Spokój jest najbardziej niedocenianym w naszej kulturze stanem. Myślę o tym ostatnio dużo, również przy okazji nadchodzącego (a może już istniejącego) kryzysu. Być może trzeba będzie porzucić rozrywkę, która stanie się jeszcze droższa — kino, jedzenie w restauracjach, drinki z palemką, teatr i tak dalej. Mam wrażenie, że przez dwa lata pandemii bardzo odzwyczaiłam się od rozrywki, przestałam jej łaknąć i potrzebować. Byłam jak osoba dawniej uzależniona od cukru i śmieciowego jedzenia, która po przymusowej diecie czuje słodycz marchewki i batata i ani myśli wracać do batonów pełnych utwardzonych tłuszczy i mieszanki cukru z syropem fruktozowo-glukozowym. Przez te dwa lata nauczyłam się cieszyć domowymi posiadówkami, spacerami po lesie i łące, czytaniem książek, ruchem mojego ciała, bliskością z innymi. Proste, małe życie okazało się dla mnie najsmaczniejsze. Mój układ nerwowy odzwyczaił się już od rozrywkowego stylu życia, więc jestem pewna, że kiedy zajdzie taka potrzeba nie będzie to dla mnie problem, by żyć jeszcze prościej. Nie ukrywam jednak, że...