O przyczynach przeinaczeń i źródłach kłamstw

Obrazek posta

Powszechna wiara w szczere intencje badaczy historii nie znajduje w zasadzie żadnych uzasadnień. Ludzie o tym jednakowoż nie wiedzą i traktują lansowane, żeby nie powiedzieć ciśnięte, w przestrzeni publicznej emocje jako prawdy objawione opisujące rzeczywisty wymiar zdarzeń z przeszłości. Walczyć się z tym nie da, albowiem to jest właśnie propaganda. Nazwanie jej już jest problemem, a gdzie mówić o tym, by postawić tamę jej szkodliwemu oddziaływaniu. Można jednak to i owo wskazać, a potem patrzeć, jak co bardziej przytomni ludzie z wielkimi pretensjami do ilorazu inteligencji, łapią się za głowy i wydają dziwaczne okrzyki.

Omówmy dziś dwa przykłady całkiem niezwiązane z epoką, która nas interesuje najbardziej, ale na tyle wymowne, by poruszyć umysły. Te przynajmniej, które nie zostały całkiem zmienione w sieczkę. Oto przykład opisujący najważniejsze lub jedno z najważniejszych wydarzeń w historii przedwojennej Polski – zamach na prezydenta Narutowicza. Wszyscy wiedzą, że zamachu tego dokonał zorientowany prawicowo szaleniec, a był on inspirowany przez koła Narodowej Demokracji i generała Hallera osobiście. Wszyscy w to wierzą. Nikomu nie da się wyjaśnić, że zamachowiec – Eligiusz Niewiadomski nie znał osobiście Hallera, za to znał osobiście Sosnkowskiego. Ten bowiem załatwił mu posadę w kontrwywiadzie, a do tego umożliwił mu służbę w pułku piechoty im. Józefa Piłsudskiego. Jak więc Haller mógł wpłynąć na decyzje Niewiadomskiego? Nad tym nikt się nie zastanawia, albowiem powszechna jest wiara w osmotyczne przenikanie zbrodniczych idei do mózgów zamachowców.

Powtórzę – wiem, że nikogo nie przekonam, ale mogę choć wskazać palcem gdzie jest praprzyczyna tego szaleństwa. Nie dacie mi z pewnością wiary, ale w dwa miesiące po zamachu na Narutowicza, obrońca jego zabójcy opublikował ciekawą książkę, która nosi tytuł Proces Eligiusza Niewiadomskiego. Praca ta opisuje cały przebieg procesu. Jej autor to znany w Warszawie adwokat Stanisław Kijeński. Jest to podstawowe i najważniejsze źródło do historii zamachu. Jak myślicie, ile razy zostało wydane od lutego 1923 roku i ilu historyków je cytuje? Otóż wznowiłem je w zeszłym roku po 97 latach. O cytowaniu tej pracy w tekstach dotyczących zamachu na Narutowicza, szkoda nawet mówić. Cóż takiego zawiera ta książka? W zasadzie same horrenda. Największym jest zlekceważenie przez sąd zeznań świadka Władysława Ludwika Ewerta, późniejszego naczelnego periodyku Polska Zbrojna. 16 grudnia, w dzień zamachu był on w Sosnowcu i dwie godziny przed śmiercią prezydenta Narutowicza, o dziesiątej z rana, siedząc z przyjaciółmi przy śniadaniu w hotelu, oznajmił im niespodziewanie, że w Warszawie ten wariat Niewiadomski zastrzelił prezydenta. Narutowicz żył jeszcze dwie godziny, kiedy w Sosnowcu komentowano już jego śmierć. Fakt ten, zanotowany przecież przez protokolantów na sali sądowej, jest zamilczany lub lekceważony przez historyków.

Inny, ale równie ciekawy wymiar, ma powielana w literaturze popularnej i filmie, historia zdobycia Jerozolimy przez Saladyna w roku 1187. Moment ten eksploatowany doprawdy ponad miarę przez Hollywood, wybrzmiewa dziwnym echem i nawet ktoś mocno niezorientowany w realiach epoki, ale świadom ich jednak, po obejrzeniu filmu Królestwo Niebieskie, musi zadać pytanie: dla dlaczego Balian z Ibelinu obrońca Jerozolimy współpracował z Saladynem, swoim najgorszym wrogiem? Kiedy sięgniemy do opisów okoliczności, które doprowadziły do upadku Królestwa Jerozolimskiego, bitwy pod Hittin i potyczki nad sadzawką Cresson, opartych na jednym, współczesnym wydarzeniom źródle, czyli Kronice Ernoula i Bernarda Skarbnika, łatwo dostrzeżemy, że romantyczne opisy postaw bohaterów służą niepięknemu wcale celowi. Mają ukryć zdradę, jakiej wobec Jerozolimy chrześcijańskiej dopuścili się niektórzy rycerze, w tym Balian z Ibelinu. Nie tylko on jednak, ale także, a może przede wszystkim hrabiowie Trypolisu. Jeśli zainteresujemy się bliżej dziejami wspomnianej kroniki, bez trudu odnajdziemy informacje, że była ona wielokrotnie przerabiana, zmieniano jej tekst, nawet w czasach już bardzo nam bliskim. Można rzec, że to są sprawy dawne i nikogo one już nie obchodzą. No, nie do końca, gdyby tak było Ridley Scott nie dostałby budżetu na film zrobiony z takim rozmachem i tak kłamliwy, jak to całe Królestwo Niebieskie. Sprawy te, choć odległe, ciągle kogoś interesują i ciągle karmi się nimi pop kultura. Trudno więc, byśmy w Polsce nie podjęli się na nowo redakcji innych, ważniejszych dla nas tematów. Szans na zmianę formuł opisujących zamach na Narutowicza nie mamy, ale może uda się coś zrobić z tym Chmielnickim i jego rzekomym powstaniem.

historia źródła kłamstwa przeinaczenia pop kultura

Zobacz również

Na kim naprawdę wzorował się Henryk Sienkiewicz?
Podróże patriarchów
Listy Chmielnickiego do Radziejowskiego

Komentarze (4)

Trwa ładowanie...