Chyba nikt nie spodziewał się, że „Świat według Bundych” (oryginalnie „Married... with Children”) stanie się tak wielkim sukcesem. Jednak ten debiutujący 5 kwietnia 1987 roku serial miał coś, czym wyróżniał się wśród pozostałych sitcomów ukazujących perypetie amerykańskich rodzin — pokazywał losy dysfunkcyjnej amerykańskiej rodziny. Peggy była niepracującą żoną, ale jednocześnie nie robiącą nic w domu. Zamiast tego całymi dniami wchłaniała talk-showy z kanapy w salonie. Były też jej pociechy, nieposłuszne i rozwydrzone dzieciaki: Kelly — mało rozgarnięta córka i Bud (który swoje imię dostał po marce piwa), syn niespełniony i nieudolny podrywacz. No i był jeszcze on, głowa rodziny i jej jedyny żywiciel, seksista, cynik, twardziel — Al, nienawidzący swojego życia sprzedawca butów. On też lubił oglądać telewizję, głównie mecze i swój ukochany serial: „Tata-Psychopata”. Aha, no i jeszcze pies się tam uchował, Buck, uwięziony w tym ziemskim czyśćcu niespełnionych ambicji swoich opiekunów.
Oto rodzina Bundych.
Jednak mimo całej tej dysfunkcji, chociaż wszyscy tu stale robili sobie jakieś przykrości, zawodzili wzajemnie zaufanie i jako jednostki dążyli głównie do własnych korzyści, kiedy jakaś zewnętrzna siła zagrażała chociaż jednemu lub jednej z nich, reszta stawała w obronie. To czyniło z nich prawdziwą rodziną, której członkom na sobie zależy. A trzonem istnienia Bundych było trwanie właśnie ze sobą. Na dobre i na złe. Głównie na złe.
Tworzyli idealny ekosystem, który bawił, ilekroć coś znowu się nie udawało. A nie udawało się ciągle. Ale przecież wszyscy dobrze o tym wiecie i żadna z tych rzeczy nie zmieni faktu, że... w 1966 roku Al Bundy zdobył cztery przyłożenia w jednym meczu, grając w lokalnych mistrzostwach dla Polk High School Panthers kontra Andrew Johnson High School, w tym dokonując decydującego przyłożenia w ostatnich sekundach gry, pokonując przy tym swojego największego wroga Bubbę „Zapasowe Koło” Dixona. Tak było.
Al lubił często przypominać tę historie ze szkoły. Dokładnie to przez 11 sezonów. „Świat według Bundych” anulowano dopiero w 1997 roku. Stacja FOX nie dała szansy twórcom nagrania „pożegnalnego” odcinka, co stało się udziałem np. ekipy „Drużyny A". Zostawili nas z poprzednimi 259 odcinkami.
Byłem bardzo ciekaw, jak (i czy w ogóle) udało się przenieść klimat serialu na karty komiksu, a te wychodziły w latach 1990-1994 dzięki wydawnictwu NOW Comics.
Wszystkie zeszyty można podzielić na dwie główne serie, w których przygody działy się w czasie rzeczywistym, ale też tzw. "
„specjale": dedykowane samej Kelly Bundy, cofające czytelnika do czasów młodości naszych bohaterów (czyli np. jak Al poznał Peggy). Twórcy komiksowi nie bali się też pójścia w motywy science-fiction i historie superbohaterskie, i tak w 93 roku wydano mini-serię „2099” (nawiązującą okładkami do takich filmów, jak „Terminator”, „Powrót do przyszłości” i „Gwiezdne wojny”) oraz „Quantum Quartet”, gdzie rodzina Bundych stała się odpowiednikiem... Fantastycznej Czwórki.
Prezentowany w tym tekście numer zatytułowany „The Love Line” jest pierwszym odcinkiem drugiej serii. Autorami historii byli Katherine Llewellyn oraz Marc Hansen, natomiast za warstwę wizualną odpowiadali Tom Richmond, David Mowry oraz John Stangeland. Komiks został wydany we wrześniu 1991 roku, czyli... ojej, ma już 29 lat. Czy broni się po tak długim czasie? Pozwólcie, że rozłożę go na dwa czynniki, by następnie odpowiedzieć na to pytanie.
Historia
Osią fabuły jest tu niespodziewana kariera Peggy Bundy, która zostaje anonimową doradczynią w gazetowej rubryce zajmującej się codziennymi rozterkami gospodyń domowych. Jej bezkompromisowy i emocjonalny sposób odpowiadania na listy, cechujący się ogólną niechęcią do mężczyzn (zwłaszcza mężów) przysparza jej ogromnej popularności wśród kobiet.
Nie trzeba długo czekać, a Peggy Bundy dostaje swój własny program w radiu, który kochają wszystkie żony i którego nienawidzą wszyscy mężowie. W tym Al, który nie tylko nie zarabia już najwięcej z rodziny (wcześniej zarabiał jako jedyny, więc nie było specjalnie konkurencji), ale od momentu, kiedy Peggy stała się spełnioną kobietą sukcesu, Al musiał przejąć domowe obowiązki, jak chociażby odgrzewanie na patelni okruchów z poprzednich posiłków, by podać je dzieciom na obiad.
Sytuacja Ala pogarsza się, gdy za namową Peggy podejmuje się dodatkowej, lepiej płatnej pracy od roboty w obuwniczym (czyli jako rozwoziciel gazet po okolicy), co szybko kończy się dotkliwym pogryzieniem przez wściekłe psy. Natomiast gdy szef Ala z obuwniczego dowiaduje się, że to właśnie żona Ala jest głosem buntu wszystkich amerykańskich żon — w tym jego własnej — Bundy dostaje ultimatum: albo Peggy straci pracę w radiu, albo Al straci pracę w sklepie z butami, czyli jedyną stałą w jego całym zawodowym życiu. Do czego jest zdolny Al, by ratować (swoją) sytuację...?
Rysunek
W kwestii graficznej pójście w karykaturę uważam za udany i przemyślany pomysł, który w pełni oddaje skalę absurdu prezentowanej tu historii i charakter serialowego pierwowzoru — wszakże świat według Bundych jest światem ukazanym w krzywym zwierciadle. To parodia, której nie należy brać na serio. Jednocześnie nieprawdą będzie stwierdzenie, że nie znajdzie się tu pewnych życiowych lekcji. Po prostu wszystko to jest podane z czarnym i nieraz mało wybrednym humorem. Wciąż jednak bawi bardziej niż jakakolwiek komedia z Adamem Sandlerem i jego kolegami na Netflixie.
Werdykt
Po skończonej lekturze byłem mocno zaskoczony faktem, że w jej trakcie dwukrotnie zaśmiałem się na głos. Ja raczej nie śmieję się na głos. Nie da się ukryć, że zawarty tu humorek ma już swoje lata i niektóre żarty są zwyczajnie nietrafione lub zdezaktualizowane ze względu na ówczesną wrażliwość społeczną. Nie zmienia to faktu, że miło było na chwilę cofnąć się do lat 90. i znów odwiedzić tę zwariowaną rodzinkę i jej świat. I to w komiksie! Tak więc, jeżeli natkniecie się przypadkiem na którąś z ich przygód, można brać lub dawać mi znać, to ja wezmę dla siebie.
- Paweł
Trwa ładowanie...