Łukasz Kamiński – „3”. Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2022.
Uta Przyboś – „jakoby”. Wydawnictwo FORMA, Szczecin, Bezrzecze 2022.
Marcin Baran – „Mniej, więcej, wszystko”. WBPiCAk, Poznań 2011
***
Ukazanie się TY.TU.Ł-u/ Literackiej Watahy jest kolejnym pretekstem, bym zaczepił (uczepił się) Łukasza Kamińskiego.
Spotkaliśmy się zimą w Gdańsku. Kawa, trochę skrępowania i moja pyszałkowatość.
A potem zacząłem czytać i już jak się uprę, to nie odpuszczę. Jestem przekonany do talentu tego młodego pisarza. Przekonany tak bardzo, że cieszę się, iż w TY.TU.Le znalazły się jego utwory, ale powód do radości jest większy. Będzie Łukasz Kamiński – „4”. A może już jest…
Przeczytałem trzy książki Łukasza Kamińskiego. „1” i „2” wydał w Niszy. „3” w Kwadraturze. Czekam na egzemplarz nr „4”. Tym razem książkę Kamińskiego wydała Fundacja Duży Format.
W tym oczekiwaniu będę cytował „3”, wspomagając się tytułem wydanym w Poznaniu, w 2011 roku.
„Mniej, więcej, wszystko” Marcina Barana to jakoby bryk do rozczytywania Kamińskiego.
Konkretne miejsca, rzeczywistość otwarta na oścież. I ciągłe zmiany form. Poezja? Proza? Dramat? Słuchowisko? Kadr filmowy. Zdjęcia w sepii. „Euforyczna melancholia” – pisze Baran.
„las jakby martwy
cisza”
I dołożę jeszcze fragment z tomu „jakoby”. Uta Przyboś pisze w wierszu „Jestem kobietą”, tak:
jestem kobietą
lubię się opiekować
karmię podlewam nawożę
mówię słowo
czasami nawet umierającym
Trzy odmienne metryki, trzy otwarte szuflady i teksty jak papierowe samoloty latają, wirują, niszczą się, przy lepszym wietrze wznoszą się i zostają zawieszone pod sufitem.
Nie mam zamiaru na siłę nikogo do (niczego) nikogo przekonywać. Ale skoro TY.TU.Ł jest ogólnie dostępny, to dlaczego „na zaczepnego” nie namówić Was (nie robię tego przecież pierwszy raz) do zapoznania się poezją i prozą; ze szkicami Łukasza Kamińskiego.
Ponadto od zawsze powtarzam, że wiele książek – autorek – autorów – żyją w symbiozie. Czytelnicza pamięć, ale i czytelnicze poszukiwania przynoszą nadspodziewane efekty. Jedno przelewa się w drugie, aż bez końca.
Uta Przyboś, Łukasz Kamiński, Marcin Baran – zbieracze bibelotów, poławiacze oddechów.
Publicyści, a z drugiej strony minimaliści. Wszystko okraszone „zaskoczeniem” oraz „zdziwieniem”.
Jeśli kogoś chcę zdenerwować, to sam siebie i na patrona ICH TROJE — wybrać Mirona Białoszewskiego. Nie będę niczym sztukmistrz z kapelusza wyciągał cytaty z Mirona. Bo to, nie o nim jest tekst. Ale, gdy poprzeplata się utwory Przyboś, Barana i Kamińskiego z tych trzech wymienionych na początku tytułów, to trudno dziwić się moim rozważaniom.
Trzy książki „zbieraniny”, a nad nimi poławiacz słownych pereł/odrzutów – Miron Białoszewski. Tak bardzo przywiązany do miejsc, ludzi, sylab, i wszelakich odprysków.
Kamiński jego „3” jest tak bardzo nierówne, że w istocie dochodzimy do wniosku, iż pisarz tak chciał.
Podobne „nierówności” stosuje zarówno Przyboś, jak i Baran.
Kamiński opowiada i nagle daje po garach:
„Blasfemia. Żaden tam blask nieba, a i tak kapłan kurdupel oniemiał. W Polsce kościół nie ma już prawa bytu, odkąd tak łaskawie patrzy na prawa bandytów”.
Czy to jest felieton, pamflet? Nie! To jest literatura „tu i teraz”.
Albo Uta Przyboś we fragmencie z wiersza „Walka”:
Niech was nie zmylą moje jasne oczy. Ja nie jestem miła.
Nawet siwa nie będę delikatną starszą panią.
Jest we mnie krwista brutalność organiczna,
bezwzględność istnienia, okrucieństwo trwania […]
Marcin Baran jest równie konkretnym. Oto wiersz „Utrwalanie”
Aby uwolnić się
od natrętnego widoku,
zapisz to, co samo wchodzi w słowa.
Pozostaw w spokoju, co się słowom
opiera, bo rozjuszony widok
może cię zagarnąć
Ratoń, Bursa, Wojaczek mogliby z jednej flaszki pociągać etanol, a moi dzisiejsi goście, chyba od wódy wolą słowa.
A te płyną, odpływają, pływają, toną?!
Łukasz Kamiński obrał drogę numerowaną. Ma to dla niego znaczenie, gdzie wtedy jest, z kim się spotyka. Nazwanie tego wprost jest redaktorskim łamańcem. A 1,2,3 i 4. Czytajcie, szukajcie. Ja tam byłem, widziałem, przeżyłem, opisałem. Czytelnik nie wszystko musi rozumieć, czytać „jak leci”, jak napisał poeta, prozaik, eseista, felietonista.
Gdyby Kamiński – Baran – Przyboś napisali „coś” razem, to byłoby to nie fair. To mogłoby być niekompatybilne,
Ale gdy czyta się ich osobno, to jednakże są razem, występują na tej samej scenie.
Specyficzna próba powrotu do teatru greckiego. Tylko, gdzie wzniesienia, gdzie widownia, a aktorzy?
Komedia pomyłek, czy raczej powrót do wykorzystania „wszystkiego”, co da się wykorzystać podczas seansu.
Pisząc o Kamińskim, wiem, że piszę o mężczyźnie z ogromnym talentem, ale dlatego, że lubię łączyć, to doszło do tego, że Przyboś i Baran „na coś się przydali” ze swoim ogromnym dorobkiem.
Nie można w tak krótkim tekście pokazać wszelakie punkty zbieżne, ale można namówić Was do czytania „rzeczy” wyjątkowych.
Przyboś eksperymentuje słowem. Rdzeń, sylaba, końcówka – wszystko to można przemielić.
Baran jest inny, staroświecki. Jego protesty często zamieniają się w eposy, poematy epickie lub przegadane humoreski.
A Kamiński mim, że osobny to jednak „zabiera” od Przyboś i Barana, to co czyni jego twórczość otwartą. Przecież może wydać i 50 książek; wszystkie numerowane zgodne z założonym postanowieniem.
Kamińskiego polubiłem za „2”, a potem empatia rozlała się na całość twórczości.
Bo jako niedocenienie i gapiostwo uznałbym ten oto cytat:
„strach jest naturalnym stanem wielu zwierząt
tak samo szybka śmierć niektóre żyją
w ciągłej ucieczce bez czeluści”.
Zmruż oczy i zobaczysz równocześnie radość, jak i szlachtowanie. Mikrosekunda zmienia cały świat. Życie w śmierć i na wspak...
Słowa należy umiejętnie kleić, wtedy wychodzą dobre zakalce lub pyszne szneki z glancem.
Słowami można najeść się do syta, można też zacząć… rzygać. Jeden wielki, długi paw po nieudanej zupie ciotki Jadzi…
Mieszalnia kiczu i sztuki wysokiej. Jak Banksy, który używa różnych technik wyrazu. Raz, dwa, trzy, etc. Dobrze, ale w tym pisaniu jest też Leo Lipski.
Fiszki ze scenami. Karteluszki zgniecione i wydziera z tego kłębka tylko jedno słowo. Zawsze właściwe.
Dla Kamińskiego są ważne miejsca, a potem ludzie. I taką samą gradacje stosują Przyboś i Baran.
Ale góruje Tu oddychanie.
Czytelnik nafaszerowany telewizyjną papką. Siada wygodnie w fotelu i zabiera się za czytanie poezji. I co? Okazuje się, że jest gorzej niż na żółtych paskach. Z tym zastrzeżeniem, że TA poezja jest inteligentna. Tylko i aż tyle. Mniej i więcej. Wszystko.
Trwa ładowanie...