Oglądałem transmisję z gali Plebiscytu Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca roku 2022. Wygrała bezdyskusyjnie Iga Świątek. Zadziorny Paweł Fajdek, wspaniały młociarz lekkoatleta, zajął 9 miejsce i nie był zachwycony. Dziś przeczytałem powody jego rozgoryczenia, jakie wyjawił w rozmowie z dziennikarzami i zmusiło mnie to do rzucenia paru spostrzeżeń na ten temat. Uspokajam: nie będę siał zamętu, pieklił się, uznawał lub nie uznawał wyników tego, ani żadnego innego rankingu popularności. Tak zawsze wygląda publiczne ogólnodostępne głosowanie – koniec.
* * *
Kiedy kilka dni temu wrzuciłem do internetu wyniki rankingu amerykańskiego pisma Rolling Stone na „200 najwybitniejszych piosenkarzy w historii” (choć słowo „greatest” należałoby tłumaczyć „największych”), przez mój fejsbukowy profil przetoczyła się mała burza. Rozczarowaniom nie było końca. Przypomnę, że pierwsza 20-tka wyglądała tak...
(całość tu: https://www.rollingstone.com/music/music-lists/best-singers-all-time-1234642307/mavis-staples-9-1234643125/
1. Aretha Franklin
2. Whitney Houston
3. Sam Cooke
4. Billie Holiday
5. Mariah Carey
6. Ray Charles
7. Stevie Wonder
8. Beyonce
9. Otis Redding
10 Al Green
11. Little Richard
12. John Lennon
13. Patsy Kline
14. Freddie Mercury
15. Bob Dylan
16. Prince
17. Elvis Presley
18. Celia Cruz
19. Frank Sinatra
20. Marvin Gaye
Pierwszy komentarz brzmiał „Beyonce… śmiech na sali”. Nie wiem, czy dla autora wpisu było za nisko, bo 8, czy może za wysoko. „Freddie Mercury dopiero 14?” – to kolejny. „Niny Simone nie ma w pierwszej 20-tce. Nie czytam dalej”. Kłócono się o brak Elli Fitzgerald, Madonny, Cher i Tiny Turner. Komuś brakowało Edith Piaf. Padła i taka ocena całego rankingu: „Jeśli Bob Dylan jest wyżej niż Frank Sinatra, to chyba nie chodzi o umiejętności wokalne. Chaka Khan jest 20 pozycji przed Ellą Fitzgerald i ponad 120 pozycji nad Barbrą Streisand?… tym bardziej nie rozumiem pojęcia "Greatest". (Redakcja wyjaśniła, że chodzi o siłę oddziaływania artysty na kulturę, a nie o kategorie stricte wokalne)
Tak to jest za każdym razem, czegokolwiek by jakaś ankieta czy ranking nie dotyczyły. Jest mnóstwo niezgody na rezultaty, ktoś jest za nisko, ktoś za wysoko, fruną domniemania, że wyniki zostały sfałszowane, zakłamane, coś zatuszowano, bla bla bla. Mnie to nie rusza. Wróćmy do Pawła Fajdka.
To wyjątkowy sportowiec, krnąbrny, bezczelny, nie bawi się w dyplomację. Gdy go zapytano o powody niezadowolenia z 9 miejsca, zapytał: „Zdobyłem 5 tytułów mistrza świata, tylko Sergiej Bubka zdobył ich więcej, co jeszcze mogę zrobić?”. I dodał „Im więcej tytułów zdobywam, tym niższe miejsce w plebiscycie" I to pytanie ma sens, aczkolwiek... nie w rankingu popularności. Bo rzeczywiście: co jeszcze mógłby zrobić pięciokrotny mistrz świata, mistrz europy, medalista olimpijski, żeby osiągnąć więcej, niż 9 miejsce? Odpowiedź brzmi: nic nie może zrobić.
Popularność nie zależy od rzeczywistych rezultatów sportowych – zależy od popularności dyscypliny, człowieka i wpływu mediów społeczeństwo. Fajdek może zdobyć sto tytułów w jakiejś dyscyplinie i jeśli nie będzie o nim głośno, nie będzie na okładkach magazynów, pism sportowych, nie będzie gościł w telewizjach śniadaniowych i w internecie – jego popularność zostanie zredukowana do wąskiego grona kibiców jego dyscypliny. I tylko oni go zobaczą ze dwa razy w roku i docenią w powszechnym głosowaniu.
Wiem co mówię. Gdy byłem dzieciakiem sam głosowałem w Plebiscycie Przeglądu Sportowego. Wycinałem kupony z gazety, wypełniałem, naklejałem na kartkę pocztową i wrzucałem do skrzynki. Potem z wypiekami na twarzy czekałem na wyniki. Przegląd Sportowy wyglądał wtedy inaczej. Na pierwszej stronie roiło się od wielkich nazwisk i fotografii mistrzów w różnych dyscyplinach. Często była to jednego dnia lekkoatletyka i jakiś rekord świata, następnego żużlowiec, kolejnego sztangista. Dziś fenomenalny trójskoczek Józef Szmidt, jutro ciężarowiec Ireneusz Paliński, szermierz Ryszard Parulski, rajdowiec Sobiesław Zasada, płotkarka Teresa Sukniewicz, kolarz Ryszard Szurkowski -- oni byli codziennie na okładkach najpotężniejszej sportowej gazety! Byli realnymi gwiazdami sportu, a nie niszowymi w skali kraju rekordzistami, jak Fajdek. Bo jego dyscyplina przez lata został zepchnięta nie tylko z pierwszych stron gazet, ale i na boczne boiska (z racji niebezpieczeństwa, jakie stwarza niekontrolowany czasem lot kuli na lince). Na tym tle wielogodzinne transmisje z turniejów tenisowych i codzienne mecze piłkarskie to hegemony lansowania i budowania popularności sportowców. Tworzą bogów.
Od kilku lat Przegląd Sportowy jest gazetą głównie piłkarską. Zdjęcia z wślizgów, robinsonad, piłkarzy w legendarnych barwach klubowych nie schodzą z jego pierwszych stron. Próżno szukać rezultatów lekkoatletycznych na łamach PS, są poukrywane w zakamarkach, choć kiedyś było ich mnóstwo z całego świata i to codziennie. I nawet taki dzieciak, jak ja, wiedział o istnieniu czarnoskórych mistrzów w USA, Kanadzie czy na Jamajce. Czasy się zmieniły. Dziś szukam wzmianek o światowych lekkoatletach na YouTube i w amerykańskich serwisach sportowych.
Każda gazeta istnieje i zarabia według słynnej receptury Marka Piwowskiego: ludzie lubią to co znają. Nie są obiektywni w swych ocenach. Generalnie nie wiedzą zbyt wiele. Ma rację Paweł Fajdek, kiedy mówi, że ostatni plebiscyt powinna wygrać (i słusznie wygrała) Iga Świątek, bo jest fenomenalna i w ogóle najlepsza, i że drugi powinien być on, bo ma 5 tytułów mistrza świata i więcej ich do zdobycia nie było, i że trzecie miejsce należało się Dawidowi Kubackiemu, bo zdobył medal olimpijski, rzecz piekielnie trudną do zdobycia (do tego raz na 4 lata). Fajdek waży osiągnięcia sportowe. Mówi o wynikach bardzo trudnych do osiągnięcia, o których relatywnie mało się mówi. Niestety, plebiscyt PS jest plebiscytem popularności, a nie jakości wyników, a w rankingu popularności wśród aktorek Julia Wieniawa wygrałaby z Meryl Streep.
* * *
Rozumienia ułomności (a zarazem fascynacji nimi) rankingów nauczył mnie dawny ranking Największych Gitarzystów Wszech Czasów wg magazynu MOJO z 1996 roku. Dawne czasy, ale znamienne. Pamiętam je doskonale.
1. Jimi Hendrix
2. Steve Cropper
3. Peter Green
4 Keith Richards
O Steve Croppera zapytałem Jana Chojnackiego. Powiedział „To chyba taki amerykański lekko countrowy gitarzysta”. Zanurkowałem w książki i doczytałem, że to jeden z prekursorów gitary elektrycznej w ogóle, człowiek o niezwykłym poczuciu swingu, wyrafinowany i bardzo oszczędny w grze. Znałem jego nagrania nie wiedząc, że są jego. To ojciec muzyki gitarowej, wszyscy z niego brali, łącznie z Beatles, Rolling Stones i Led Zeppelin. Dla Ameryki jest tym, czym Mikołaj Rej dla języka polskiego w Polsce. I to był mój wytrych do skumania istoty rankingu.
https://www.listchallenges.com/mojos-100-greatest-guitarists
W tym samym rankingu na miejscu 20 był Johnny Ramone, który grał prosto jak amator, a 21 wirtuoz Eddie Van Halen. Kolejne przytkanie aorty. A jeszcze dalej Bóg gitary z Dire Straits, Mark Knopfler – 81, zaś fenomenalny wirtuoz i lider Mahavishnu Orchestra John McLaughlin – dopiero 84. Znacznie wyżej od nich plasowali się zupełnie mi nieznani muzycy, akompaniujący Presleyowi, Jamesowi Brownowi, grający w nieznanych w Europie zespołach. Rzecz w tym, że Amerykanie doskonale wiedzieli o kim mowa i kto ile znaczy w ich kulturze. Rebeliant Johnny Ramone to postać kultowa, jego ostra punkowa gra była niszcząca dla dotychczasowych schematów disco i za to go pokochano. Nie był wirtuozem - za to stał na barykadzie rewolucji.
W Polsce wielu ludzi uważa, że najwięksi gitarzyści powinni być po prostu sprawni technicznie. Im szybszy tym lepszy. Błąd. Najważniejsi w sztuce są ci, co pchnęli całą kulturę, dali emocje milionom, co kazali ludziom podrywać się z foteli na dźwięk jednej trąconej struny. Stąd Kurt Cobain wyżej niż Steve Vai, a Keith Richards wysoko ponad Johnem Mclaughlinem.
Ale generalnie błąd polega na tym, że oceniamy amerykański ranking zapominając, że żyjemy w kraju, który ma zupełnie inne filary muzyki, filmu, sportu, mamy innych prezenterów, inne stacje radiowe, inną harmonię, estetykę - wszystko inne.
* * *
Gdzie mieszkasz? Czego słuchasz od dziecka? Nie miej pretensji do świata, że nie wiesz kim jest Charlie Christian, Guitar Slim czy Hubert Sumlin. Oni też nie wiedzą kim był Janusz Popławski czy Jerzy Kossela, ludzie, którzy zarażali elektryczną gitarą całą Polskę. Taki już człowieczy los. Skąd jesteś – taki jesteś.
Ale nie tylko Polacy mają ten sam ból. Cytowany na początku ranking piosenkarzy wg Rolling Stone’a rozjuszył amerykańskich fanów Celine Dion. Kilka dni temu pod nowojorską siedzibą redakcji na Manhattanie odbyła się pikieta zwolenników wokalistki. „To haniebne, że tak ją potraktowano!”. Edytor gazety wyszedł do tłumu i powiedział „Przepraszam… ale nie przepraszam. Głosowało 200 osób, wybitnych fachowców, to ich opinia. Oczywiście macie prawo się z nią nie zgadzać.”
Przypomniało mi się wtedy, że w grudniu 2015 roku Rolling Stone opublikował swój ranking na największych gitarzystów wszech czasów. Wygrał Hendrix, drugi był Clapton, trzeci Jimmy Page i czwarty Keith Richards z The Rolling Stones. Piąty geniusz Jeff Beck. Wówczas redakcja obawiając się protestów (w pierwszej 100 nie było Steve Vai, Joe Satrianiego, ani żadnego innego z wymiataczy—shredderów) dołączyła listę osób, które ów ranking stworzyły lub bohaterów komentowały. Byli to:
Trey Anastasio, Dan Auerbach (The Black Keys), Brian Bell (Weezer), Ritchie Blackmore (Deep Purple), Carl Broemel (My Morning Jacket), James Burton, Jerry Cantrell (Alice in Chains), Gary Clark Jr. , Billy Corgan,Steve Cropper, Dave Davies (The Kinks), Anthony DeCurtis (redaktor współpracujący, Rolling Stone), Tom DeLonge (Blink-182), Rick Derringer, Luther Dickinson (North Mississippi Allstars), Elliot Easton (The Cars), Melissa Etheridge, Don Felder (The Eagles), David Fricke (krytyk muzyczny, Rolling Stone), Peter Guralnick(autor), Kirk Hammett (Metallica), Albert Hammond Jr. (The Strokes), George Harrison, Warren Haynes (The Allman Brothers Band), Brian Hiatt (krytyk muzyczny, Rolling Stone), David Hidalgo (Los Lobos), Jim James (My Morning Jacket), Lenny Kravitz, Robby Krieger (The Doors), Jon Landau (manager), Alex Lifeson (Rush), Nils Lofgren ( The E Street Band), Mick Mars (Mötley Crüe), Doug Martsch (Built to Spill), J Mascis (Dinosaur Jr.), Brian May, Mike McCready (Pearl Jam), Roger McGuinn (The Byrds), Scotty Moore, Thurston Moore (Sonic Youth), Tom Morello, Dave Mustaine (Megadeth), Brendan O'Brien (producent), Joe Perry (Aerosmith), Keith Richards (Rolling Stones),Vernon Reid (Living Colour), Robbie Robertson, Rich Robinson (The Byrds) Black Crowes), Carlos Santana, Kenny Wayne Shepherd, Marnie Stern, Stephen Stills, Andy Summers, Mick Taylor, Susan Tedeschi, Vieux Farka Touré, Derek Trucks, Eddie Van Halen, Joe Walsh, Nancy Wilson (Heart)
A więc nie amatorzy. Każdy z nich komentował swój werdykt. Eddie van Halen wyznał, że był zakochany w grze Erica Claptona, analizował jego melodykę i technikę „slowhand”, w swojej opinii właściwie ukląkł przed legendarnym mistrzem. Pete Townshenda z The Who pod niebiosa wyniósł Andy Summers z The Police. Warto czytać opinie muzyków, to bywa mocno pouczające.
https://www.rollingstone.com/music/music-lists/100-greatest-guitarists-153675/ritchie-blackmore-52823/
Więc nie dziwcie się wynikom rankingów. Nie wiemy kto imiennie i jak głosował, i czym się kierował. To opinie pewnego kręgu ludzi z pewnej kultury, często wąskiej, czasem masowej, środowiska, może kibiców jednej dyscypliny przy lenistwie kibiców innej - coś jak z wyborami w Polsce. Spójrzcie zresztą na poniższy przykład:
Legendarna Babcia Kasia zapytała „Gdzie jest Edith Piaf?". Ankieta dotyczyła słuchaczy amerykańskich. Sprawdziłem, co mogą wiedzieć o istnieniu Edith Piaf. Zajrzałem na stronę tygodnika Billboard, który od kilkudziesięciu lat generuje listy najlepiej sprzedawanych płyt. Znalazłem tylko jedną wzmiankę o Edith Piaf: W 1961 roku jej piosenka "Milord" była na liście singli, lecz tylko zaledwie przez 3 tygodnie, dochodząc do pozycji 88. Klops. Skąd Amerykanom miałaby zatem przyjść do głowy?
Pozdrówka.
PS. Rok temu Paweł Fajdek wsparł wspaniałym darem - specjalnym młotem z podpisem swoim i Szymona Ziołkowskiego - aukcję Tour De Konstytucja, za co mu będę wdzięczny do końca życia. Inni sportowcy nie mieli tyle odwagi.
ZH
Trwa ładowanie...