"(...) To zawsze musi być “twoja dawka”. Inni przestają pić, bo kończy się impreza, ty wracasz na chatę i dobijasz do dawki, która jest “twoja”. Bo to jest “twoje”. “Twoja” relacja z alkoholem jest twoja i nikomu nic do tego. Kiedy tak myślisz, zaczyna być niebezpiecznie. Ja myślałem o tym w ten sposób przez co najmniej 10 lat (mniej więcej tyle piłem uzależnieniowo, kiedy skoczyła mi tolerancja, kiedy pojawiły się objawy odstawienne). Jakieś 15 lat piłem ryzykownie, przekraczając granice ogólnie przyjętych norm (przymus picia, brak pomyślnych prób kontroli picia, konkretny litraż, koncentracja życia wokół alkoholu itd.). To nie jest poradnik lub wykład, więc wybaczcie proszę skróty i uproszczenia. Piszę o tym dlatego, że ci, którzy dość wcześnie odkryją ten rodzaj ulgi, który przynosi alkohol mają większe "szanse" uzależnić się od niego niż ci, u których picie ma inne przyczyny, inny model. Oczywiście to nie jest reguła. To tylko uwaga, która pojawia się w literaturze np. u Mellibrudy. Warto się obserwować. Pytanie, które powinno wzbudzić wasz niepokój o siebie, pytanie, które sobie sami zadajecie (lub nie) brzmi: "Czy powinienem ograniczyć picie?" (...)"