"Fikcje. Dziennik"

Obrazek posta

9 marca 2023

 

Na weekend prognozy pogody przewidują pogodowe anomalia, atmosferyczne fronty, zamiecie, burze śnieżne, ale też przyzwoite temperatury - bardziej marcowe, bo marzec to przecież przedwiośnie. Przedwiośnia nie ma już w Polsce od lat, i nie mam tutaj na myśli powieści Żeromskiego, która za “moich czasów” była lekturą szkolną - nie wiem jak jest teraz. Mówię tutaj o tym, że od listopada do maja chodzimy okutani w płaszcze, kurtki i wełniane czapki, a już w maju z dnia na dzień przebieramy się w letni outfit i zlani potem tęsknimy za zimą. 

 

Więc jadę w ten weekend do Takanasza pod Elbląg, o czym już wspominałem i czego nie mogę się doczekać, a przecież muszę przeciąć wzdłuż całą Polskę i doświadczyć wszystkich zapowiadanych katastrof klimatycznych. Uzupełniłem, więc w “Kleszczu” płyn do szyb i zatankuję go pod korek, a później już tylko przed siebie. Mam tylko gorącą nadzieję, że mróz nie złapie i nie zmrozi “na szklankę” tego, co przyniósł deszcz. Wprawdzie Milan Kundera pisze, że “Los człowieka kończy się na długo przed śmiercią”, gotów jednak jestem znieść koniec metaforyczny niźli znosić koniec tak radykalny jak zgon w podróży. 

 

Co do “losu” i jego końca - pełna zgoda. Śmierć cywilna to jest jeszcze pół biedy. Gorzej jak człowiek umiera od środka. Kiedy mu emocje odchodzą jedna po drugiej, bo trudno im urządzać pogrzeby, a potem odwiedzać ich groby. A przecież i tak się umiera, kiedy los, o którym pisze Kundera nieznośnie się zaplącze. Takie umieranie to jest doświadczenie, które się “przeżywa” - w odróżnieniu od tego jak człowiekowi przestaje bić serce. Wprawdzie i tutaj i tam bić przestaje, tyle że w drugim przypadku pozostaje świadomość, a to jest jednak udręka. 

 

Gdyby Ali żył, miałby z całą pewnością na ten temat własną teorię. Powiedziałby na przykład, żebym nie dorabiał filozofii do dupy, albo nie martwiłby się o to, że staje serce, tylko o to, że nie staje coś innego. I pewnie miałby w tym trochę racji. Nie sugeruję dolegliwej, co by nie mówić  impotencji. Sugeruję, że Ali zanim umarł miał skłonność do efektownych puent. 

 

Tak czy inaczej z tej mojej “niepotrzebności” przypomina mi się, co pisze wielokrotnie cytowany już tutaj Byung Chul-Han, a pisze, że staliśmy się zombie fitnessu i zdrowia, zombie sukcesów i botoksu, tak oto jesteśmy zbyt martwi, aby żyć i zbyt żywi aby umierać.

 

I to jest zamknięcie nawiasu, który tutaj otwieram. 

 

Odnośnie botoksu - nie zamierzam stosować, ale obserwuję pierwsze symptomy “się starzenia”. Powieki opadają mi coraz niżej (mam to po ojcu). Ali powiedziałby: “Dobrze, że powieki”. Wzdłuż lewego policzka robi mi się mimiczna zmarszczka. Nie szkodzi. Szkodzi natomiast, że niesymetrycznie, bo na prawym policzku żadnej zmarszczki. Jeśli się starzeć, to starzeć się symetrycznie, w przeciwnym razie tutaj człowiek będzie pomarszczony, a gdzie indziej gładki jak niemowlę. Poza tym czoło w bruzdach, a pod oczami worki. Nie wiadomo, czy z niewyspania, czy z metryki. 

 

Także nie ma się z czego cieszyć, tym bardziej, że pogoda pogłębia stan smutku i zrezygnowania. Czekam więc tego maja jak zbawienia i coraz silniej pragnę poczuć zapach bzów i poczuć na policzku przeciętym zmarszczką ciepły promień słońca. Może jednak to wszystko da się skleić w jakieś życie. 

 

I jeszcze jedno - wracając do fikcji, bo przecież tak czy inaczej będzie tutaj o niej od czasu do czasu. Kupiłem w antykwariacie “prawie wszystko” Hłaski. Przeglądam i czytam coś takiego: 

 

“Dano ci życie, które jest opowieścią. Ale to już twoja sprawa, jak ty ją opowiesz i czy umrzesz pełen dni”

 

Więc opowiadam, bo nie potrafię inaczej. Jeśli ktoś kiedyś będzie zastanawiał się co napisać na moim nagrobku, podpowiem. Proszę napisać: “Tak że tak”


 

Zobacz również

"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"
"Fikcje. Dziennik"

Komentarze (2)

Trwa ładowanie...