Gdy 30 stycznia ubiegłego roku Irena Wolak stanęła w progu mojego domu trzymając na ręku kolczastą chudzinkę, nie przypuszczałam, że będę o nią toczyć taką zażartą walkę. Była malutka, zaledwie 300 gramów, ale myślałam, że jakoś da radę, że gdy będzie miała jedzenia pod dostatkiem i ciepły termofor, to się pozbiera do kupy i ruszy do przodu. Okazało się, że myliłam się pod każdym względem. Mała ani się nie pozbierała, ani nie ruszyła do przodu. Wręcz przeciwnie - zaczęła się cofać. Nie jadła, nie piła, waga spadała, maleństwo i tak już chudziutkie, zaczęło chudnąć jeszcze bardziej . Holiday, bo tak dostała na imię, nikła w oczach. Badaliśmy jej kupki na obecność pasożytów jak tylko do mnie trafiła i wynik był ujemny. Doktor ja osłuchał, zajrzał do pyszczka, do uszek, obejrzał ją całą bardzo dokładnie i nic nie znalazł. Holi nie miała żadnych objawów chorobowych poza brakiem apetytu. Zaniosłam kupki do badania po raz drugi. Okazało się, że ma pasożyty płucne, niewielką ilość, ale ma. Dostała leki, oczekiwałam, że jej stan się poprawi, że zacznie w końcu jeść. Czekałam, czekałam... i nic. Holi zrobiła się słabiutka, skurczyła się, zmalała. Ruszyły kroplówki, doktor rozpisał leczenie, które miało utrzymać Holiday przy życiu. I za parę dni ponownie badanie kupek. Wynik ujemny. Niby się uspokoiłam, ale cały czas coś mnie dręczyło, bo widziałam co się dzieje z maleństwem. Karmiłam ręcznie, Holi jadła, nawet chętnie. Na jedno karmienie zjadała około 10-15 ml. Niby niedużo, ale jednak zawsze coś. Karmiłam co 3 godziny a więc trochę tego żarełka miała w brzuszku. Tylko nie było widać efektów tego karmienia. Powinna przybrać ciutkę, choćby 1 gram. A tu nic. Wręcz przeciwnie, waga nadal spadała. Nie wiedziałam już co mam z nią robić. Latałam do lecznicy na kroplówki codziennie, potem już 2 razy dziennie, a przecież w domu miałam jeszcze 17 takich faflunów jak Holiday, którymi musiałam się zajmować. I prawie 90 innych jeży, które czekały na obrządek – sprzątanie i mycie kojców, karmienie i kupę innych czynności. Jęzor do ziemi, łeb pod pachą, ale jakoś musiałam dawać sobie radę. Czwarte badanie kupy Holi znowu nic nie wykazało. Nie było ani jaj , ani larw pasożytów. A Holi już przestała się podnosić ze swojego termoforka. Waga spadła do 150 gramów. Gdy brałam ją na ręce żeby nakarmić, zauważyłam, że dyndały jej łapki. Na jej kocyku zauważyłam wstrętną, galaretowatą kupę. Jezu, to już koniec, pomyślałam sobie. Dyndające łapki zawsze oznaczają , że kostucha już stoi za progiem. I pomimo tego, że dopiero co kupka Holi była badana, zebrałam to, co zrobiła , tę ohydną, śmierdzącą galaretę i na syrenie popędziłam do lecznicy. Było już późno, doktor już dawno skończył przyjmowanie pacjentów ale był jeszcze w lecznicy. Zbadał kupkę, którą przyniosłam . Długo stał przy mikroskopie, a potem wyprostował się i powiedział, że Holi ma zarówno pasożyty płucne, jak i jelitowe. I tych jelitowych jest bardzo, bardzo dużo. Wcześniej nic nie wychodziło w badaniach bo widocznie musiałam trafić na niszę, czyli okres, w którym pasożyty są obecne w organizmie ale w kupkach nie ma ani jaj, ani larw tych pasożytów. Dopiero to piąte badanie wywróciło wszystko do góry nogami. Dostałam leczenie dla Holi, przede wszystkim trzeba było zlikwidować pasożyty jelitowe, bo to one powoli zabijały nasze maleństwo. Dlatego nie przybierała na wadze. Bo paskuda zjadała wszystko, co dostawała Holiday. Leczenie ruszyło z kopyta. Już po pierwszej dawce leku Holi zaczęła się interesować otoczeniem, chociaż jeszcze nie podnosiła się z legowiska. Zabawnie węszyła podnosząc pyszczek wysoko do góry i wystawiając ząbki. Wciskałam w nią tyle jedzenia, ile tylko mogła zjeść bez przymusu. Jadła nadal co 3 godziny. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jej stan zaczął się poprawiać z dnia na dzień. Zaczęła już wstawać o własnych siłach i szukać jedzenia. Podstawiłam miseczkę. Holi dostawała specjalistyczną karmę weterynaryjną dla jeży chorych i rekonwalescentów. Zjadła troszkę i poszła na termofor. Uwielbiała się wygrzewać na ciepłym posłaniu. Ważyłam ją codziennie i cieszyłam się jak dzieciak gdy widziałam, że powolutku, ale za to regularnie jej waga wzrasta z dnia na dzień. Udało się opanować sytuację w ostatniej chwili. Paskuda została wybita, Holi je samodzielnie kilka razy dziennie. Na dzień dzisiejszy waży 358 gramów i nadal przybiera na wadze. Teraz już tylko je i odpoczywa. Przecież na wiosnę wraca na wolność! A już tak niewiele brakowało....
Trwa ładowanie...