Avatar użytkownika

Przygody Oli Radomiak z Piotrkowa Trybunalskiego

Opcja wsparcia finansowego jest niedostępna!

O autorze

Trzy lata temu trochę od niechcenia założyłam na fejsbuku fanpejdża "Przygody Oli Radomiak z Piotrkowa Trybunalskiego". Od tego czasu bardzo dużo się zmieniło - czytają mnie tysiące ludzi, a ja mam wrażenie, że ta największa przygoda z pisaniem dopiero się zaczyna.

(ilustracja: Marta Pawelec)

 

 

Fanpejdża założyłam pod wpływem chwili. Głupi moment w życiu. Depresja i te klimaty. Właśnie wtedy, będąc w emocjonalnej czarnej dziurze, postanowiłam, że stworzę sobie miejsce w sieci, które stanie się moją odskocznią od czarnych myśli. To był najstraszniejszy listopad w moim życiu. 2013 rok. Absolutnie nie sądziłam, że Przygody Oli Radomiak z Piotrkowa Trybunalskiego staną się dla mnie aż tak ważne.

 

O czym są Przygody? Myślę, że teraz śmiało mogę powiedzieć, że o wszystkim. O szarmanckich Panach Żulach, o mojej babci, tym, co mnie spotyka oraz o tych wszystkich rzeczach, które mnie i bolą, i cieszą. O ile zaczynając, nie sądziłam, że kiedykolwiek zdecyduję się opuścić bezpieczną strefę śmieszkowania, o tyle z czasem przestałam uciekać od mówienia o tym, co nigdy nie było, nie jest i nie będzie o mnie łatwe - o zaburzeniach osobowości, o depresji czy rosnącym braku toleracji dla wszelkiej inności.

 

To, co mnie najbardziej fascynuje w moim fanpejdżu jednak, to przede wszystkim to, jak silne i niezwykłe społeczeństwo się wokół niego wygenerowało. Naprawdę. Nigdy nie sądziłam, że w Internecie może być tak swojsko, kulturalnie i bez hejtu. A jednak. Wystarczy poczytać komentarze, by zobaczyć te wszystkie cudne interakcje, które zachodzą pomiędzy (mam nadzieję, że nikt za takie określenie się nie obradzi) moimi Radomiakami.

 

Przygody już dawno przestały być tylko wirtualną historią. Kolejna rzecz, która nawet przez sekundę nie przeszła mi przez myśl, gdy zakładałam mojego fanpeja - spotkania z czytelnikami. Ale tak, to się dzieje. Zjeździłam już kawał Polski, by na własnie oczy przekonać się, że to, co stworzyłam, to nie jest tylko magia Internetu. Że Przygody robią naprawdę niesamowite dobro w postaci wspaniałej atmosfery. Już sama myśl, że ktoś kogoś dzięki mojemu pisaniu poznał - bomba!

 

No ale. Do rzeczy.

 

Dlaczego Patronite?

 

Najłatwiej byłoby odpowiedzieć - BO CHCĘ WIĘCEJ. I tak naprawdę właśnie dlatego. Na własnym nazwisku zbudowałam już sobie w internetowej społeczności jakąś markę i nie mogę sobie pozwolić na robienie byle czego, bo patrzą na mnie tysiące ludzi.

 

Chciałabym na maksa wykorzystać moje pięć minut, by zacząć robić to wszystko na co nigdy wcześniej się nie zdobyłam, bo miałam pierdyliard wymówek.

 

Na początek marzy mi się cykl podcastów z ludźmi, którzy mnie czytają. Bo prawda jest taka, że od 4 lat istnienia mojej strony przeczytałam dziesiątki, jeśli nie setki historii moich czytelników. I wesołych, i smutnych. I ja bym chciała, by to zaczęło iść w świat, bo autotematyzm jest fajny, owszem, ale ile można, gdy ludzie wokół tacy ciekawi i fascynujący?

 

Brzmi prosto, prawda? Po co tutaj patronite? Czysta proza życia. Braki w sprzęcie, który - oczywiście - można pożyczyć i tak na początek zrobię, ale jeśli chcesz się czymś zajmować na serio, potrzebujesz czegoś najtwojszego. Myślę, że to rozumiesz. Poza tym - historie, które przeczytałam i do których chciałabym wrócić, byście i Wy mogli je poznać, tworzą mapę Polski i nie tylko. Czyli podróże. Nie mam prawa jazdy (tak, wiem, wstyd jak cholera!), więc zostaje mi PKP. Nie chciałabym się martwić, czy kupić kotu jedzenie, czy jechać rozmawiać z fajnym człowiekiem. Bo to strasznie niesprawiedliwy dylemat.

 

Następne medium, do którego powoli dojrzewam, ale póki co bardzo wygodnie się zasłaniam, że nie mam jak, to YouTube. Wszyscy pewnie kojarzycie moje zapiski z dzieciństwa. Niestety, jak niektórzy sądzą, nie robię tych wpisów na bieżąco, tylko one naprawdę mają wartość, powiedzmy, historyczną, bo pochodzą z czasów kiedy byłam małym gnojkiem. A co za tym idzie - nie są niewyczwerpalne. Powoli to dobro mi się kończy. Ale mam jeszcze jednego asa w rękawie - kilka tomów pamiętników z lat nastoletnich. To dopiero jest faza, wierzcie mi. Ale, o ile karteczki z dziecięcego pamiętniczka są bardzo fotogeniczne, o tyle to, co wyczyniałam jako zbuntowana nastolatka trzeba zobaczyć i usłyszeć. Tak, cholernie mi się marzy usiąść przed Wami, żeby Wam te nastoletnie pierdolety w odcinkach poczytać na głos. Bo kocham takie kompromitacje i Wy, skoro mnie czytacie, chyba też. Patronite może mi w realizacji tego pomysłu bardzo pomóc.

 

Jednak, nie będę tego ukrywać, to pisanie jest dla mnie najważniejsze i to w tym kierunku najmocniej rwie się moje serce. I chciałabym robić to jak najlepiej, dlatego też Patronite. Bym mogła pozwolić sobie kiedyś na warsztaty pisania z wydawnictwa Czarnego, które od lat odkładam, bo proza życia.

 

Tak więc dlatego Patronite - bym mogła się rozwijać i próbować nowego