Gdzie kule armatnie padają?

Obrazek posta

Upał z wolna ustępował, a na parkowych ławeczkach przysiedli spacerowicze, którzy nareszcie mogli wyjść z nagrzanych murów swych mieszkań. Jeden szczególnie się w oczy rzucał, wręcz aż kuł swym barwnym ubiorem. Pomijając już same spikerzy w tęczowych barwach na stopach to zwiewna hawajska koszula z zachodem słońca nad palmami była z daleka widoczna.  Chude kolana wystawały zaś spod kanarkowych koszykarskich spodenek jakiegoś uniwersyteckiego zespołu. Może i nie było by to zbyt ekstrawaganckie odzienie dla kogoś w wieku szkolnym, lecz był tak ubrany nie, kto inny a sam ….

- Nie za gorąco na piwo Panie Edwardzie? Nie lepiej by wody się napić?

- Panienko, na wodzie to same ameby żyją, a to nie żadne piwo, tylko napój izotoniczny. Poza tym to niegrzecznie zwracać się do starszej osoby, nie przedstawiając się wcześniej. Bo chyba nie miałem okazji panienki wcześniej poznać?

- Paaaanie Edziu kochany, jak pragnę zobaczyć Rozalię tańczącą kankana, nie poznajesz mnie pan? Może pora iść do optyka, a nie młodzieniaszka odgrywać i ludzi nie poznawać. Wstyd. Normalnie rani pan me serce. A ja pana z drugiego końca parku wypatrzyłam.

- Zofija!!! Zosieńko kochana, ależ ty się wylaszczyłaś. No, no, no …normalnie żeś teraz laska cpn. Sorki, ale nie pytaj się, co to oznacza, gdyż panny z dobrego domu, nie powinny tego słuchać. Ale w rzeczy samej. Tu i tam Ci przybyło wdzięków. Włos filmowy, szpon i oko zrobione na cacy. Nooooo Zosieńko…czy masz może wolne serce? Bo, jak co to ja jestem do wzięcia.

-Panie Edku, a pan jak zwykle szarmancki i powiedzmy gustownie odziany. Co słychować w wielkim świecie, bo ja, że tak powiem ostatnio nad książkami ślęczałam i nie miałam okazji śledzić tego, co się dzieje w kraju i na świecie?

- Nim odpowiem na panienki zawiłe pytanie, które może mi niebezpiecznie podnieść ciśnienie, to dla ukojenia emocji ja się spytam. Gdzie pozostała dwójka z „Bandy Trojga”? Gdyż jak pamiętam prowadzała się panna Zosia z takim gostkiem, jak mu tam było…Krajcak? Konus???

- Kurdupelek, panie Edku. Kordupelek. A właśnie nadchodzi, bo się umówiliśmy właśnie na lody i chcieliśmy sprawdzić czy aby pana nie ma na stałym miejscu.

- No właśnie, tak mi się zdawało, że jakiś taki z metra cięty on był. Faktycznie, Bozia go wzrostem, a właściwie brakiem wzrostu naznaczył. O ile panienka wypiękniała, rumieńców nabrała dla oka, to on jakiś taki myszowaty pozostał.

- Panie Edziu…nie w tą stronę się pan patrzysz. Kurdupelek tam idzie.

-Co????? Ten dryblas? Fiu fiu fiu…Zośka. Ty go nie wypuszczaj samego na miasto. Ja ci mowie po starej naszej znajomości. Ty wiesz, ile to samotnych i nie tylko samotnych panien by miało na niego ochotę?

Lecz nim Zosia zdążyła coś odpowiedzieć, Kurdupelek wpadł w ramiona swego starego znajomego. Dziewczynie trochę przykro się zrobiło, że Edek nie przywitał jej tak serdecznie jak jej najlepszego przyjaciela.

- No siadajcie, siadajcie i mówcie, co u Was. A gdzie ta trzecia persona, co to mi swego czasu nogawki spodni podjadała? Żyje, czy może już na kozich łąkach sobie szczęśliwie bryka.

- A jakże, żyje. Obecnie w mini zoo za przewodnika robi i dzieciaki po nim oprowadza. Pewnie jak sezon wakacyjny się skończy to przywędruje na stare śmieci. O ile po drodze jakiegoś niewybuchu nie ściągnie. Bo jak pamięta pan zapewne, ma ku temu dryg wrodzony. Słyszałem, że sam minister obrony chciał ją na etat wciągnąć by młodym adeptom pokazywała jak się z niebezpiecznymi ładunkami obchodzić.

- Młodzieży kochana, proszę tylko bez politycznych wycieczek. Mnie na samo wspomnienie ministra to krew zalewa. Ale a pro po niewybuchu, znacie historię z najsłynniejszym niewybuchem w naszym małym mieście? Zakładam, że wszyscy, którzy tu mieszkają, mieszkali widzieli go, choć raz w życiu.

Młodzi popatrzyli na siebie? Po wyrazie min można było zgadywać, że nie bardzo kojarzą, o czym Edek Polonez im mówi. On zaś upił łyka z puszki i jak to miał w zwyczaju, gdy zaczynał swe opowieści, założył nogę, wygodnie się rozparł na ławce i jakby odpłynął w swych wspomnieniach.

- Musicie się trochę cofnąć do lat z końca XIX wieku. Zambrów był wtedy typowym miasteczkiem zamieszkałym przez bardzo dużą żydowską społeczność. Samo miasteczko, a właściwie już zdegradowane do roli wsi kościelnej osada, była natenczas brudna i śmierdząca. Jedynym budynkiem murowanym był świeżo wybudowany kościół. Reszta to drewniane, poczernione, brudne drewniane domy ustawione wzdłuż wąskich uliczek. Ścisk, drewno i słomiane strzechy to jakby to powiedzieć, prosta droga do pożarów i to całkiem sporych.

-Ktoś trzymał arsenał na strychu panie Edku? – odezwał się uśmiechnięty Kurdupelek

- Możeś i wyrósł do nieba, aleś głupi jak trzeba młodzieńcze. Zosiu, jednak zmieniam zdanie o nim…szkoda Twego intelektu na tego neandertalczyka.

Kurdupelek jak zawsze spłoszył się pod srogim wzrokiem Edka i Zośki i nie próbował się nawet odgryźć.

- Po wielkim pożarze, jaki strawił Zambrów wielu mieszkańców ruszyło na poszukiwanie szczęścia za „Wielką Wodą”. Lecz byli i tacy, którzy skusili się na wędrówkę w odwrotnym kierunku, czyli szukania szczęścia na dalekim wschodzie. Car chciał ucywilizować Syberię. Czerpać z jej zasobów. Więc oferował duże połaci ziemi, koncesje i tym podobne cuda wianki. Tak, więc nie tylko zsyłki na Sybir, ale i legalne, dobrowolne wyjazdy tam były.

Ruszyli więc tam i pogorzelcy zambrowscy. Parę rodzin żydowskich, oraz dwie czy trzy polskie, których nic już tu nie trzymało. Z początku zdało się, że szczęście za nogi złapali. Handel skórami, drewnem, do kraju słali sprawiał, że złote ruble szybko zaczęły w kieszeniach pobrzękiwać.

Lecz przyszła Wielka Wojna, później bolszewicka rewolucja. Wielu z nich ucierpiało, znowu stało się tułaczami. Dwóch przyjaciół z dzieciństwa Izaak i Franek dało się zwieść pięknym słowom i poszli walczyć na wschód, niosąc nowy rewolucyjny porządek. Z opowieści rodziców znali nazwę wsi Zambrów. Więc gdy tu wkroczyli …niewielu ich tu witało. Kuzyni byli im wrodzy, mówili o Polsce, o tym, że przynoszą jedynie hańbę swoim rodzinom. Ideały powoli zaczęły zmieniać się w koszmarną rzeczywistość, tym bardziej, gdy obaj zostali ranni. Izaak stracił nogę, Franek jedyni niegroźny postrzał.

-Ale, co to ma z niewybuchem wspólnego? Panie Edku…i bez złośliwych proszę komentarzy, odezwał się Kurdupelek.

=aj moment, zaraz Ci to wyłuszczę. Póki, co bądź jeszcze skupiony i wytęż swój mały intelekt.

Zośka się odwróciła, by nie parsknąć śmiechem z kolegi, on zaś pokazał jej język i przewalił oczami w sposób iście teatralny. Westchnął i słuchał dalej, co Edek Polonez też prawił

Wrócili na wschód. Izaak na studia inżynierskie, Franek pozostał w wojsku. Cudem przetrwali czystki i bolszewickie lata terroru.  Rodziny pozakładali, czasem na grobach rodziców na dalekiej Syberii się też spotykali. Czaj u pani Marianowej, która była ich wychowawczynią w szkole powszechnej lubili wspólnie też wypić. To ona im o Zambrowie, z którego wspólnie kiedyś na wschód ruszyli, jak również o historii Polski do zaślepionych nową ideologią łbów próbowała też coś tam wkładać. Chociaż mówiła jak wróg rewolucji, to żaden nawet się tym nie zająknął.

Gdy kolejna wojna wybuchła i Franek na front wyruszył, w roli dowódcy działonu ciężkiej artylerii, to Franek w zakładach pilnował, by pociski spełniały rygorystyczne parametry.

Latem 44 roku, Franek ponownie stanął pod miastem skąd pochodzili jego najbliżsi. Niemcy się mocno bronili. Nie chcieli się zbytnio cofać. Na wieżach kościoła w Zambrowie, punkt celowniczych umieścili. A wiedzieć wam trzeba, że wieże były wyższe, smuklejsze.

Rozkaz Franek odgórny dostał, położyć ogień na kościół. Serce krwawiło, gdy przez celownik mierzył zambrowską świątynię. Jak mógł, tak cele obierał, by zbyt wielkich szkód jej nie uczynić? Lecz nie tylko on tego dnia do nie strzelał. Były też inne baterie. Gdy więc już namiar wzięły i się w kościół dwa razy wstrzeliły…Edek głos jakby zawiesił

I co Panie Edku, cud się stał? Kościoła nam nie zburzyli? – Zosia spytała.

Pociski przez dach wpadły, jeden w ścianie frontowej utkwił. Na szczęście nie wybuchły, bo pewnie już byśmy kościoła nie mieli czas długi. Podobno pociski zdarzają się nie wybuchać. Podobno z fabryki wyszły, w której Izaak zapalniki miał montować.

Z pożogi wojennej kościół wyszedł z wieżami dużo niższymi, których władza ludowa nie zezwoliła wyższych odbudować.

Pocisk Franka i Izaaka zapewne ścianę frontową zdobi. Jak wbił się tak i pozostał, jako wotywny dar ocalenia.

Franek zginął na froncie, Izaak też w łagrze skończył. Jedynie pani Marianowa dzieciom o Polsce na dalekiej Syberii nadal starała się miłość i polskość wciąż kultywować. Mimo namowy by do Zambrowa wróciła, nigdy już z syberyjskiej wioski w daleką podróż nie ruszyła.

Smutna ta opowieść Panie Edku jak losy Zambrowiaków. To mówi pan, że to oni jakimś sposobem naszą świątynie mieli ocalić?

Meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee…..Nagle ktoś lub coś się rozdarło i metaliczny dźwięk się zza pleców rozmówców dobiegł. Nie kto inny jak koza Rozalia w pyszczku jakiś niewybuch przyniosła. Bardzo się też zdziwiła, że jej przyjaciele, jak jej się to wydawało, szybko się rozbiegli zostawiając ja z tym czymś, co pod Zambrowem znalazła.

Niewdzięcznicy tylko przez głowę jej przeleciało, w pysk wzięła to coś metalowego i za Edkiem dziarsko pobiegła.

Zobacz również

Rycerzy trzech odcinek 5
Przejściowe problemy z dostawą siana dla koni...
Gdzie jest Danuśka?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...