Ostatnio modnym się zrobiło, omawiając sytuację Ukrainy w tej wojnie, ubolewać nad katastrofalnym stanem tego kraju, który ma być na skraju wyczerpania. No i rzeczywiście - jedna trzecia gospodarki utracona, duża część ludności uciekła z kraju i nie wiadomo, czy powróci, duże straty osobowe walczącej ukraińskiej armii, zrujnowane miasta i całe regiony. Realiści lubiący liczyć suche i twarde liczby w połączeniu z tak samo twardymi interesami mówią jednoznacznie: jeżeli nawet Ukraina tę wojnę przeżyje, to z wojny wyjdzie słaba i wyniszczona. I, co za tym idzie, będzie łatwym łupem Rosji w razie późniejszej dogrywki.
Takie tezy są głoszone w Polsce zarówno ze strony ludzi, którzy życzą przegranej Ukrainie, jak i tych, którzy szczerze życzą jej zwycięstwa, ale są "realistami" i muszą odważnie patrzeć twardym faktom w twarz.
No i słuchając tych komentarzy, biorę się za głowę. Rok wojny i wszystko, co już się w niej wydarzyło, nadal niewiele nauczyło naszych analityków. Z jednej strony faktem jest, że Ukraina cierpi w tej wojnie bardziej niż jakikolwiek inny kraj w Europie cierpiał od czasów Drugiej Wojny Światowej. Skala uderzeń rakietowych i artyleryjskich jest ogromna. Straty gospodarki też są faktem. Jednocześnie Ukraina udowodniła, że jest o wiele bardziej wytrzymała, niż mogło się wydawać nawet w najbardziej odważnych przypuszczeniach sprzed wojny. Ukraińcy dobrze się adaptują do sytuacji. W tym wypadku, jak lubią mówić Rosjanie (Polacy też, przyp. red.), „Trafiła kosa na kamień”. Bo wiele innych krajów by się złamało przed nawałą takiej kampanii bombardowań strategicznych. Ale Ukraina dysponowała dokładnie takim potencjałem, jaki był potrzebny dla przeciwdziałania tej kampanii.
Z jakiegoś powodu bardzo mało o tym mówimy. W październiku r. 2022 wszyscy w Polsce byli przerażeni rosyjskimi uderzeniami i wieścili blackout Ukrainie, zamrożone wielkie miasta, kolejne miliony uchodźców i energetykę zrujnowaną do podstaw. Niewielu chciało mnie wtedy słuchać, kiedy wskazywałem na czynniki, które robią ten scenariusz mało prawdopodobnym. Połączenie ograniczonych zdolności rosyjskich z ukraińskimi atutami i zdolnościami dało taki wynik, który na dziś jest już faktem. UKRAIŃCY WYGRALI BITWĘ O PRĄD. A rosyjska ofensywa rakietowa poniosła klęskę. I to jest nie mniej ważna porażka, niż rosyjskie przegrane na polu bitwy. Bo strategiczne zapasy rakiet, zbierane przez długie lata, Rosja zużyła próbując złamać wolę walki ukraińskiego tyłu. Ukraińskiego społeczeństwa. I mimo, że zrobiła wiele trudności Ukraińcom zmuszonym siedzieć bez prądu przez wiele godzin dziennie i uszkadzając dość dotkliwie wiele fragmentów systemu energetycznego, nadal nie tylko nie złamała ukraińskiej woli, ale, sądząc po kolejnych badaniach opinii publicznej, dodatkowo przyczyniła się do trwania tego społeczeństwa w stanie konsolidacji. W sytuacji, kiedy zmęczenie wojną musiałoby już być mocno odczuwalne, Rosjanie dostarczają Ukraińcom kolejnych argumentów do potrzeby kontynuowania walki. W tej chwili Rosjanie kontynuują te uderzenia, wykorzystując już swoje najbardziej nieliczne i zaawansowane środki rażenia. Zapasy wiecznie "kończących się" rosyjskich rakiet w rzeczywistości oczywiście nigdy nie zejdą do zera. Bo Rosjanie je nadal produkują. Z tym, że skala tej produkcji jest o wiele mniejsza, niż realne zapotrzebowanie, co powoduje, że kolejne uderzenia zupełnie tracą sens militarny i mają już charakter czysto terrorystyczny. No a o wielkiej wojnie z NATO można będzie z takim podejściem zapomnieć... na wiele lat. Ukraina wchłonęła w siebie to, co w teorii było przeznaczone dla dyktowania swojej woli innym narodom sąsiadującym z Rosją poprzez obezwładniające uderzenia rakietowe.
Warto też zauważyć, że mimo ogromnych rosyjskich wysiłków i problemów z prądem, gospodarka ukraińska zaadaptowała się do tej sytuacji. Wojna i okupacja przez Rosję znaczącej części kraju już na początku tej wojny spowodowały mocny spadek PKB liczony na ok. 1/3 przedwojennego PKB. Jednocześnie problemy z prądem paradoksalnie nie przyczyniły się do kolejnego mocnego spadku, co w teorii również było rosyjskim celem. Wszystko za sprawą adaptacji Ukraińców do nowych warunków i dobrego zarządzania zasobami, które przekierowywane są tak, żeby zapotrzebowanie jeszcze żywej części gospodarki ukraińskiej były zaspokojone. Nie bez znaczenia oczywiście jest też ogromne wsparcie ze strony zachodnich krajów dostarczających agregaty prądotwórcze i wsparcie techniczne dla naprawy uszkodzonej infrastruktury.
Problemem i też, w tym wypadku, atutem Ukrainy, jest to, że jest krajem biednym. Gospodarka się skurczyła, tak jak i budżet państwowy. Ale zarazem zmniejszyły się i wydatki, bo ogromna rzesza ludzi wyjechała z kraju, co w tym wypadku paradoskalnie stabilizuje wewnętrznie Ukrainę. Nie musi się martwić o kolejne miliony ludzi bez dachu niemających środków do życia. Polska i inne kraje zachodnie przyjmując uchodźców nie tylko pokazują solidarność wobec cierpień tych ludzi, ale i wymiernie na dzień dzisiejszy stabilizują wewnętrzną sytuację w walczącym kraju. Oczywiście, olbrzymia dziura demograficzna stanie się problemem, ale później, po wojnie. Teraz, kiedy walka jest w toku, to im pomaga, a nie osłabia.
Ciężko jest zbankrutować temu, którego potrzeby są skromne, a posiadane środki niewielkie. I to jest dokładnie wypadek Ukrainy. Często słyszymy populistów, mówiących o ogromnych wydatkach krajów zachodnich na rzecz walczącej Ukrainy. O tym, że nie potrwa to długo i "Ameryka, Francja, Niemcy, Austria lub ... podstawić jakikolwiek inny kraj ... must be first!". Że Zachód jest już zmęczony tą wojną i nie będzie w stanie długo popierać Ukrainy. W rzeczywistości sumarycznie Zachód wydał na utrzymanie stabilności finansowej Ukrainy w poprzednim roku - 31 miliardy euro. W tym roku Ukraińcy oczekują na kolejne 33 miliardy. I tak, ta kwota dla zwykłego człowieka może wyglądać jako zawrotna, ale dla sojuszników Ukrainy, którzy łącznie kontrolują ponad połowę gospodarki światowej ... to są po prostu grosze. Kwota, która na nic nie wpływa i, w skali ogólnych wydatków tych krajów, jest nie zauważalna zupełnie. Dla porównania w roku 2010 i 2011 pakiet pomocowy ze strony UE dla pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji wyniósł 240 miliardów euro. No, a Ukraina jest państwem o wiele większym niż Grecja, toczącym największą od czasów Drugiej Wojny Światowej wojnę konwencjonalną w Europie. I daje sobie radę nawet ze stabilnością hrywny w tych warunkach dzięki tej pomocy z Zachodu. Powiedzmy więc wprost: kwestia wspierania Ukrainy lub braku tego wsparcia, to jest wyłącznie kwestia woli politycznej, bo to nie są żadne wielkie koszty, a korzyści które płyną z ukraińskiej walki dla krajów zachodnich, są bardzo wymierne.
No i teraz przechodzimy do kwestii najważniejszej. Moi kochani geostratedzy, analitycy, eksperci, którzy w r. 2021 tak samo nie dawali szans Ukrainie w starciu z Rosją, a dziś popełniają dokładnie te same błędy: nie jesteście w stanie obiektywnie ocenić stanu Ukrainy i jej perspektywy po wojnie. Stan gospodarki, energetyki, demografii - to wszystko są ważne czynniki, których nie można negować. Ale to są proste rzeczy, bardzo wymierne. Każdy idiota może sprawdzić statystyki i zrobić zestawienie tych liczb. I tak, jak nie pomogło to zestawienie w r. 2021 przewidzieć tego, jak potoczy się wojna, tak i po wojnie nie dadzą one pełnego obrazu powojennych perspektyw Ukrainy. Bo istnieje jeszcze czynnik miękki. Stan społeczeństwa ukraińskiego. Jego wola budowania państwa lub jej brak. I ja rozumiem, że to jest już kwestia bardzo trudna do oceny, ale po to jest się analitykiem, żeby sięgać głębiej. Prosty przykład. Ukraina w roku 1991 miała formalnie ogromne wskaźniki produkcji przemysłowej, liczbę ludności i formalne PKB. Ale stan ukraińskiego społeczeństwa był bezpośrednią przyczyną tego, dlaczego ten kraj wtedy nie przeprowadził niezbędnych reform i stracił większą część tego, co miał i przez długie dekady to społeczeństwo nie miało sił, by wyznaczyć drogę swojego rozwoju. Ukraińcy po roku 2014 byli już bardziej świadomi tej drogi i potrzeby przeprowadzenia reform. Większość społeczeństwa już uświadomiło sobie zagrożenie, które płynie ze strony Rosję i potrzebę integracji z Zachodem. Ale co z tego, skoro nadal uważano, że zagrożenie to jest bardziej hybrydowe, a nie bezpośrednie, więc Ukraińcy nadal woleli budować drogi kosztem inwestycji w swój program rakietowy, co boleśnie daje się we znaki podczas wojny. Nadal duża część społeczeństwa wolała żyć w spokoju, nie zwracając uwagi na toczącą się na wschodzie wojnę. Obie te Ukrainy, ta z r 1991 i r. 2019 miały większe zasoby ludzkie i finansowe, niż będzie miała Ukraina powojenna w r. 2024 czy 2025. ALE TO SIĘ NIE PRZEKŁADAŁO NA UKRAIŃSKIE ZDOLNOŚCI OBRONNE I SIŁĘ PAŃSTWA. Ponieważ nie same w sobie zasoby są ważne, ale przede wszystkim: skonsolidowane społeczeństwo, gotowe skutecznie zarządzać zasobami, które posiada. Sojusznicy zainteresowani w tym żebyś był silny i gotowi cię wesprzeć. Nie zasoby budują siłe państwa. Budują ludzie z pomocą tych zasobów. Przed wojną wszyscy byli zajęci zestawieniem budżetów wojennych Rosji i Ukrainy i na tej podstwie robili wnioski. Fakt, że Ukraina nadal walczy nie wynika z posiadanych zasobów, bo one są mniejsze od rosyjskich nawet biorąc pod uwagę całe wsparcie tego kraju zzewnątrz. On wynika z motywacji Ukraińców do kontynuowania walki. Z ich świadomej decyzji.W każdym momencie mogli by powiedzieć – mamy dość. I wojna by się zakończyła ich porażką.
Więc prawidłowa ocena Ukrainy powojennej jest taka, że Ukraina będzie słabsza, bo będzie potrzebowała odbudowy, będzie miała okrojoną gospodarkę i straci dużą część swojej ludności. I Ukraina jednocześnie będzie o wiele silniejsza, bo w tej Ukrainie społeczeństwo będzie w pełni skonsolidowane pod względem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, którą drogą chce iść i którą nie chce. Zreformowanie kraju i skuteczne zarządzanie zasobami dla podtrzymywania zdolności obronnych państwa będzie niekwestionowanym priorytetem. A agresywna postawa Rosji, która w tej czy innej formie, nawet po przegranej w wojnie, nadal będzie istniała, zabezpieczy, niestety, Ukrainę wsparciem sojuszników. Po prostu zainteresowanych istnieniem tej twierdzy na wschodzie Europy. Więc Ukraina będzie słabsza, ale też i silniejsza. Bo ten, kto nie rozumie wartości istnienia własnego państwa, straci go, nawet mając wszystkie zasoby świata do dyspozycji. A ten, kto jest zdeterminowany, to państwo mieć . Zbuduje go z niczego wśród wrogów na pustyni. I to nie jest żadne romantyzowanie, tylko własnie realne fakty potwierdzone rzeczywistością, którą tak wielu nadal nie chce brać pod uwagę.
Trwa ładowanie...