Eurokrata też Polak!

Obrazek posta

 

Rozmiar unijnej administracji, w której pracuje 60 tysięcy ludzi  wcale nie jest duży, biorąc pod uwagę fakt, że służy ona 450 mln Europejczyków! W polskiej administracji publicznej zatrudnionych jest ponad 430 tysięcy ludzi.  

Ale to eurokraci często trafiają na celownik krytyków UE. Bywają nawet nazywani "zdrajcami" czy "szkodnikami". Polski urzędnik Komisji Europejskiej, Tomasz Rados tłumaczy, że pojęcie eurokrata niesłusznie nabiera w Polsce pejoratywnego znaczenia. 

Uznawanie urzędników z Polski za anty-Polaków, unijczyków jest absurdalne. Nie znam Polaka, a znam ponad 1000 osób pracujących w unijnych instytucjach, który nie byłby polskim patriotą. Poza tym przeciwstawianie Polski i UE nie ma sensu, to tak, jakby przeciwstawiać województwo mazowieckie i Polskę. To są po prostu inne poziomy mojej ojczyzny” - tłumaczy.

 

 

Czy jednak pracując w Komisji Europejskiej da się zabiegać o interesy kraju, z którego się pochodzi?

„To się nie wyklucza. Staram się robić jak najwięcej dla calej Europy, w tym dla Polski. I sprawia mi satysfakcję, gdy widzę w Polsce realizacje projektów z unijnym logo, którymi się zajmowałem” tłumaczy Rados.   

W Komisji Europejskiej pracuje obecnie 1594 Polaków, co stanowi około 5% wszystkich urzędników. Biorąc pod uwagę wielkość Polski, ten odsetek powinien wynosić jednak ponad 8%. Co więcej, choć Polacy w tym roku stanęli a czele dwóch dyrekcji generalnych, czyli otrzymali najwyższe niepolityczne stanowiska w Komisji Europejskiej, to wciąż większość z nich zajmuje niższe szczeble unijnej administracji. Nie rośnie również liczba Polaków startujących w konkursach na unijnych urzędników.

"Udział Polaków jest za mały w stosunku do naszego potencjału. To wynika z małego zainteresowania Polaków pracą w instytucjach europejskich, ponieważ od wielu lat Polacy stanowią 2 % kandydatów w egzaminach do pracy w instytucjach europejskich, podczas gdy Greków czy Hiszpanów bywa nawet 20%” mówi Rados. Zdaniem polskiego urzędnika Polacy nie wierzą w siebie, obawiają się unijnych egzaminów, „ myślą często że konkursy są ustawione, że bez znajomości nie da się dostać, a to nie jest prawda”.

Poza tym, jak tłumaczy polski urzędnik KE, praca w Brukseli przestaje być atrakcyjna pod względem finansowym, ze względu na „dobrą sytuację gospodarczą w Polsce i coraz wyższe pensje w kraju”.

Zarobki unijnych urzędników są uzależnione od szczebla i lat pracy. Początkowa pensja w zależności od rodzaju zdanego konkursu, stopnia specjalizacji i dodatkowych świadczeń uzależnionych od sytuacji rodzinnej, wynosi od ponad 2000 do  5000 euro. Na najwyższych szczeblach kierowniczych zarabia się nawet 4 razy tyle. Najwięcej najwyższych stanowisk w Komisji Europejskiej mają kraje Południa Europy.

 

 

"Włosi, Hiszpanie, Niemcy są znani z tego, że maja świetną siatkę” przyznaje polski urzędnik. Eurokraci z Południa Europy są też mocno promowani przez swoje władze. Podczas gdy, jak tłumaczy Rados „To nigdy nie był priorytet dla żadnego polskiego rządu…” Tymczasem, jak przekonuje polski eurokrata „każdy Polak pracujący w instytucjach europejskich jest wartością dodaną dla swojego państwa, dla Polski. Każde ministerstwo, w zupełnie legalny, zgodny z przepisami sposób może dotrzeć do takiej osoby i łatwiej zdobyć pewne informacje".

"Inne państwa są już świadome tego, że promowanie swoich rodaków w instytucjach europejskich jest istotne dla ich interesów. Polska trochę mniej, dlatego ważne jest, żeby to się kiedyś zmieniło” - tłumaczy Rados.

Posłuchajcie rozmowy z polkim eurokratą:

 

I wspierajcie produkcję podcastu:

 

https://patronite.pl/dorotabawolek

 

 

 

 

 

Zobacz również

Oddech SI na plecach unijnych tłumaczy...
UE zaorze polskie rolnictwo ?
KPO - odcinek 783!

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...