[Recenzja] "Bonding". Od wytykania palcami po akceptację

Obrazek posta

Nie znalazłam jeszcze naprawdę dobrego serialu o BDSM-ie. Filmów jest znacznie więcej – od świetnego „Wenus w futrze” w reżyserii Polańskiego, przez „Duke of Burgundy”, które dotyka tematu niespełnionych pragnień i kompromisów, po „Sekretarkę” i zaangażowaną uległość głównej bohaterki. W kwestii „Bonding” mam mieszane uczucia.
 


Po pierwszy sezon sięgnęłam w zeszłym roku z ciekawości i nie byłam pewna, jak go odebrać. Z jednej strony są rzeczy, które robi dobrze – normalizuje pracę seksualną, w tym przypadku bycie profesjonalną dominatrix(*), a także seksualne pragnienia. Z drugiej strony, zwłaszcza w pierwszych odcinkach, pokazuje społeczność tzw. kinksterów jak zbieraninę dziwolągów. Osobiście popieram realizowanie w sypialni choćby najbardziej szalonych fetyszy, tak długo jak wszystkie strony się na to entuzjastycznie zgadzają oraz nikomu nie dzieje się krzywda. Jeśli kogoś kręci zabawa moczem albo ktoś ma ochotę przebierać się za pingwina i podnieca go jego partner szukający w wyimaginowanym śniegu ptasich jaj, ma moje pełne wsparcie, nawet jeśli prywatnie kompletnie mnie to nie interesuje. Żadnego gatekeepingu – świat byłby lepszym miejscem, gdyby ludzie przestali sobie wzajemnie zaglądać do łóżek i oceniać to, co się tam wyprawia.

Niemniej – w pierwszym sezonie „Bonding” odniosłam wrażenie, że powyższe fetysze pełnią tam przede wszystkim funkcję komediową. I jak rozumiem, że założeniem serialu było to, by był lekki i przyjemny, przeznaczony przede wszystkim dla „waniliowego”, nieobeznanego z BDSM-em widza, tak wolałabym, aby zamiast obśmiewać fetysze budowano elementy humorystyczne na innych aspektach fabuły. Choćby pogranicze obu tych światów ma potencjał na dziesiątki żartów sytuacyjnych i nie trzeba obśmiewać ludzi, którzy czerpią przyjemność seksualną z niestandardowych bodźców. Podejście scenarzysty jest krzywdzące m.in. dlatego, że dla wielu osób, w tym mnie, BDSM to szalenie istotny aspekt życia, daleko wykraczający poza sypialnię czy seks, i przedstawianie społeczności jak dziwaków na pewno nie wywoła w niej pozytywnego odbioru.
 


Drugi sezon, mam wrażenie, ma szansę ocieplić ten wizerunek. Przede wszystkim niektóre praktyki głównej bohaterki, znanej w branży jako Mistress May – takie jak przekraczanie granic bez pozwolenia i nietraktowanie poważnie odpowiedzialności, z jaką wiąże się bycie dominującą – zostają potępione. Na scenę wkracza jej była nauczycielka, Mistress Mira, która uczy May pokory i przypomina o bezpiecznych praktykach. To chyba moja ulubiona część drugiego sezonu – w sposób trochę poważny (scena z odcinaniem dostępu powietrza), trochę komediowy (rząd dziewczyn ze strap-onami penetruje powietrze, ucząc się poprawnej techniki) pokazuje, że praca seksualna to poważna praca, a klienci pokładają w dominujących tonę zaufania. Oglądając, zwróć uwagę choćby na postać Rolpha – cichego, uległego bohatera.

W kwestii żartów ciężar przesunął się na to, o czym pisałam wcześniej – humor sytuacyjny wiąże się w nim przede wszystkim z łączeniem kontekstów zawodowego i kinky. Zamiast przedstawiać klientów May jako niespełnionych, odrzuconych frustratów, widać tu zmianę kierunku – bohaterowie spełniają się. May uświadamia sobie, że nie potrzebuje kończyć studiów, żeby spełniać się zawodowo; ktoś inny zmienia pracę i zaczyna pracować, zresztą z olbrzymią satysfakcją, jako striptizer w gejowskim barze; ktoś jeszcze odnajduje akceptującą partnerkę i odkrywa społeczność furry; ktoś robi coming out. „Bonding” to też, naturalnie, nie tylko serial o BDSM-ie. Drugi sezon sporo mówi o relacjach – o tym, dlaczego je nawiązujemy i dlaczego w nich tkwimy – a także o tym, co nas blokuje. Zaleca dokopanie się w sobie do najprawdziwszej z prawd oraz uświadomienie sobie tego, że zasługuje się na odrzucenie wstydu i prawdziwą wolność, a następnie trzy miliony ton komunikacji – niezależnie od tego, czy chodzi o relacje, dogadywanie barier przed seksem, czy karierę.
 

(*) Znaczące jest to, że w polskim języku nie ma oficjalnego odpowiednika tego słowa poza bardzo ogólną „dominującą”. Nic dziwnego, edukacja seksualna w naszym kraju raczkuje.

 

 

artykuł recenzja

Zobacz również

[Sprawdzam] Styczeń 2021: Wybuchowa mieszanka
A czy Ty masz już swoją comiesięczną rekomendację?
2021: luty

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...