"Odbieram syna z przedszkola. Codziennie. Basia zaprowadza. Ja odbieram. Zjawiam się punktualnie, po pracy. Ubieram. Czapkę naciągam na uszy, głęboko, żeby nie przewiało. Szalik wiążę ciasno pod szyją, żeby krtani, migdałów nie narażać bez przyczyny na działanie wiatru. Syn krzywi się i marszczy, bo czapek i szalików nie lubi. Jak każdy czterolatek uważa je za zbędne i niewygodne. Rozumiem go. Podzielam tę opinię, chociaż w styczniu tego roku skończyłem lat trzydzieści osiem. Zatem odbieram syna codziennie z przedszkola i w drodze do domu rozmawiamy często. - Co jadłeś na obiad? - pytam. (...)"