Oddech SI na plecach unijnych tłumaczy...

Obrazek posta

 

 Dyrekcja Generalna ds. Tłumaczeń należy do największych pracodawców, zatrudniających tłumaczy na świecie. Dane Komisji Europejskiej wskazują jednak na 17% spadek zatrudnienia tłumaczy w tej instytucji w ciągu ostatniej dekady. Liczba zatrudnionych w Dyrekcji ds. Tłumaczeń KE pracowników w 2013 roku wynosiła 2,450, a w bieżącym roku jest to 2000 osób. Coraz mniej tłumaczy przyjmuje się również do pracy. W 2013 roku było to 112 osób rocznie, a w 2022 już tylko 59. Pracę tłumaczy w KE coraz częściej zastępują oprogramowania komputerowe. 

Cięcia dotykają również Europarlament, który do tej pory zatrudniał 600 tłumaczy pisemnych i ok. 270 tłumaczy konferencyjnych. Dodatkowo korzystał z blisko 1500 tłumaczy z zewnątrz. 

„Liczę na to, że sztuczna inteligencja pomoże nam w pracy, że to będzie tandem, współpraca. Pewne rzeczy będą łatwiejsze, ale kontrola ludzka pozostanie, by mieć pewność, że sztuczna inteligencja działa na naszą korzyść" - polska tłumaczka symultaniczna, Monika Woisch zaklina rzeczywistość i pociesza się doniesieniami, że sztuczna inteligencja jeszcze nie dorównuje tłumaczom żywego słowa.

"Słyszałam, że sztuczna inteligencja zaprzężona do tłumaczeń ustnych ma jeszcze problemy z prędkością, z niestandardową wymową, albo gdy mamy do czynienia z ironią, żartami” - mówi polska tłumaczka. 

„Mam też wątpliwości, czy sztuczna inteligencja, gdy padną mocne słowa (do przetłumaczenia) wcześniej będzie widziała całą swoją karierę przed oczami, zastanawiała się, jak się z tego wytłumaczy i miała świadomość, że to co powie za chwilę może mieć olbrzymie znaczenie” - mówi Monika Woisch. 

 

A takich sytuacji w PE, w którym zasiada 705 europosłów z 27 różnych krajów i różnych opcji politycznych od skrajnej lewicy po skrajną prawicę nie brakuje.

Polska tłumaczka przekonuje, że choć czasem przekładanie radykalnego wystąpienia niektórych europosłów z trudem przechodzą jej przez gardło, to  uważa, że nie należy ich „wygładzać”.

„Jestem po to, by pomóc komunikować się konkretnym osobom, które żeby włączyć mój kanał z polskim tłumaczeniem, muszą mieć zaufanie. Wierzę, że mój klient będzie chciał, żebym przetłumaczyła mu rzeczy takie, jakimi one są, po to żeby jego reakcja mogła być adekwatna. I po to, żeby  przewodniczący na sali wiedział, że coś takiego ma miejsce. I proszę mi wierzyć, że jeśli takie rzeczy się zdarzają, to PE ma instrumenty, by reagować w takiej sytuacji”.

Na przykład, gdy w 2010 roku brytyjski europoseł z eurosceptycznej "United Kingdom Independent Party", Godfrey Bloom stwierdził, że jego europarlamentarny kolega z Niemiec Martin Schulz ma poglądy zgodne z dewizą Hitlera „Jeden Naród, jedna Rzesza, jeden Wódz”, został natychmiastowo przez prowadzącego wówczas obrady, Przewodniczącego Jerzego Buzka, wyproszony z sali, a następnie wyciągnięto wobec niego dalsze konsekwencje, odbierając mu równowartość 7 diet poselskich czyli blisko 2100 euro.

Kary za skandaliczne wypowiedzi, jak te poniżające kobiety nałożono też na Janusza Korwin-Mikke. Polski europoseł za obraźliwe uwagi wobec kobiet w 2017 roku został pozbawiony diet poselskich na okres 30 dni, zawieszony w działalności poselskiej na 10 dni i otrzymał zakaz reprezentowania przez rok Parlamentu Europejskiego w  delegacjach parlamentarnych, na konferencjach i forach międzyinstytucjonalnych.

Monika Woisch opowiada, że w przypadku takich kontrowersyjnych przemówień, w kabinie tłumacza przede wszystkim panuje „wielka koncentracja, zastanawianie się, czy na pewno usłyszeliśmy to, co usłyszeliśmy. Czasem to są momenty, w których całą karierę swoją widzimy i myślimy co zrobić, bo skoro takie słowa padły, to musimy je  przetłumaczyć i wypowiedzieć”.

Jeszcze trudniejsze zdaniem polskiej tłumaczki symultanicznej są wypowiedzi nacechowane smutnymi, tragicznym informacjami czy opiniami, jak te dotyczące wojny w Ukrainie.

„Trudno jest gdy tematy są ciężkie. W Europie rozgrywają się obecnie dramatyczne wydarzenia. Tłumaczenie relacji z nich jest trudne i obciążające emocjonalnie. To są też takie momenty gdy mówię sobie Ty tu nie jesteś po to, żeby płakać, tylko żeby przetłumaczyć najlepiej jak potrafisz, właśnie dlatego, że tak bardzo  nas wszystkich to dotyka. Ale faktycznie zdarza się, że widzę nie raz jak koleżanka z kabiny ociera łezkę, albo słyszę biorąc tłumaczenie z innej kabiny, że tłumaczowi łamie się głos. To jest najtrudniejszy moment!”.

 

A co lubi tłumacz symultaniczny w swojej pracy?

„Lubimy, gdy mówca mówi wolno i nie czyta. Dobrze jest, jeśli mówi w języku ojczystym!..Mam wrażenie, że za każdym razem gdy zbliżają się wybory w Polsce, to pojawia się temat znajomości języka angielskiego. Mnie to irytuje, dlatego że mam okazję obserwować, jak wyglądają sytuacje podczas zagranicznych spotkań. Uważam, że bez względu na to, z jakiego kraju pochodzą politycy i jak dobrze radzą sobie w języku obcym, to zagranicznych rozmówców najlepiej zjednują sobie i najbardziej skuteczni są ci, którzy konsekwentnie mówią w swoim ojczystym języku. A robią to również po to, by ten język wybrzmiał dumnie na sali! Myślę, że należy wybierać polityków, którym ufamy, którzy mają pomysły, a jeśli chodzi o języki, to w Parlamencie Europejskim są świetni tłumacze, na których posłowie będą mogli liczyć” - przekonuje Woisch.

Polska tłumaczka przyznaje, że „najpiękniejsze w jej pracy są momenty gdy dwie osoby rozmawiające w dwóch najdziwniejszych językach zaczynają się ze sobą spierać z takim zaangażowaniem, jakby tłumacza nie było..To są najprzyjemniejsze momenty w pracy..!”

Posłuchaj rozmowy:

 

Produkcję podcastu możesz wspierać na https://patronite.pl/dorotabawolek

 

 

#uniaeuropejska #tłumacze #parlamenteuropejski #UE #stacjabruksela

Zobacz również

KPO niepotrzebne, KE do wymiany...?
Meta, Twitter, TikTok pod kontrolą Brukseli!
FitFor55 zakładnikiem wyborów?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...