Albo ... Czy Rosja w końcu, niestety, się ogarnęła?
To mógłby być alternatywny tytuł.
Jak wielu z was już się domyśla, ten tekst będzie poświęcony cyklicznie powtarzającym się dyskusjom w polskich internetach i kręgach eksperckich o tym. czy Rosja i jej armia to już tylko zbiorowisko niekompetentnych amatorów, czy odwrotnie: to jest bardzo niebezpieczny niedźwiedź, który oczywiście zrobił parę błędów, ale ma takie rezerwy i taki zapas wytrzymałości, że jeszcze może wszystko naprawić i wygrać wojnę zajmując Ukrainę. No i w Polsce często w tych dyskusjach wpada się w skrajności w jedną stronę, albo w drugą. Albo właśnie wpada się cyklicznie raz w jedną, raz w drugą. Nawet już memy istnieją na ten temat.
No, ale jak z tym jest w rzeczywistości? Czy Rosja się uczy na błędach? Czy się mobilizuje skutecznie? Czy jej nowa wielka armia z mobilizacji przełamie ukraińskie linie? Czy jest w stanie pokazać nam nową jakość w roku 2023? Czy "Rosja w końcu niestety się ogarnęła", czy jednak nie bardzo ?
Odpowiedź na to pytanie nie należy do tych łatwych ani jednoznacznych. Bo to nie jest prosty i jednowymiarowy temat. Prawda leży gdzieś pośrodku, więc Rosja zarazem jednocześnie cały czas stara się naprawiać swoje błędy i się uczy. Dostosowuje się cały czas do zmieniających się warunków na polu bitwy. I jednocześnie, ta sama Rosja ma cały szereg ograniczeń, których nie jest w stanie przeskoczyć w żaden sposób i które stale torpedują jej wysiłki.
Spróbujemy bardziej szczegółowo omówić, jakie są to wysiłki i jakie ograniczenia.
ROSJA NAPRAWIA BŁĘDY
Prawda jest taka, że Rosjanie w tej wojnie od marca cały czas próbują się ogarnąć. Tak, to jest duży kraj, w którym wszystkie struktury są mocno zbiurokratyzowane, łącznie z armią, i te zmiany nie nadchodzą momentalnie, ale Rosjanie cały czas starają się reagować na sytuację na froncie i zmieniać swoje podejście, szukając recepty na sukces. Sam pierwotny plan rosyjskiej inwazji wcale nie był taki zły. Planiści rozpisali go bardzo dobrze i na papierze jestem pewien, że robił wrażenie. Pewnie tak samo pięknie wyglądał, jak idealny austriacki plan generała Franza von Weyrothera w bitwie pod Austerlitz w r. 1805 - największej porażki wojsk rosyjsko-austriackich w wojnie z Napoleonem. W tamtej bitwie Rosjanie z Austriakami tak samo zakładali idealnie skoordynowany ruch kilku kolumn w dość trudnym terenie, który miał całkowicie zaskoczyć i sparaliżować Francuzów. I tak samo, jak i ten rosyjski z 2022, tamten plan nie bardzo brał do uwagę wady własnej armii i działania armii przeciwnika, która jak się okazało, nie zamierza po prostu zaczarowana obserwować tych "idealnych" manewrów rosyjskich. Rosyjski plan na wojnę z Ukrainą mógłby zadziałać skutecznie, gdyby założone w tym planie zdolności armii rosyjskiej realnie istniały, a ukraińskie zdolności jednocześnie nie istniały. Ale o tym bardziej szczegółowo powiem w drugiej części tekstu.
Kiedy już stało się jasne, że plan nie wypalił i plany otoczenia Kijowa są mało realistyczną mrzonką, Rosjanie zmienili podejście. Na tamten moment można uznać, że ta decyzja była jedyną słuszną. Nie można wcale jej nazwać głupią. Odwrotnie. Rosjanie zrozumieli, że ich zdolności są ograniczone i nacisnęli na te obszary, gdzie mieli jawną przewagę nad armią ukraińską. Skrócili linię frontu, związali siły Ukrainy ciężką bitwą artyleryjską ze zmasowanymi atakami ciężkimi jednostkami. Czyli Rosjanie starali się wykorzystać te atuty, które mieli i starali się nawiązać z Ukrainą taki typ starcia, co do którego można by wyciągnąć logiczny wniosek, że Ukraina przegra, bo brakuje jej po prostu rezerw, przede wszystkim sprzętowych, i zapasów amunicji. Ale i w tym wypadku okazało się, że strona przeciwna nie chce po prostu stać się ofiarą tej sytuacji i się, ot tak, poddać, tylko aktywnie, przy wsparciu sojuszników, przeciwdziała rosyjskiej strategii. Ukraina z jednej strony powstrzymywała natarcie rosyjskie, budując wielowarstwową obronę, a jednocześnie pozyskiwała nowoczesną artylerię od sojuszników i rozwalała rosyjską logistykę z pomocą Himarsów, co skutecznie zniwelowało rosyjską przewagę w tej "wojnie materiałowej".
No, ale Rosjanie dalej się adoptowali. Przebudowali swoją logistykę, skrócili znów linię frontu, żeby utrzymać tyle, ile się da i nie stracić w otoczeniu trzonu starych jednostek złożonych z zawodowych żołnierzy. No, i postarali się o mobilizację. Nie tylko dla uzupełnienia nowym rekrutem poniesionych strat, ale i dla rozbudowy swoich zdolności. I, nie zapominajmy, o aktywizacji pozostałości ich przemysłu zbrojeniowego, który na pewno ma duże problemy z produkcją nowoczesnego sprzętu od zera, ale z pewnością jest w stanie przywracać do służby stary sprzęt z rezerwy. Odświeżyć go, doposażyć i wysłać do nowopowstałych i uzupełnionych starych jednostek. Skoro już nie ma przewagi technologicznej i nie ma przewagi w ogniu artyleryjskim ( ta przewaga nadal istnieje pod względem ilości luf i amunicji, ale nie pod względem zasięgu, celności i ogólnej skuteczności ognia ) ... no to Rosja postanowiła wykorzystać inny swój atut - ilość żołnierzy. I nie chodzi tutaj tylko o mobilizację. Mowa również o wysiłkach Grupy Wagnera pod względem masowego rekrutowania więźniów i wykorzystania ich jako, w dosłownym znaczeniu, mięsa armatniego w atakach na ukraińskie linie na Donbasie. To się łączy w jedną całość z kampanią strategicznych uderzeń rakietowych w infrastrukturę ukraińską. To jest adaptacja do sytuacji Rosji w tej wojnie. Skoro jeden zestaw narzędzi zawodzi, Rosja szuka innego pola, gdzie Ukraina, w jej założeniach, nie miałaby przewagi, a więc można tutaj osiągnąć sukces. Rosjanie sądzą, że zatrzymali skutecznie Ukrainę na froncie, przygotowują nowe duże siły, grożą ich użyciem, również na nowych kierunkach, i jednocześnie uderzają w ukraiński system energetyczny. To jest, jak sądzę, taka kombinacja, która w ich myśli ma skłonić Ukrainę i jej sojuszników do szukania porozumienia z Rosją na jej warunkach. Rosjanie chcą pokazać w ten sposób, że nadal kontrolują sytuację, a jak się nie uda ... no to nowa ich armia wjedzie do gry i zacznie się nowy etap wojny, gdzie, tak samo jak i wcześniej, będą szukać nowych recept na sukces.
Z punktu widzenia Rosjan, oni są zupełnie ogarnięci od samego początku. Mają inną od nas percepcję tego konfliktu. Z ich punktu widzenia, ta wojna rzeczywiście jest próbą Zachodu zrujnowania ich suwerennego prawa do odbudowania imperium. Oni zupełnie szczerze wierzą, że to jest wojna obronna. No, bo Ukraina jest ich i jeżeli Ukraińcy chcą wprowadzić ten kraj do struktur zachodnich, to tym gorzej dla Ukraińców. To dla Rosjan jest tak, jakby ktoś zdecydował ukraść wypożyczony na kilka dni samochód i pojechał nim na inny kontynent. Z ich punktu widzenia oni w niemal genialny sposób raz za razem znajdują świetne rozwiązania, którymi przeciwdziałają wrogim poczynaniom Zachodu. I ta narracja, to nie jest tylko głupia propaganda rosyjska. To jest coś, w co wierzą nawet i same rosyjskie elity. Po prostu, taka jest ich mentalność i taki jest ich świat. To, co my postrzegamy, jako czynniki osłabiające Rosję i pokazujące jej nieudolność, sama Rosja niekoniecznie tak odbiera. Na przykład: kwestia dużych strat osobowych, ponoszonych przez armię rosyjską. Gdyby jakaś z europejskich armii w jeden dzień straciła powiedzmy batalion żołnierzy, jak w ukraińskim ataku rakietowym na Makijewkę, czy podczas nieudanej przeprawy przez rzekę Doniec na Donbasie latem 2022, to by to był już koniec gry. Nie dlatego, że te kraje mają za mały potencjał i te straty są dla nich za duże, a dlatego że cena ludzkiego życia jest zupełnie inna jak i wrażliwość społeczeństwa na utratę tego życia też jest inna. Dla Rosjan, to jest po prostu kolejny dzień wojny. Mało tego, Rosjanie nawet są dumni z tej ich zdolności ponoszenia strat i trwania dalej. Z ich punktu widzenia, to nie jest wada, tylko ich zaleta. Traktują to jako dowód, że oni są jeszcze zdolni umierać za rzeczy ważne. A ten zgniły Zachód z jego wygodnym życiem już nie. Traktują to jako dowód na swoją moralna przewagę nad nami. W rzeczywistości, oczywiście, jest to wykształcona przez system totalitarny wielka patologia. Bo te rzeczy "ważne" najczęściej są takimi tylko dlatego, że tak mówi propaganda. A brak wrażliwości na utratę życia ludzkiego prowadzi do tego, że elity się przyzwyczajają z tym życiem się nie liczyć. I z tego robi się błędne koło. W tej chwili rosyjskie władze wykorzystują ten wątpliwy atut do nacisku na zachód i Ukrainę. To jest strategia polegająca na podnoszeniu poprzeczki tak wysoko aż przeciwnik uzna, że już nie ma sensu w grze uczestniczyć. Chcą nam wmówić, że "patrzcie, tak, ponosimy olbrzymie straty i nic nam z tego powodu nie jest. Możemy tak jeszcze długo kontynuować bo ludzi mnogo. A czy wy możecie ? "
No i teraz właśnie jesteśmy w tym punkcie. Wcześniej już byliśmy kilka razy w podobnych punktach. Kiedy Rosja zmieniała swoją strategię za każdym razem otwierało to drogę do podobnych dyskusji o tym, czy to odmieni losy tej wojny i czy Rosja teraz da sobie lepiej radę. Polski słuchacz lub czytelnik często ma zbyt krótką pamięć, by pamiętać wszystkie poprzednie etapy kiedy "Rosja się ogarniała". I dlatego mamy te dyskusje toczące się cyklicznie raz za razem.
ROSYJSKIE CHOROBY PRZEWLEKŁE
No, a teraz przechodzimy do drugiej części. Mamy już w tej chwili 11 miesięcy tej wojny. Wiele etapów mamy za sobą. Już mamy sporo materiału dla przeanalizowania i podsumowania. I chyba można z pewnością powiedzieć, że do dziś Rosja, mimo stałych swoich starań, NIE OSIĄGNĘŁA ŻADNYCH Z CELÓW KTÓRE ZAKŁADAŁA PIERWOTNIE. Poza tymi, które udało się osiągnąć w pierwsze kilka dni operacji. Od tamtego momentu stale traci. I określeniem „straty” mam na myśli sprzęt, ludzi, wyposażenie, ale też i teren i wpływy gospodarcze, i polityczne. Nawet kampania rakietowych uderzeń, mimo że rzeczywiście przynosi ogromne problemy Ukrainie i utrudniła mocno życie cywilom, nie zbliżyła Rosji do żadnych z zakładanych efektów, które by te bombardowania miały przynieść. To się jeszcze może zmienić, ale szanse na powodzenie maleją, a nie zwiększają się. Bo Ukraina się adaptuje. Społeczeństwo ukraińskie się radykalizuje w swojej postawie wobec Rosji, a nie naciska na swój rząd, żeby ten ustąpił. Żeby kolejne uderzenia mogły oddziaływać tak samo, szokując Ukraińców jak te pierwsze, to skala ich musiałaby stale wzrastać, na co Rosjan nie stać. Jest odwrotnie. Ostatnie uderzenia były słabsze niż wcześniejsze, a przerwy między nimi dłuższe. Rozciąganie uderzeń w czasie, daje Ukraińcom możliwość wzmocnić OPL i podejmować własne kontrdziałania, jak te uderzenia dronami na rosyjskie lotniska.
Dlaczego tak jest? Dlaczego mimo stałych starań o poprawę stanu swojej armii, mimo zmian w strategii i dobierania kolejnych narzędzi do pokonania Ukraińców efekt końcowy na dziś wciąż jest niezadowalający? Dlatego, że rosyjski system państwowy, jego instytucje, rosyjska armia - mają WADY SYSTEMOWE. I te wady torpedują na każdym etapie rosyjskie wysiłki. Są to wady, których nie można naprawić, nie ryzykując stabilności systemu. Tutaj wymienię tylko kilka ważniejszych z tych wad i podam przykłady, jak wpłynęły one na przebieg wojny w przeszłości. W rzeczywistości mogło by być ich o wiele więcej niż 4.
1/ POLITYCY GÓRĄ. Pierwszym oczywistym problemem jest sam Putin. Zabawne jest to, że Rosjanie często nie tylko nie rozumieją źródła ich niepowodzeń, ale wręcz i często uważają swoje wady za główne zalety. Z Putinem tak było przynajmniej przed wojną. W rosyjskiej opinii publicznej rzeczywiście zdanie o tym, że ten przywódca jest niemal genialnym politykiem, było szeroko rozpowszechnione. Nawet ci, którzy krytykowali go za gospodarczą stagnację kraju, wychwalali jego reformy armii i budowanie rosyjskiego autorytetu na arenie międzynarodowej.
Ale w jakim sensie Putin jest problemem? Tak naprawdę, mowa nie o samym Putinie, tylko o systemie władzy w Rosji. Ten system wykrystalizował się jeszcze za czasów "demokraty" Jelcyna. Putin zaś trafił na szczyt w dużej mierze przez przypadek. Głową tego systemu mógłby z tym samym skutkiem zostać ktoś inny: Patruszew czy Ruckoj czy jeszcze ktoś. Putin nawet nie jest najgorszą opcją, bo wśród kandydatów byli i o wiele bardziej szczerzy imperialiści, mniej ukierunkowani przy tym na korupcję i kleptokrację. Putina musimy postrzegać jako produkt systemu, który jego własną tożsamość ukształtował i którego on jest kontynuatorem.
W tym systemie centralizacja jest powszechna. Nie istnieje podział władz. Nie istnieje uczciwa konkurencja. To jest system, który nie sprzyja oddolnej inicjatywie. Nie sprzyja promowaniu utalentowanych i aktywnych kadr na wyższe stanowiska. Tylko wiernych i poddańczych. To się w całości przekłada na wojsko. Bo wojsko jest tylko lustrem, w którym widzimy stan całego rosyjskiego społeczeństwa i systemu państwowego. Rosyjscy dowódcy to jest już pewna kasta, która w tych warunkach się wykształciła. Ona nie została zbudowana do samodzielnego myślenia w wojsku. Do kompetentnego dowodzenia podczas wojny. Do brania na siebie odpowiedzialności za stan rzeczy na polu bitwy. Bo inicjatywa jest karana. Dla rosyjskiego dowódcy o wiele bezpieczniej jest wykonywać rozkaz, nawet jeżeli on jest absolutnie pewien, że on nie ma sensu i doprowadzi do wielkich strat i klęski, niż zaryzykować podjęciem samodzielnej decyzji, wzięciem odpowiedzialności, albo sprzeciwem wobec głupich decyzji kierownictwa politycznego. Bo liczy się lojalność, a nie jej brak. Aktywny dowódca, który odważnie i niezależnie podejmuje decyzje, jest zagrożeniem dla systemu i nawet jeżeli osiąga sukces na polu bitwy, to i tak jest niebezpieczny i zły, i dlatego jest wyrzucany z systemu.
To mocno wpływa na przebieg wojny, bo rosyjskie władze nie tylko stawiają cele polityczne dla wojskowych, ale również wskazują cele wojskowe i mocno wpływają na planowanie. W wyniku tego rosyjskie operacje na froncie często nie są oparte na logice wojennej, tylko właśnie politycznej. Sama decyzja o rozpoczęciu inwazji kierowała się pewnymi rachunkami politycznymi. Jak tę inwazję przeprowadzono: jako szybką operację bez mobilizowania adekwatnych do sytuacji sił! (Za tym też stała logika polityczna.) Kijów był dla Rosjan głównym celem z powodów politycznych. Dalej, to włodarz na Kremlu zmienił swoje podejście i armia rosyjska zrobiła wielkie przegrupowanie. Kreml zmienił swoje cele na poziomie politycznym. Zamiast natychmiastowej zmiany władzy w Kijowie, wybrał powolne burzenie ukraińskiego państwa krok po kroku. Być może też uwzględniał uwagi wojskowych, ale z pewnością na żadnym z etapów nimi się nie kierował. Wojskowi mieli zaplanować nową kampanię według tych nowych wytycznych, które im dało kierownictwo polityczne. Czy mieli do tego dość sił? Czy ta kampania na Donbasie miała w ogóle z wojskowego punktu widzenia sens? Poniesione tam straty i sukces ukraińskiej kontrofensywy pokazały, że nie miała. I niekoniecznie musimy uważać rosyjskich generałów za idiotów, którzy nie rozumieli tego. Po prostu w tej kulturze wykształconej tym systemem oni się nie sprzeciwiają, tylko wykonują polecenia, które otrzymują od władz. Oczywiście i w państwach demokratycznych takie sytuacje się zdarzają. Tyle, że tam politycy ponoszą odpowiedzialność za swoje naciski i niepowodzenia. W systemie rosyjskim, nie bez powodu lojalność jest wynagradzana. Dostajesz pieniądze i wpływy za cenę gotowości wzięcia na swój rachunek złych decyzji podjętych przez cara.
Zwlekanie z decyzją o ogłoszeniu mobilizacji, to również logika polityczna. To, że mobilizacja była niezbędna, dla wielu w Rosji było jasne jeszcze w marcu r. 2022. Ale tego nie zrobiono, ponieważ nie tak miała wyglądać ta Operacja Specjalna. Mobilizacja rujnowała obraz nowej wspaniałej zawodowej rosyjskiej armii Putina. Więc Putin wymagał od generałów, żeby dali radę z tym, co mają, tym bardziej, że na papierze wszystko wyglądało wspaniałe i ta armia nie miała prawa nie wygrać. Miała przewagę w każdym aspekcie, a strat przecież nie ponosiła w rosyjskich raportach i statystykach. Trzeba zdawać sobie sprawę, że gdyby w równoległym wszechświecie tą wojną, od początku, z rosyjskiej strony kierowaliby wojskowi, nie jacyś geniusze, a nawet źli i głupi generałowie po prostu, korzystający ze standardowych podręczników i własnej rosyjskiej doktryny, dla Ukrainy wojna przebiegałaby o wiele trudniej niż przebiega teraz.
2/ KGB TO NIE WOJSKOWI. Kolejny problem związany z tym pierwszym - specyfika rosyjskiego systemu władzy powoduje, że poza logiką polityczną, wojną kieruje jeszcze i logika czekistowska. Zastanawialiście kiedyś, dlaczego do dziś wojna z rosyjskiej strony dalej, mimo mobilizacji, nazywa się formalnie Operacją Specjalną? Wielu Rosjan to już mocno irytuje, no bo rzeczywistość robi się sprzeczna z tą nazwą, a nazwa jest przecież symbolem i ważna jest dla propagandy i morale. Wojna Ojczyźniana r. 1812, Wielka Wojna Ojczyźniana. Ten patos historyczny rosyjski ma sens dla ludzi tej mentalności. Określenie Operacja Specjalna nie motywuje samo w sobie. Ale nadal nic się nie zmienia i władze uparcie się trzymają właśnie takiej terminologii.
I ta terminologia przestaje dziwić, jeżeli znasz strukturę rosyjskiego systemu władzy. Obecne rosyjskie elity to jest pochodna wewnętrznego konfliktu jeszcze w ZSRR, gdzie służby specjalne ścierały się przez długie lata z partią komunistyczną o władzę w kraju. Nawet rozpad sojuszu w dużej mierze można uważać za wynik tej walki, w której służby zlikwidowały partię wraz z państwem, a później, podczas przebudowy systemu, przejęły nad nim kontrolę w pełni.
Epoka Putina - złoty wiek dla rosyjskich służb. Ich człowiek, i to wcale nie najbardziej niezależny i inteligentny, objął pełnię władzy. Ci ludzie przerzucili swój sposób myślenia na wszystkie procesy w państwie rosyjskim. Na politykę wewnętrzną i też zewnętrzną. Dla rosyjskiej władzy wszystko jest operacją specjalną. Oni nie myślą w kategoriach zwycięstwa czy porażki, tylko powodzenia lub nie kolejnej operacji. Tak samo jest przez nich prowadzona ta wojna. To ma pewne pozytywne strony, bo dla nich działania na froncie są tylko małą częścią obrazu i wojna się toczy na wielu obszarach jednocześnie. Ale zarazem to jest dobre dla wojny hybrydowej poniżej progu pełnoskalowego starcia, gdzie informacyjne manipulacje i polityczna korupcja mają ogromne znaczenie jako narzędzia walki. KGBista to nie wojskowy i co jest dobre dla wojny, w szarej strefie już nie pasuje do działań otwartych. Często mówimy, że Rosjanin na Ukrainie w odróżnieniu od Ukraińca, nie wie, o co walczy i po co tam jest. I to jest prawda. Tylko, że spowodowane to jest wcale nie brakiem akceptacji przez Rosjan agresywnej wojny. To jest naród imperalny, dla którego taka motywacja była by ok. Natomiast same rosyjskie kierownictwo dezorientuje i demoralizuje tych swoich mobików poprzez to, jak niejasną i niejednoznaczną politykę informacyjną prowadzi. Żołnierz musi mieć prosty jasny cel. Musi rozumieć, o co konkretnie walczy i co stanie się zwycięstwem dla jego armii. Musi widzieć ten cel, tam gdzieś za horyzontem. Natomiast rosyjski żołnierz zamiast tego, najpierw słyszy, że celem jest likwidacja Ukrainy, walczy pod Kijowem, później wycofuje się, bo taka jest "dobra wola". Dalej słyszy, że cel w ogóle był inny i chodziło o ochronę Donbasu. Dalej słyszy, o przyłączeniu do Rosji nowych regionów, po czym rosyjska armia z części z nich się wycofuje. W przerwach Rosja zawiera dziwne porozumienia w stylu korytarza zbożowego, czy też próbuje dogadać się odnośnie zwolnienia elektrowni Zaporoskiej, która oficjalnie jest na terenie Rosji, w zamian za eksport amoniaku. W tym samym czasie rosyjski gaz dalej płynie do Europę przez terytorium Ukrainy, według umów podpisanych przed wojną. Ten żołnierz słyszy o powtórce z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, słyszy wezwanie do "obrony ojczyzny", podczas gdy ani wojna ani stan wojenny nie zostają ogłoszone. Słyszy, że Rosja walczy z całym NATO, ale przecież Waszyngtonu niczego nie zamierza podbić czy zrujnować, tylko walczy się na ruinach Soledaru i Bachmutu. To nie ma nic wspólnego z motywacją żołnierza rosyjskiego w roku 1943, kiedy cel był jasny, a zwycięstwo polegało na atknięciu flagi czerwonej nad Reichstagiem. Nie mniej i nie więcej.
Rosyjskie kierownictwo powiedziałbym wprost, faktycznie torpeduje wysiłek własnej propagandy pod tym względem. I żeby zrozumieć, że tak jest, wystarczy zajrzeć do rosyjskiego internetu i wewnętrznych dyskusji w tym kraju odnośnie tego, co się dzieje na froncie.
3/ KORUPCJA. Powiem wprost: korupcja w armii jest wszechobecna w każdym zakątku. Olbrzymie pieniądze wyiągane są z budżetu i kierowane na zakup broni i wyposażenia, często w sposób nie zupełnie jawny: co może być bardziej kuszące dla urzędnika chętnego trochę na tym zarobić? Korupcja z ukraińskiej strony też ma miejsce, o czym zresztą świadczy cały szereg zwolnień i oskarżeń ukraińskich urzędników MONu z ostatnich dni. Ale po stronie rosyjskiej problem ma inny zupełnie poziom. W tym kraju korupcja stała się kręgosłupem systemu. Dosłownie, wszystkie powiązania w rosyjskich elitach są zbudowane na zasadach korupcyjnych. Lojalność w tym kraju jest kupowana poprzez udostępnienie możliwości wyłudzania pieniądze od państwa. I ta zasada tak samo obowiązuje, jak w jak w gigantycznych państwowych spółkach wydobywczych typu Gazpromu, jak i armii rosyjskiej. Osoby, które przewodzą tej armii, dostały się na stanowiska z reguły nie z powodu swoich osiągnięć i talentów, tylko właśnie z powodu lojalności temu systemowi. Dla systemu najważniejszym celem jest utrzymanie władzy. To jest cel nadrzędny, nawet w porównaniu z sukcesem na polu bitwy. Z tego właśnie powodu, dowódcy, którzy już się odznaczyli podczas wojny swoją niekompetencją i korupcją, proszę zauważyć, nie są nawet zwalniani. Nie to, żeby jeszcze karani. Dopóki są lojalni, spełniają swój obowiązek. Szojgu który przecież stworzył tę armię, która nie była w r. 2022 w stanie pokonać Ukrainy i poniosła cały szereg porażek, dalej jest na stanowisku MONu, ogłasza kolejne plany wielkich zmian i nikt nie zadaje mu pytania, skąd ma swój fantastyczny majątek. Bo kto by pytał? Ten, kto sam mu ten majątek dał?
Inni oficerowie, którzy mogą być bardziej kompetentni, ale przy tym nie całkiem lojalni, wylatują ze stanowisk.
I to jest sytuacja bez wyjścia. Korupcja w rosyjskim wojsku nie bierze się z jakichkolwiek nadużyć i nie da się poprawić tej sytuacji poprzez stworzenie służb antykorupcyjnych i reformy sądowej, jak to robią Ukraińcy. To jest problem tak głęboki, że wyrwać go można tylko z korzeniami, razem z całym systemem władzy państwowej w tym kraju. A przełożenie na sytuację armii rosyjskiej mato olbrzymie, bo jest to wręcz jeden z głównych powodów, dlaczego nie ma ona powodzenia na wojnie. To mocno ogranicza skuteczność rosyjskich służb tyłowych i zdolności zbrojeniówki pod względem wyposażenia tej armii.
Korupcja na poziomie oddolnym, o której zazwyczaj najwięcej się mówi, tak naprawdę ma o wiele mniejsze znaczenie i była obecna w rosyjskiej armii zawsze. Natomiast sam system radziecki, powiedzmy, był nieporównywalnie mniej skorumpowany niż ten obecny. I pod tym względem, to jest ukraiński fart, że ta wojna jest prowadzona teraz przez tę reinkarnację imperium.
4/ KŁAMSTWO. A to jest ciekawy temat, bo nieczęsto to zjawisko występuje gdziekolwiek w takiej skali jak w Rosji. Polega ono na systematycznym okłamywaniu ludzi odpowiedzialnych za cokolwiek w państwie, przede wszystkim przełożonych co do efektów swojej działalności. To się odbywa dosłownie na każdym poziomie. I powoduje, że kremlowskie elity stale przebywają w równoległej rzeczywistości, gdzie wszystko idzie zgodnie z planem, a jakieś niepowodzenia są wynikiem po prostu tymczasowego pecha. My często śmiejemy się, kiedy władze rosyjskie mówią o tym, jak to świetnie im idzie podczas tej wojny. Ale to może wcale nie być po prostu głupia propaganda, tylko oni mogą rzeczywiście wierzyć w to, co mówią, dlatego, że to jest obraz, który dostają w raportach od swoich służb. Putin, jak sam nieraz mówił, nie korzysta z internetu, bo mu nie ufa. Traktuje go jako projekt CIA do manipulowania ludźmi. O tym, co się dzieje w Rosji i dookoła niej, dowiaduje się od swoich służb, które sporządzają dla niego raporty.
Całe to zjawisko oczywiście częściowo jest związane z korupcją. Generał, który ma przeprowadzić ćwiczenia, informuje dowództwo, że z sukcesem zostały przeprowadzone, podczas gdy w rzeczywistości paliwo i części do BWPów zostały sprzedane "na lewo", jak mówią Rosjanie. I tak na każdym poziomie od dołu do góry. Ale moim zdaniem, problem tylko po części jest związany z korupcją. Podstawą problemu jest sam autokratyczny charakter systemu władzy, w którym nie istnieją skuteczne mechanizmy kontroli i walki z nadużyciami. Nie ma żadnej też kontroli społeczeństwa i żadnej komunikacji zwrotnej na linii społeczeństwo - władza. Nikt nie jest w stanie zgłosić nadużyć w sytuacji, kiedy są one powszechne. Każdy, kto okłamuje swojego przełożonego i przedstawia fantastyczny obraz odległy od rzeczywistego na lata świetlne, jest zainteresowany, żeby nikt nie sprawdzał, jak tam jest z tą rzeczywistością. Każdy wie, że to jest kłamstwo, ale tak jest łatwiej. Każdy dostaje awans, stanowiska, dostęp do funduszy ... bez dużego wysiłku. I każdy jest zadowolony. Więc to jest zamknięty system, który sam siebie nakręca. Dopóki największym wyzwaniem jest urządzenie wielkich ćwiczeń Zapad, żeby postraszyć sąsiadów, albo parada na Placu Czerwonym, to wszystko jest super. Ale nagle Ukrainiec Walerij ze swoimi zaprawionymi w boju brygadami mówi "Sprawdzam" i się okazuje, że jest ogromny problem, bo zaczarowana rzeczywistość ustępuje prawdziwej. Kierownictwo Rosji na podstawie danych, które dostaje od własnych służb, podejmuje strategiczne dla państwa decyzje, ale wynik jest zupełnie inny, bo połowa z tych danych jest po prostu fikcja.
I podobnie, jak z każdym z wyżej wymienionych 3 punktów, ta wada jest nie do naprawy. Bo jej źródłem jest sam system. Ten system już wykształcił pewną "kulturę kłamstwa" w armii i rosyjskich urzędach. Wykształcił pewną mentalność w społeczeństwie, które wie, że jest okłamywane, ale dawno już się pogodziło z tą "normą". Gdyby kiedykolwiek to społeczeństwo postanowiło wyzdrowieć, będzie to wymagać ogromnego wysiłku i będzie powiązane z wielkim kryzysem rosyjskiego państwa.
Na działania na froncie te zjawiska, które wyżej opisałem, mają przełożenie bezpośrednie. Ktoś może powiedzieć, że w Rosji przecież zawsze tak było, ale ona nadal wojny wygrywała. Tak, te wady rzeczywiście dla Rosji są tradycyjne. Ale nie, nie było tam zawsze tak źle, jak jest teraz. Powiedziałbym z przekonaniem, że to jest obecnie dolny punkt na krzywej upadku tego państwa i wszystkie te patologie urosły w Rosji do poziomu groteski. Tam zawsze była korupcja, ale sam system nigdy nie był tak totalnie oparty na kleptokracji. Elity tego państwa nigdy wcześniej nie składały się z połączenia służb specjalnych i mafii. Ten obecny system jest najbardziej upośledzony ze wszystkich, które Rosjanie w swojej historii budowali. I najmniej skuteczny.
Ale z drugiej strony, to nie oznacza, że te wady nie mogą być zrekompensowane przewagą w sile ognia czy po prostu w liczbie żołnierzy i jednostek na froncie. Bo nawet bardzo niekompetentny dowódca wygra oddając 20 strzałów ciężką artylerią na jeden strzał przeciwnika. Czy mając pancerny pułk przeciwko piechocie bez broni przeciwpancernej. To nie oznacza, że Rosjanie nie mogą wygrać, to tylko oznacza, że Rosjanie nigdy nie będą w stanie ogarnąć się w pełni i każdy ich wysiłek zawsze będzie ograniczony o 10, 20, 40%. I tego nie da się naprawić w ramach tego państwa, tej władzy, tego systemu. Z tego powodu to jest wyjątkowa szansa dla Ukraińców i innych narodów, które są celem dla Rosji, na pokonanie i zburzenie tego systemu. Rosja wyzdrowieje tylko wtedy, kiedy ktoś z zewnątrz przewróci ten system a on się rozsypie zupełnie. I dlatego trzeba Ukrainę wspierać właśnie teraz i nie wolno myśleć, że Rosja zawsze będzie tak nieudolna jak teraz i jej możliwości zawsze będą na tyle mocno ograniczone. Nie. Ten system może ewoluować w stronę bardziej ostrego i o wiele bardziej represyjnego niż obecny, który nie wyprodukuje kompetencji, ale może ograniczyć korupcję i zaprowadzić na przykład dyscyplinę opartą na strachu.
Rosja się nie ogarnęła i może nigdy się nie ogarnie. Ale jeśli dać jej czas, może zrekompensować te wady liczbą ludzi, sprzętu i amunicji.
Trwa ładowanie...