Jedna czwarta wróbla. Gaba Krzyżanowska. Wydawnictwo Ha!Art!, Kraków, 2022.
W notce biograficznej da się wyczytać, że Gaba Krzyżanowska „nie do końca rozumie, o co chodzi w tym całym byciu poważnym".
Nie wiem, w jakim momencie jej życia padło to zdanie, ale stawiam orzechy przeciwko dolarom, że przed napisaniem „Jednej czwartej wróbla”.
Miniaturka. Tak, to książka, jak myśli Anselma Grüna; spisywane niechronologicznie, a jednak silne w swoich fundamentach.
„Jedna czwarta wróbla” to książka o macierzyństwie, o tumulcie, o partnerstwie i symbiozie z przyrodą.
To pamiętnik nie pamiętnik. To pozytywne pisanie, mimo pojawiającego się rozgardiaszu i bólu.
Można to przeczytać raz. Na przykład przed zaśnięciem. A można i dwa. Zwłaszcza po przebudzeniu.
Jednym razem będzie to bajka. Innym razem poradnik. Ale nie jest ani jednym, ani drugim. To osobiste wypisanie się. Rozpisanie na karteluszkach, na fiszkach. W niezamkniętych plikach. Porządkowanie myśli i zdarzeń.
Gdy w świecie zorganizowanym pojawia się, najpierw myśl, a potem działanie.
Zanim Mira ukazała się światu, lisy zajadały się kurami. Tata kombinował jak nie strzelać focha, a mama przyglądała się pracy pszczół. Oboje rodziców szukało odpowiedniego kwiatostanu, by było dużo i dobrze, by było różnorodnie.
Szukali konsensusu.
Nie miałem bladego pojęcia, o czym Gaba Krzyżanowska pisze. Że jeździ konno, że rozpisuje poradniki, ma swoich fanów, także tych, którzy czytają jej kryminały i thrillery.
Nie wiedziałem też, o czym jest „Jedna czwarta wróbla”.
I gdy zawziąłem się za lekturę, to im dalej w las, tym mocniej oczekiwałem zwrotu akcji. Pewnych traumatycznych przeżyć, które wywrócą całą fabułę do góry nogami.
Ta książka jest złożona z rzeczy codziennych. Z wystawania o poranku, z pracy w ciągu dnia i dbania o każdą godzinę, by warta była wspominania. Ale przecież jest i tak dużo czasu, który zapominamy, którego nie ma co wspominać.
Żeby coś nie uleciało, nie umknęło, Gaba Krzyżanowska postanowiła zapisać wydarzenia, zdarzenia, poczęcie i narodziny.
Córka Mira! To nie jest jedyny cud tej narracji. Ich w tej opowieści jest sporo. Gdy kury wędrują na Mazury, a tam (poza jedną) zostają pożarte przez chytrusa. Gdy czeka się i doczekać się nie można. I gdy się zapomina, bo się pamiętać nie chciało.
Jest też polska służba zdrowia. Ułomna. Ale i ta dobra. Wszystkiego po trochu.
Króliki, czy od nich się zaczęło. W książce tak.
A co z Nową Zelandią, Finlandią i innymi miejscami beztroski?! Czy pojawienie się dziecka „wiele” zamyka, czy wszystko otwiera!?
Gaba Krzyżanowska – niebawem skończy trzydzieści dwa lata. Pisze książki: kryminał, sensacja, thriller, literatura młodzieżowa, literatura piękna, hobby
Zaczęła jeździć w wieku siedmiu lat i od razu zapałała do koni wielką miłością. Pasja hippiczna towarzyszy jej przez całe życie: jest instruktorką jeździectwa, absolwentką zootechniki, autorką materiałów szkoleniowych „Koń Zebrany” i „Zaklepany!”, współpracuje z miesięcznikami jeździeckimi. Właścicielka okrągłego siwka półkrwi arabskiej-Kafla, pszczelarka i podróżniczka. Od kilkunastu lat prowadzi bloga @KonnaCafe. Uczęszcza na podyplomowe studia artystyczno-literackie (UJ). Nie do końca rozumie, o co chodzi w tym całym „byciu poważnym”.
(https://www.facebook.com/KonnaCafe/).
Fragment fabuły:
Pytam Adama, co sądzi: może jednak pozwoliliby mi rodzić razem z Pinky? To w końcu doświadczona samica, która urodziła już osiemnaścioro dzieci. Kusi nas, żeby zapytać o to w szpitalu tylko po to, żeby zobaczyć ich miny. Żartujemy sobie, ale ja naprawdę czuję, że mając ją przy sobie, wiedziałabym, że umiem rodzić, tak jak rodzą inne samice wszystkich gatunków. Bo w takich momentach wszystkie jesteśmy jednym.
29 października 2019
„Plan porodu. Gabriela Krzyżanowska + Adam Krzyżanowski + Mira”
Najważniejsze:
Żeby panie położne były wyrozumiałe i miłe, i powiedziały, że dam radę <3
Moje prośby/oczekiwania:
1. Obecność męża (Adam Krzyżanowski) lub X, lub Y w trakcie porodu.
2. Tylko niezbędne ingerencje medyczne + znieczulenie, jeśli będę potrzebować.
3. Udzielanie mi i mężowi informacji o tym, co się dzieje (szczególnie jeśli będzie niezbędna ingerencja lekarza).
4. W razie cesarskiego cięcia – aby mąż otrzymał dziecko do kangurowania.
5. Żebym mogła skorzystać z ciepłego prysznica i wybierać pozycje porodowe (chętnie skorzystam ze stołka porodowego/worka/maty).
6. Dwugodzinny nieprzerwany kontakt z dzieckiem po porodzie jest dla mnie bardzo ważny.
Ślicznie proszę:
1. Nie myć dziecka od razu po porodzie (najchętniej umyłabym je dopiero w domu albo tuż przed opuszczeniem szpitala).
2. Umożliwić mi picie i ewentualnie jedzenie (miód, cukierki) w trakcie porodu.
3. Poczekać z przecinaniem pępowiny do momentu, kiedy przestanie tętnić.
4. Pokazać mi i mężowi, jak opiekować się dzieckiem, bo NIC nie wiemy :)
Nie zgadzam się na:
1. Rutynowe nacięcie krocza – tylko jeśli zaistnieje ryzyko, że pęknę w stopniu mocniejszym niż nacięcie. Poproszę o instrukcje w trakcie parcia i wyrozumiałość :)
2. Wywoływanie porodu, jeśli nie ma zagrożenia życia i zdrowia dziecka i innych bardzo wyraźnych medycznych wskazań.
3. Zabieranie dziecka przez 2 godziny od porodu, jeśli jego i moje życie i zdrowie nie są zagrożone.
Jestem bardzo dumna z tego planu. Nie ma tam nic wyszukanego, żadnych fanaberii, wszystko w granicach realnych oczekiwań. Powinno się udać.
***
Oczywiście! Domyślacie się, że to, co przeczytaliście powyżej, to tylko pobożna lista. Koncert życzeń, którego nie słuchano, nie wysłuchano.
Co i jak było po kolei, musicie przeczytać sami.
***
Jestem ojcem razy cztery. Gdy rodziła się Weronika, nie pozwolono mi być przy porodzie, siedem lat później byłem obok mamy mojego syna, Szymona.
Gdy rodziła się Ania również. Gdy Wiera, niestety nie, bo ktoś musiał zostać z Anią, bo nikt inny nagle nie miał czasu…
Nigdy nie rezygnujcie – to pisze do mężczyzn! Musicie być razem ze swoimi dziećmi, z partnerkami.
Nie tylko tego dnia. Przez co najmniej dziewięć miesięcy.
Książki nie oceniam (punktami), bo nie!
Trwa ładowanie...