Dziwne w zasadzie jest to, że nie została jeszcze wyodrębniona gałąź studiów, którą można by nazwać promocją nauki. Ona niby istnieje, ale jest to bardziej sztuka niż nauka, sami zresztą wiecie. Każdy lub prawie każdy przeżywał jakiś moment fascynacji popularyzatorskimi filmami przyrodniczymi, starsi czytali pismo Młody technik, które, na tle współczesnych periodyków, było po prostu sumą doskonałości, a wielu fascynowało się literaturą historyczną, czyniącą przeszłość obszarem niesamowitych wprost atrakcji.
Jeśli mielibyśmy wskazać kto i gdzie dał początek temu procederowi, tak ukochanemu przez całe pokolenia ludzi żyjących współcześnie, trzeba by było wskazać na miasto Elbląg i na całą XVII wieczną Rzeczpospolitą, która stała się przedmiotem studiów uczonych z całego świata. Najważniejszym z nich zaś, nigdy w zasadzie w polskiej literaturze należycie nie opisanym, był Samuel Hartlib. Mieszkał on co prawda od roku 1630 w Londynie, ale jego związki z Europą Środkową, z Polską, Litwą i Czechami nie ustały w zasadzie nigdy. Nie mam zamiaru pisać jakiejś poważnej pracy na temat Samuela Hartliba, chcę tylko wskazać te momenty, które w jego życiu wydają mi się kluczowe. Zacznę od tych mniej ekscytujących. Hartlib interesował się agronomią i nowymi metodami uprawy roślin, w tym warzyw. Mieszkając w kolonii angielskiej w Elblągu, a potem w Gdańsku, miał wiele okazji do tego, by zapoznać się z wielkością plonów wielkoobszarowych gospodarstw rolnych, które to plony zwożone były do Gdańska i Elbląga właśnie. Jędrzej Giertych w swojej książce o Komenskim, pisze, że Hartlib miał w Polsce żonę, szlachciankę, która wniosła w posagu spore całkiem areały, a następnie zmarła. Jej mąż zaś wyjechał do Londynu i tam związał się ze środowiskiem uczonych, magów i publicystów popierających rewolucję Cromwella. Silnie promował swojego dawnego przyjaciela – Jana Amosa Komenskiego – którego Giertych nazywa wprost autorem projektu rozbiorów Polski. Hartlib zaś zasłynął w Londynie z propagowania jego projektu pansophii, wszechmądrości, która legnie u podstaw zreformowanego świata.
Niejasne są do końca przyczyny gwałtownego wyjazdu Hartliba z Polski do Londynu, a autorzy wskazują, że mogło to mieć związek z zagrożeniem szwedzkim lub cesarskim. Musimy przywyknąć, że żaden czynny w Wielkiej Brytanii autor nie napisze ani jednego prawdziwego słowa na temat historii Polski i Litwy. Hartlib na pewno nie musiał przed nikim uciekać, no chyba, że otruł żonę specyfikiem, który przygotował jeden z jego kolegów alchemików, a następnie, spieniężywszy majątek postanowił zniknąć. Toczyła się w owym czasie wojna polsko-szwedzka o Wisłoujście, ale czegóż miał się obawiać obywatel Gdańska, protestant w dodatku, gdyby cały obszar Prus Królewskich zajęli Szwedzi? Teoretycznie niczego. Praktycznie jednak mógł mieć pewne lęki, ale tylko w tym przypadku, gdyby reprezentował nie protestantów, ale parlament w Londynie wspierający francuskich hugonotów. Dlaczego tak? To skomplikowane i trudne do uwierzenia, ale prawdziwe – Szwedzi reprezentowali interesy Paryża. Angielski agent w Gdańsku, mógł im się nie spodobać, szczególnie, że wykazywał się zainteresowaniami wykraczającymi daleko poza horyzonty kupców zbożowych. Równie dobrze jednak Hartlib mógł zostać przez Szwedów wciągnięty na listę płac kardynała Richelieu. Trudno więc oceniać, czy strach przed Szwedami był rzeczywistą przyczyną jego wyjazdu.
Samuel Hartlib skupił wokół siebie krąg uczonych, którzy zajmowali się rozstrzyganiem najważniejszych zagadnień stojących przed ówczesną nauką. Wśród nich zaś znalazły się kwestie agronomiczne, dotyczące zwiększania plonów z niewielkich areałów, takich jakimi dysponowali Holendrzy, kwestie alchemiczne dotyczące powiększania budżetów z niczego czyli zamiany ołowiu w złoto, a także kwestie społeczne czyli próba zjednoczenia protestanckich kościołów. Krąg Hartliba, jak lubią pisać Anglicy stał się początkiem Royal Society. To ciekawe, jeśli się weźmie pod uwagę, że wszyscy czynni wokół Hartliba ludzie byli agentami Cromwella, tłem zaś ich aktywności i planów, były ziemie upadającej – jak mniemali – Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Oczywiście w świecie, w którym żyjemy dziś, a który jest w całości skonstruowany według zasad przyjętych i zaaprobowanych przez krąg Samuela Hartliba, wskazywanie jakichkolwiek związków z tym środowiskiem powinno być nobilitacją dla tego, który je wskazuje i dla tych, którzy w przeszłości byli z tym środowiskiem związani. Chcę tu jednak wyraźnie powiedzieć, że koło to, w latach kiedy w Ameryce powstawały pierwsze purytańskie kolonie, miało zamiar – dla dobra ludzkości – zdewastować ziemię Królestwa i Wielkiego Księstwa, a następnie zagospodarować je na nowo, w duchu nowych praw i porządków. To było niemożliwe, do chwili kiedy w Polsce silna była pozycja Kościoła i szlachty zarządzającej wielkoobszarowym rolnictwem.
Tak się jednak składa, także dziś, że szlachetne deklaracje – nawet te, które za chwilę okazują się ponurym bardzo politycznym realizmem – podszyte są mrzonkami. Bo nie ma tak przenikliwego naukowca wyznania kalwińskiego, który byłby bardziej przebiegły niż całkowicie zdeprawowany katolicki kardynał, sterujący wielkim, morskim i lądowym mocarstwem. Czy Hartlib rozumiał, że za protestantami walczącymi w Rzeszy przeciwko cesarzowi stoi Armand de Richelieu? A w związku z tym nie ma mowy o żadnym zjednoczeniu protestantów. Oni mają pozostać podzieleni, mają zasilać szeregi sfanatyzowanych armii walczących na wschodzie Europy. Po to, by Francja mogła rozkwitać. Czy rozumiał, że dewastacja Kościoła i Rzeczpospolitej, naturalnej sojuszniczki cesarstwa w Wojnie Trzydziestoletniej, może się dokonać tylko rękami protestantów, a to znaczy – w imię interesów Paryża, albo w imię interesów Londynu – całkowicie rzecz jasna sprzecznych? Być może to akurat rozumiał, albowiem jeden z przyjaciół Jana Amosa Komenskiego, znany z powieści Henryka Sienkiewicza Potop – baron Sadovski, Czech i protestant, który musiał wyemigrować z kraju, napisał list do Cromwella z prośbą o przysłanie dużych oddziałów wojska przeciwko Rzeczpospolitej, która udzieliła mu schronienia. Wojska tego Cromwell nie przysłał na szczęście, choć Sadovski ofiarował mu własnego syna, jako zakładnika.
Oto są okoliczności, w których rodziły się nowożytne europejskie fascynacje nauką. Jej celem zaś było – jak pisał Komenski – terribile opus reformattionis mundi – straszliwe dzieło zreformowania świata. Jego pierwszym akordem miał być upadek katolickich państw w Europie środkowej i wschodniej – Niemiec i Rzeczpospolitej. Udział w tym przedsięwzięciu, rozpoczętym w roku 1648 wziął także Bohdan Chmielnicki, wspierany przez największe siły polityczne ówczesnej Europy. Jego wojna zaś z Polską, została przez propagandystów z kręgu Samuela Hartliba nazwana powstaniem i jako takie wydarzenie funkcjonuje do dziś.
Trwa ładowanie...