W moim życiu od dłuższego czasu brakuje szczerej fascynacji. Chciałabym odkryć hobby, które pochłonie mnie bez reszty i pozwoli mi się odciąć od pracy czy życia codziennego. Relacja, jaką główny bohater My Octopus Teacher nawiązuje z ośmiornicą, jest niesamowita, ale właśnie rzucenie wszystkiego na rok, podwodna izolacja i pogłębianie kontaktu z naturą to aspekty, które sprawiają, że ten nominowany do Oscara film dokumentalny tak do mnie przemawia.
Od wczoraj wyobrażam sobie, że odcięta od telefonu, maili, znajomych czy gier wstrzymuję oddech i zanurzam się w płytkiej wodzie, która tłumi okoliczne dźwięki. Poczucie przytłoczenia codziennymi obowiązkami znika, zastąpione przez uważność, nie rozpraszają mnie dźwięki otoczenia, powiadomienia, remonty i płaczące dzieci sąsiadów. Myślę, że Craig Foster – bohater netfliksowego dokumentu wyreżyserowanego przez Pippę Ehrlich i Jamesa Reeda – też potrzebował takiej odskoczni. Zmęczony pracą filmowca – nie dlatego, że jej nie lubi, lecz dlatego, że jest wymagająca – i zainspirowany pracą tropicieli znajduje nową pasję, freediving, czyli nurkowanie na wstrzymanym oddechu. W My Octopus Teacher swoim kojącym głosem opowiada o tym, jak początkowo mierzy się z zimną wodą i z każdym tygodniem coraz bardziej rozróżnia pasma podmorskiej flory. Trochę jak w Subnautice – najpierw wszystko wygląda po prostu jak woda, a z czasem uczysz się, gdzie znaleźć te żółte algopodobne rośliny. Craig Foster, wyposażony w płetwy i maskę do nurkowania, poznaje okolicę, a pewnego dnia napotyka coś podejrzanego.
Coś, co początkowo wygląda jak kopiec pokryty muszlami i kamieniami, okazuje się ukrytą ośmiornicą, która w ten sposób maskuje się przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Tak zaczyna się trwająca mniej więcej rok relacja człowieka z fascynującym, sprytnym mięczakiem. Foster przychodzi do ośmiornicy codziennie – bogowie wiedzą, jak znosi to jego rodzina, bo sposób, w jaki mówi o zwierzaku, zdaje się tu i ówdzie zakrawać na obsesję – a ona, najpierw nieufna, z czasem zaczyna go traktować jako niegroźne, a nawet przyjazne stworzenie. Momenty, w którym nie tylko dotyka ręki Fostera jedną z macek, ale także rozwija ją coraz wyżej w kierunku łokcia, albo kiedy układa się na jego piersi lub dłoni, wywołują we mnie wzruszenie, połączone z ukłuciem zazdrości – w końcu szanse na to, że również mnie uda się kiedyś udomowić inteligentne dzikie zwierzę, są naprawdę niewielkie.
Przede wszystkim cała ta relacja tchnęła w życie Fostera nową energię. Nagle znowu ma ochotę nagrywać filmy, więc zajmuje się rejestrowaniem podwodnego królestwa. Jego kadry są miejscami naprawdę niesamowite – morze jest pełne barw, kształtów, ruchu. Jest w nim tyle potencjalnie ciekawych istot, a ośmiornica to tylko jedno z nich. Okazuje się, że o tych ostatnich nic nie wiem. Pojęcia nie miałam, że potrafią „przewiercić” się przez muszlę ślimaka i wpuścić tam truciznę, albo że „myślą” strategicznie podczas walki z przeciwnikiem. Kopiec, o którym wspomniałam w poprzednim akapicie, to nic innego jak sterta obiektów złapanych za pomocą setek przyssawek i przyciągniętych do siebie; zawijanie się w algi i łypanie jednym okiem z ukrycia to także standardowa taktyka. A do tego ośmiornice notorycznie zmieniają kolory, potrafią nawet wytworzyć rogi – wszystko dla lepszego efektu maskowania. W pewnym momencie ośmioręczna przyjaciółka Fostera dosłownie jeździ na rekinie. Przyznaję, sama nie byłabym w stanie bezczynnie patrzeć, jak drapieżniki polują na moją znajomą z morza, nawet jeśli w ten sposób ingerowałabym w ekosystem i stawałabym w opozycji do wszystkich zasad, którymi powinni kierować się ci, którzy zajmują się fotografowaniem czy nagrywaniem natury. Jako człowiek też jestem przecież częścią przyrody, tak samo ważną.
My Octopus Teacher jest dobrym, angażującym i świetnie zrealizowanym dokumentem, odpowiednio przeplatającym radosne i smutne momenty oraz trwającym niecałe 1,5 godziny. A że rozdanie Oscarów już za chwilę, za kilka godzin dowiemy się, czy złapał za serca jurorów z Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.
Trwa ładowanie...