„Andromeda”, Therese Bohman. Przekład Justyna Czechowska. Wydawnictwo PAUZA, Warszawa 2023.
Justyna Czechowska i jej laur, jej niebywały sukces skłonił mnie do przeczytania książki wydanej przez Pauzę. Nie zawiodłem się. Jest to przekład zwinny, gibki i romantyczny. A fabuła? Mnie się podoba, bo do mnie trafia wszystko, co jest związane z literaturą i pracą w redakcji. A do tego, a przede wszystkim Między Słowami – relacja dwojga. On starszy, ona młodsza, a pomiędzy mnóstwo niedopowiedzeń. Warto, bo czyta się szybko i ma się poczucie uczestnictwa, a to przecież jedna z ról beletrystyki.
Nie tak dawno publiczność literacka, lekko zdziwiona, dowiedziała się, że Akademia Szwedzka, ta sama, która od 1901 roku wybitnym pisarzom i poetom świata przyznaje Literacką Nagrodę Nobla, od 1965 roku docenia również wybitnych tłumaczy swojej rodzimej literatury. Za „wartościową interpretację poezji i prozy szwedzkiej na język obcy” otrzymała ją w tym roku Justyna Czechowska. Ale numer! Prawda. Cudze chwalicie, a swego nie znacie.
Zatem natychmiast zacząłem szukać książek z przekładem Czechowskiej i tak trafiłem na nowość z Pauzy.
„Andromeda”. Akcja powieści Therese Bohman rozgrywa się w Sztokholmie, w wydawnictwie bliźniaczo podobnym do tego, w którym ukazują się powieści autorki. To opowieść o tradycji i nowoczesności, nadziejach i rozczarowaniach, idealizmie i brutalnej rzeczywistości.
A teraz opowiem, jak to widzę: A patrzę wszelako różnorako. Wiele płaszczyzn, podobieństw do filmów, do książek wcześniej napisanych, do dramatów scenicznych autopsyjnych przeżyć.
Jest Woody Allen, jest Sofia Coppola, ale jest też niezły serial „Newsroom” z Jeffem Danielsem w roli przywódcy i mentora.
„Między słowami”, „Nieracjonalny mężczyzna” i „Czarci pomiot” Margaret Atwood oraz „Burza” Williama Szekspira.
Jest też moja wieloletnia praca w redakcjach prasowych oraz moje relacje z młodymi dziennikarkami, oraz na uczelni ze studentkami.
Kotłownia i wielki piec, gdzie tlą się węgielki, a jakże i szczapy drewna, a wszystek to przeszłość!
Młoda studentka na stażu w dużym domu wydawniczym wydaje się w rozmowę z szefem literackim. Twórcą zacnej i szanowanej serii „Andromeda”. Dziewczyna pełna wewnętrznego lęku mówi jednak szczerze i otwarcie, co sądzi o nowo wydanej książce przez wydawnictwo; że to gniot i nowomowa.
Intelektualnie iskrzy między tą dwójką. Parą, którą wszystko różni, pozycja społeczna, wiek, doświadczenie, zasobność portfela, ale łączy ich miłość do literatury. Literatury wysokiej, która ma COŚ do powiedzenia i nie jest odtwórcza.
Wszystko, co dzieje się pod okiem Gunnara (bo o nim mowa) jest profesjonalne, dokładne, ale podszyte także zawodową, wewnętrzną intuicją.
Młodość wkracza w ten uporządkowany świat, młodość ma swój głos, dosadny, ale trafny. Gunnar ufa takiej odmianie młodości.
A wokół plotki, podszepty, krępujące sytuacje i upierdliwy głos działów marketingu i finansowego. Bo literatura literaturą, ale słupki muszą być wysokie, przychody ciągłe i zadowalające.
Książka to dwugłos. Pokazująca światy równoległe. Jest redakcja, jest ulubiona knajpka, jest balkon, na którym odbywają się słynne przyjęcia. Ale są też gabinety, fotele z patyną starości, pokoje, domy, butelki wina i tętniące korytarze oraz stosy rękopisów.
Potem dochodzi do spotkań z pisarzami, których Gunnar stworzył, wypromował. Dla dziewczyny „dzieje się to za szybko”, ale w odpowiednim tempie dopasowuje się do tego biegu, do tek konkurencji.
Staje się prawą ręką Gunnara, a kiedy ten wyjeżdża z żoną na wakacje do Francji, ona cierpi, ona wyobraża sobie, ona śni.
Tak wiele, a takie NIC. Wszystek „między słowami”. Wszystek ze słowami się łączy i się dzieli.
Świat skrajności, ułomności i przeszłości. Bo zaczynami dowiadywać się skąd oboje się wzięli. Jak trafili do domu wydawniczego, jak trafili na siebie.
Kiedy po zmianach w oficynie, Gunnar decyduje się na emeryturę, to Ona tęskni, ale na chwilę łączy się z innym mężczyzna z wydawnictwa, Wydaje się, że to ma sens, że on ma sens. Ale to iluzja, tęsknota i nostalgia biorą górę.
Może to nie jest wielka fabuła, jakoś odkrywająca to, co nieodkryte, ale mnie ujęła, mnie przekonała. Jej filmowość i ten dwugłos. To takie teatralne. Dwa monodramy.
Miniserial o poddawaniu się prawom tradycyjnej logiki i narracji.
Stanie się tak, że chętnie sięgnę po inne książki tej pisarki. Bo jej pisane do mnie gada, a to jest argument decydujący w moich wyborach czytelniczych i recenzenckich.
***
Therese Bohman to znana i ceniona pisarka szwedzka. Jest autorką czterech powieści, z których każda wzbudziła uznanie krytyków literackich w kraju autorki i za granicą. W 2016 roku jej trzecia powieść, O zmierzchu, otrzymała nominację do Nagrody Augusta, najbardziej prestiżowej szwedzkiej nagrody literackiej.
W Polsce książki Therese Bohman ukazują się w odwrotnej kolejności niż w oryginale: najpierw w styczniu 2019 roku do rąk czytelników trafiła najnowsza powieść O zmierzchu, jako druga wydana została Ta druga (kwiecień 2020), zaś w marcu 2021 roku ukazał się debiut autorki Utonęła.
W marcu 2023 roku zaledwie kilka miesięcy po szwedzkiej premierze, do rąk polskich czytelników trafia najnowsza powieść autorki, Andromeda.
Latem 2019 roku Therese Bohman gościła w Warszawie na festiwalu literackim Big Book Festival.
Wszystkie książki Therese Bohman ze szwedzkiego przełożyła Justyna Czechowska.
***
Justyna Czechowska — studiowała na uniwersytetach: w Göteborgu, Sztokholmie i Uppsali literaturoznawstwo, kulturoznawstwo oraz slawistykę, gdzie uczęszczała na seminarium prof. Leonarda Neugera; brała również udział w warsztatach dla tłumaczy z języka szwedzkiego prowadzonych przez Zbigniewa Kruszyńskiego. Współzałożycielka Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury oraz Fundacji na rzecz Badań Literackich (wiceprezes); współtwórczyni Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury Odnalezione w tłumaczeniu. Od 2017 do 2020 pełniła funkcję prezesa Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.
• Nagroda im. Wisławy Szymborskiej w 2018 roku, nagroda dzielona z Linn Hansén, autorką tomu Przejdź do historii).
• Nagroda Akademii Szwedzkiej dla tłumaczy (Svenska Akademiens tolkningspris) w 2023 roku.
***
Młoda kobieta trafia na staż do wydawnictwa, szybko dostaje ofertę stałej pracy i zostaje w wymarzonym miejscu na wiele lat, biorąc na siebie coraz większą odpowiedzialność za autorów oraz jedną z najlepszych i najbardziej prestiżowych serii wydawniczych na rynku, tytułową Andromedę.
- taka jest prawda o narracji. Ale to, co odkryjemy, zaskoczy nas na wielu płaszczyznach.
Wymieniłem wiele skojarzeń, ale jest przecież także Philip Roth, jest John Maxwell Coetzee.
Ta różnorodność odwołań i literackich zespoleń czyni z tej książki „przyjaciółkę”. Wytaczając lekturę, odczuwałem przyjaźń; wspólnie przeżytych historii, przeczytanych książek i wyobrażeń, snów, które były tylko i aż mgłą.
O do tego ludzka zawiść, pomówienia, domysły, plotki.
„Między słowami: jest świat najwierniejszy. Uwielbiam dotyk, ale na niego należy zasłużyć i pojąć, że samo SŁOWO, jest czymś, co muska, pieści.
Przyjaźń między ludźmi, bez względu na to ile mają lat, jakie targają nimi wątpliwości i jaką drogę przeszli.
Jest jeszcze piękno i tragizm „opowieściowy” Gunnara, wychowanego przez samotną matkę. Do tego przenikająca się gawęda młodej kobiety, która dojrzewa, rośnie, a potem maleje.
I jego śmierć… Ale o tym wszystkim musicie przeczytać sami. Z tą książką trzeba zmierzyć się indywidualnie. Pojedynek na słowa, gesty.
Zmrużcie oczy. Dostrzeżcie w tej opowieści samych siebie.
8/10
Fragment „Andromedy”
https://wydawnictwopauza.pl/produkt/andromeda/
Przez pierwsze tygodnie płakałam, gdy wieczorami zasiadałam w domu do pracy nad plikiem maszynopisów.
Właśnie przeniosłam się z akademika na Lappkärrsberget do kawalerki przy Skanstull. Nie spodziewałam się, że poczuję się tutaj taka samotna. Gdy próbowałam przyjrzeć się mojemu życiu z zewnątrz, jawiło się wręcz stereotypowo: alienacja w wielkim mieście, przebywanie tak blisko ludzi, a jednak tak daleko od nich. Byłam pionkiem pośród tysięcy innych maluczkich, jedną z osób, które w pośpiechu przecinają Ringvägen, zanim zmieni się światło, zbiegają po schodach do metra, wciskają się w pierwszy lepszy pociąg jadący na północ, a potem wysiadają na stacji Hötorget.
Nękało mnie poczucie, że czegoś mi w życiu brakuje, intensywne poczucie trudnego do zdefiniowania braku. Grono moich znajomych powstało przypadkowo i z pewnością miało się rozpaść po studiach, większość wieczorów spędzałam samotnie w domu, czytając, otulona lekką obojętnością. Czasem spacerowałam nad zatoką Årstaviken, szłam nabrzeżem do Danvikstullu, tam przystawałam i patrzyłam na rozświetlone okna w dzielnicy Hammarby Sjöstad.
Często miałam wrażenie, że nic w moim życiu nie dzieje się naprawdę, przynajmniej nie tak, jak u moich znajomych. Oni sprawiali wrażenie bardziej zakorzenionych w świecie, pewnych tego, co chcą zrobić z życiem i jaką obrać drogę, by dotrzeć do celu. Frustrowało mnie to uczucie, przecież miałam wszystko, o czym kilka lat wcześniej mogłam tylko pomarzyć: mieszkanie położone blisko centrum, niebawem ukończone studia, staż w dużym wydawnictwie. Poza kiepską sytuacją finansową studentki i faktem, że wiosna się spóźniała, nie miałam wielu powodów do zmartwień.
Podczas kolegiów w Rydéns nie śmiałam otworzyć ust. Wszyscy inni byli tacy pewni siebie, argumentowali w profesjonalny, wyrafinowany sposób albo na luzie, nieco nonszalancko. Z obu tych sposobów wypowiedzi emanowała rutyna i niezależność, a ja nie dysponowałam ani jednym, ani drugim. Często myślałam, że muszę się odezwać, w przeciwnym razie uznają mnie za tępą, podczas gdy ja usilnie się starałam wymyślić coś mądrego. Po prostu nigdy nic wystarczająco mądrego nie przyszło mi do głowy. Stało się to moją obsesją: tyle zebrań, a ja wciąż się nie odzywałam, wyobrażałam sobie, że gdy wreszcie coś powiem, inni się odwrócą, wbiją we mnie wzrok i pomyślą: To ona umie mówić?
Któregoś dnia jedna z niedawno wydanych przez Rydéns powieści miała recenzje w niemal każdej gazecie, ale została przyjęta raczej chłodno, tak jak przewidziałam. Właściwie zastanawiałam się nawet, po co w ogóle ją wydają. Tego przedpołudnia znalazłam się przy automacie do kawy w pokoju socjalnym sam na sam z Gunnarem, kierownikiem działu literackiego.
– Niespecjalne te recenzje – zagadnął, skinąwszy głową w stronę otwartych na stole gazet.
– Uważam, że to niespecjalna książka – odparłam ostrożnie.
To prawda, lecz gdy tylko wypowiedziałam te słowa, pożałowałam ich. Zabrzmiały znacznie bardziej krytycznie, niż sobie wyobrażałam.
– Ach tak? – odezwał się Gunnar. – A to dlaczego?
W jego pytaniu nie było nic agresywnego, żadnej zranionej dumy. Był szczerze zaciekawiony.
– Uważam, że jest za bardzo wydumana – stwierdziłam. – Nie ma w niej autentycznego bólu ani emocji. Wydaje się nieszczera.
– Ostro – odparł spokojnie.
Przez moment sądziłam, że się skompromitowałam, złamałam jakiś kodeks lojalnościowy, zgodnie z którym nigdy nie krytykuje się własnych publikacji, i przez to zaprzepaściłam swoją szansę na zatrudnienie w Rydéns po zakończeniu praktyki.
Ale on uśmiechnął się do mnie.
– Zgadzam się – przytaknął. – Mówiłem to samo, gdy Jenny zaprezentowała ją jesienią, ale czasem trzeba ustąpić. Chodź ze mną.
Ruszył korytarzem w stronę swojego gabinetu, tam podał mi trzy pliki papierów, każdy owinięty gumką recepturką.
– Przeczytaj i zobacz, czy to coś dla nas – poprosił.
– Okej – zawahałam się.
– To teksty debiutantów. Przeszły już przez lekturę recenzentów wewnętrznych, ale to nie musi nic znaczyć. Spotkajmy się w piątek rano.
– Okej – powtórzyłam.
(…)
Trwa ładowanie...