukni potrzeba nawet dziesięciu metrów materiału! Nietrudno się domyślić, że takie metraże przerastają studencką kieszeń (i chyba jakąkolwiek kieszeń, studia nie mają z tym nic wspólnego).
Kot dowiedział się, ile wydałam na najnowszy strój.
I tu potrzebna mi jest wasza pomoc. Chciałabym nie musieć się ograniczać do tego, na co mi aktualnie starczy. Chciałabym móc wreszcie kupić sobie fiszbiny z prawdziwego zdarzenia, zamiast buszować po przecenach w dziale metalurgicznym w Castoramie. Chciałabym, żeby moje stroje nie były uboższe o dodatki, na które nie chciałam wydawać pieniędzy.
Marzę o hajsach
Hm, brzmi to wszystko dość dramatycznie, a wcale nie jest tak, że spędzam popołudnia zalewając się łzami i przeglądając na necie jedwabie, na które mnie nie stać. Nie o to chodzi - po prostu chcę mieć swobodę w tym, co robię. Ostatnio chodził za mną (no nie dosłownie przecież, śmieszki) żakiecik z lat 1890. i nie uszyłam go, bo zbieram pieniądze na wyjazd. Czasem rękawy w stroju nie są tak obfite, jak w oryginalnym projekcie, bo materiału, z którego szyłam, po prostu na nie nie starczyło. Chcę uniknąć takich sytuacji w przyszłości i dlatego proszę was o wsparcie.
Podsumowując, piniondzów potrzeba mi na:
- tkaniny, a w przypadku zakupów internetowych dodatkowo ich przesyłkę
- różne pierdółki, bez których szycia nie ma, czyli nici, igły, fiszbiny, taśmy bawełniane, lamówki, oczka
- ozdoby do strojów - tasiemki, koronki, aplikacje, koraliki, falbanki, taśmy ozdobne
- dodatki - przede wszystkim buty, które by się jakoś prezentowały, nawet takie z lumpa, ozdoby do włosów, doczepki, materiały potrzebne do tworzenia kapeluszy, torebek
- elementy kupne, których sama nie uszyję, czyli np. pończochy, czasem bardziej skomplikowane gorsety, torebki, kapelusze, których nie da się zrobić z pudełka po pizzy
A tak będę wyglądać, jeśli mi pomożecie!