Do tej pory to platformy internetowe coraz bardziej kontrolowały nasze życie. Teraz Komisja Europejska chce odwrócić te role i dać więcej praw ich użytkownikom. Tak byśmy to my mogli wreszcie decydować o tym, jak mogą być wykorzystywane informacje na nasz temat i jakie rekomendacje czy treści, oparte o nasze wybory, mogli otrzymywać. Część takich wymogów już 5 lat temu wprowadziło Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych (RODO).
Akty o usługach i rynkach cyfrowych jak tłumaczy Europejski Inspektor Ochrony Danych , Wojciech Wiewiórowski jeszcze bardziej je poszerzają, zwłaszcza w stosunku do "strażników dostępu", czyli najwiekszych platform internetowych.
„Tak zwani gate-keeperzy, czyli ci, którzy utrzymują wejście do internetu są głównymi adresatami tych regulacji. To są podmioty, które zbierają dane milionów osób w Europie. To nie tylko Meta czy Twitter, ale również firmy które zajmują się handlem internetowym, jak Amazon czy Zalando. To one jako te najbardziej wpływowe zostały wyznaczone przez UE do zbadania, na ile przetwarzanie przez nie danych - tworzy ich pozycję” tłumaczy Wojciech Wiewiórowski .
Unijne instytucje zaczęły się przyglądać platformom internetowym i temu co robią z danymi swoich użytkowników po skandalu z Cambridge Analytica w 2016 roku. Brytyjska firma wykorzystała profile ponad 87 mln użytkowników Facebooka, by następnie kierować do nich przekaz wyborczy, między innymi podczas amerykańskiej kampanii prezydenckiej i brytyjskiej kampanii referendalnej dotyczącej Brexitu.
„Cambrigde Analytica pokazała, że chodzi nie tylko o ochronę przed działalnością komercyjną, ale również o ochronę szerzej rozumianego prawa do prywatności i szerzej rozumianych naszych praw społecznych w stosunku do działalności komercyjnej. Cambridge Analytica wykorzystywała te same metody, które są używane do profilowania klienta sklepu internetowego. Tylko efektem, który chciała osiągnąć nie było kupienie danego produktu, a zagłosowanie na odpowiedniego polityka” tłumaczy Wiewiórowski.
Choć po skandalu z Cambridge Analytica, Marc Zuckerberg osobiście obiecał unijnym politykom w Brukseli poprawę w ochronie danych osobowych, to wiosną tego roku Komisja Europejska nałożyła na amerykańskiego giganta technologicznego rekordową unijną grzywną w wysokości 1,2 miliarda dolarów.
Europejski Inspektor Ochrony Danych widzi jednak poprawę w zachowaniu wielkich platform internetowych po wprowadzeniu RODO.
„Przy wszystkich zastrzeżeniach, które mamy jako organy ochrony danych osobowych do dużych graczy na rynku internetowym niezależnie gdy mówimy o platformach sprzedażowych, czy o platformach społecznościowych, to trzeba powiedzieć, że wykonały ogromny krok w kierunku tego by być „rozliczalne”.
„Została naprawiona możliwość kontaktu z klientem. Klient został przewidziany jako uczestnik dyskusji na temat jego własnych danych osobowych i sytuacji w których są one przekazywane innemu graczowi. Komunikatów o tym, że dane zostaną przetworzone jest więcej i są lepiej przygotowane pod względem klienta. Nie ma już zalecenia „zgódź się na wszystko, a będziesz mógł u nas coś kupić".
Coraz częściej podlegają karaniu próby twardego nakłaniania klienta by zgodził się na rozesłanie swoich danych do różnych pomiotów. Pojawiły się wreszcie obowiązkowe zgłoszenia incydentów związanych z naruszeniem danych w internecie do organów ochrony danych. Do 2018 roku większość takich incydentów w sieci pozostawała ukryta. Dziś przedsiębiorcy muszą poinformować o tym urząd ochrony danych, a w niektórych przypadkach także klientów”- wylicza Wiewiórowski.
Europejski Inspektor Ochrony Danych zauważa, że wiele wymogów wprowadzonych w unijnych przepisach: RODO i wchodzących w życie pod koniec sierpnia aktach o usługach i rynkach cyfrowych nie zostało jednak wciąż wprowadzonych:
„Najtrudniejszą kwestią jest używanie danych do innego celu, niż tego do którego zostały zebrane. Cały czas mamy do czynienia z sytuacją gdy nasze wybory komercyjne mają wpływ na to, w jaki sposób jesteśmy oceniani przy zawieraniu umów kredytowych, ubezpieczeniowych i jaka informacja o nas może być dostępna w internecie dla dowolnego wyszukującego” mówi Wiewiórowski.
Egzaminy z „profilowania” i nie tylko czyli unijne stress-testy w czerwcu oblały Facebook i Twitter, a w lipcu TikTok. Kontrole wykazały, że platformy te nie są jeszcze w pełni przygotowane na sprostanie nowym przepisom, jakie nakłada na nie unijny akt o usługach cyfrowych i rynkach cyfrowych.
Po oblanym unijnym teście TikTok obiecał wprawdzie, że zrezygnuje ze spersonalizowanych reklam dla najmłodszych użytkowników i wyjaśni jak działa jego system rekomendacji treści. Czas pokaże czy spełni swoje obietnice.
Unijni regulatorzy już zapowiadają kontrole i grzywny w wysokości 6% łącznego światowego obrotu platformy internetowej, która nie będzie przestrzegać nowych przepisów. Choć nie wiadomo, czy wskazanie winnego w cyfrowym świecie będzie proste.
Europejski Inspektor Ochrony Danych podkreśla, że decyzja o otrzymywaniu spersonalizowanych treści powinna należeć do klienta.
"Do tej pory nie odpowiedzieliśmy sobie jako społeczeństwo, czy z jednej strony chcemy być zupełnie rozmazani i niewykrywalni wśród osób, które używają internetu, tak by wszelkie informacje, które do nas trafiają były kierowane do przeciętnego użytkownika internetu, czy też chcemy żeby gdzieś składowana była informacja, która pokaże mnie książki historyczne raczej niż romanse. Może chcemy w jakimś stopniu podzielić się informacją o swoich zainteresowaniach i potrzebach z tymi, którzy dostarczają nam informacji? Chodzi jednak o to, byśmy to my decydowali, czym się chcemy dzielić i z kim się chcieli dzielić, a nie przyjmowali założenie, że gdzieś tam istnieją tacy specjaliści czy sztuczno - inteligentne twory, które są w stanie wykalkulować to kim jesteśmy i przedstawić nam swoje propozycje” tłumaczy Wojciech Wiewiórowski.
Posłuchajcie rozmowy z Europejskim Inspektorem Ochrony Danych i wspierajcie produkcję podcastu: https://patronite.pl/dorotabawolek
Trwa ładowanie...