Witam o poranku wszystkich chętnych do wspólnego spaceru po podlaskiej ziemi. Dziś coś, co rzuca się w oczy, i czego nam zazdroszczą wszyscy odwiedzający tą iście bajkową krainę. Cóż takiego pewnie wielu się spyta. Otóż domków jak śledzie ściśnięte w konserwie, jeden przy drugim, szczytem postawionych.
Nie będę się tu stroszył i zbytnio przechwalał, żem taki znawca i wielki mi tu ekspert. Wiedzę pewną nabyłem z rozmów z moim kolegą, który się wychował w jednej z wsi „osocznickiej”. On to mi z lekka temat naświetlił, a o resztę tu i tam popytałem. Ile w tym prawdy, ile zaś legendy, to już sami oceńcie. Gdyż jak starzy ludzie mawiają, w każdej legendzie jest nie jedno ziarno prawdy. Więc wiecie skąd taka zabudowa w podlaskich wsiach się wzięła?
No właśnie wiecie? Bo ja nie wiedziałem. Miałem jakieś podejrzenia, ale skąd mogłem wiedzieć, że to sprawka mojej ulubienicy z szyderczych opowiastek. Tak, to ta przebiegła i chytra Bronka Sforsą, która dużą ilością lubczyka, dodanego podstępem do rosołku, jako lekarstwo na kaca, króla Zygmunta nam otumaniła. Pisałem o tym, więc nie będę już do tego wracał. W każdym razie, gdy się okazało, że Zygmunt lekką ręką wydał, co miał w królewskim skarbcu i żeby spędzić nawet nie miesiąc majowy…tfuuu miodowy, no choćby krótki weekend na Capri, musiał od Żydów wziąć tak zwaną chwilówkę. Szlag ponoć Bonę, ( bo tak kazała się nazywać wszystkim dworzanom) trafił, przez co wpadła w jakąś szaleńczą wręcz furię. Nie jeden z czytelników zaznał tego szczęścia, gdy mógł w takiej chwili wyjść z psem na spacer. Niestety biedny Zygmunt nie miał tyle szczęścia i musiał słuchać dziamgania swej małżonki.
Dawać mi tu skryby, rachmistrzów i jakiś mądrych, co mapy czytają. Za dwie litanie mają pod bramą Wawelu stać ze wsiem czemadanem spakowanym. Ty Stary tu zostajesz i nie pyszcz Cię proszę. Jak wrócę z Podlasia to wtedy sobie wszystko wyjaśnimy. Lepiej, żebym coś tam uradziła, bo będziesz tą swoja chwilówkę do końca swych dni „pejsikom” spłacał i to nie z naszego królewskiego budżetu, a ze swego kieszonkowego. Jeszcze jedno słowo, a lubczyk na inne ziółko zmienię, i módl się by to tylko była tylko kapka rycyny.
Ależ kochaniutka, gołąbeczko moja, jam słowa nie pisnął. Jedź, a ja będę grzecznie na Twój powrót czekał.
Wsiadła więc do ciuchci Wileńsko-Wiedeńskiej i w dwa dni już była w Grodnie a później we sławetnym też Wilnie. Gdzie się pojawiła, to niczym burza do magistratów wpadała. Papiery notarialne, akty nadania i ukazy zwolnień podatkowych. Wszystko było na trzy strony kontrolowane. A gdy kropki lub jakiegoś przecinka brakowało, czy też jakaś literówka się wkradła…sruuuu do kosza i na stos spalić, jako śmiecie jakoweś kazała.
Kto puszczy pilnuje mości mój starosto? Aaaaaaaa Duch Święty i jakieś dobre słowo. No to powiedz mi panie mój leśniczy, ile żubrów żyje w twej …tfu tfu tfu w mojej jak wynika z papierów to puszczy? Dwa …dwadzieścia cztery widziałeś mówisz…???? hmm ..aaaaa u starosty w spiżarce butelkowane. No to od dziś będziemy robić z tym porządek.
Osadzimy chłopów wzdłuż granicy puszczy. Będziemy od tej pory zwać ich osacznicy. Gdy zajdzie potrzeba, to na polowaniach będą osaczać zwierza w gęstwinie, to tak od wielkiego święta gdyby mój małżonek chciał się na łowy pofatygować. W dni powszednie maja za swe zadanie po czterech z drużynowym swoim iść na cały miesiąc w głąb przyległej puszczy. Tam dzień i noc jej strzec, aby żadna zwierzu jak i drzewom nie działa się krzywda czy szkoda. Nikt pod żadnym to, powtarzam dobitnie ŻADNYM mi pozorem, nie ma prawa wejść do puszczy z bronią czy choćby ze swym psem u nogi. Kosić trawę, krowy wypasać, kto by tego chciał, tylko za zgodą leśniczego i to po złożeniu podania ze znaczkiem skarbowym uiszczeniu odpowiedniej kwoty. Kwit wystawić, do księgi przychodów i rozchodów mi wpisać. Nie ma mowy o jakimś ołówku, a atramentem i to bez kleksów.. Jak się mi z tego nie rozliczycie, to nogi z, no wiecie skąd … powyrywam. Kuma kuma, czy nie kuma kuma? Jeśli zakumała, to brać się mi raźno od razu do roboty.
Chłopów zebrać, dać im do włóce ziemi. Dla mniej w areałach zorientowanych, to ponad 20 hektarów ziemi. Wsie budować niczym kordon gęsty. Dom przy domu ma stać i to jednakowy. Nie wywyższać mi się jeden nad drugiego. Skromnie, lecz gustownie, bez fanaberii i cygańskiego przepychu. Domki wzdłuż drogi, szczytem mi ustawiać. Z tyłu niewidoczne mają być zagrody. O ławkach przy płocie, nic już nie wspominała, lecz te same z siebie lokalnym monitoringiem się stały oraz stałym elementem podlaskiego krajobrazu.
Po tym wszystkim, jak się uporała, wróciła do Krakowa w chwale uzdrowicielki nie tylko styranego zdrowia Zygmunta Starego, ale też uzdrowienia całego systemu królewskich dóbr szczególnie na obecnym Podlasiu. Rajcy miejscy jak wiadomo z wielką estymą obnoszą króla Zygmuntowi III przez Bonę Starym wiecznie nazywanym, a tak naprawdę to jej się cześć i chwała najbardziej należą. Chylę czoła przed Tobą Broniu, boś wielką królową. Wybacz me szydercze śmiesznostki, ale to tak z wielkiej do Ciebie sympatii. Bo ja Ciebie naprawdę lubię i bardzo, bardzo szanuję.
Zwyczaj budowania, z góry narzucony, z czasem stal się cechą rozpoznawalną wsi królewskich, osocznickich jak mówi się na nie. Z czasem też podział tak zwanej ojcowizny sprawiał, że działki się zwężały, lecz wsie długie wzdłuż drogi jeszcze dziś spotkamy. Powoli zanika ów zwyczaj budowy. Jadąc więc przez Podlasie, wiedzcie skąd wzięła się ta fajna forma zabudowy, gdy wsie się jedna za drugą ciągną się kilometrami. Cieszy me oko, gdy widzę przy okazji, że są te domki odświeżone i odmalowane. Domyślam się również, że wielu by chciało zamienić je, na klocek jakiś z cegły czy prefabrykatu. Lecz proszę was, wytrwajcie. Jak najdłużej w tych ścianach. Bo są to naprawdę niezwykłe perełki. Kiedyś może ktoś wam podziękuję. Ja już dziś to robię wszystkim, którzy w nich żyją i nadal w nich mieszkają. A wbrew pozorom nie zawsze to miłe. Bo i myszki polne, i skrzypienie ściany. Jeśli już coś chcecie w nich zmienić, to tak by na zewnątrz pozostały w dawnym stylu, tak jak je pokochaliśmy, ja i wielu innych. Te podlaskie domki niczym śledzie w beczce…domek przy domku wzdłuż dawniej z kocich łbów, a dziś już asfaltowym dywanikiem w większości ulicy nadal tu i ówdzie stoją. I oby jak najdłużej.
Jako Skryba żegnam się na dziś z Wami i serdecznie pozdrawiam? Zapraszam na krótki spacerek, po co ciekawszych wsiach. Zdjęcia oglądajcie, a jeśli coś przypadnie do gustu to śmiało to komentujcie. Nikt nie pozostanie bez mej odpowiedzi.
Trwa ładowanie...