Wzruszenie
Patrzę na tłum zgromadzony na Rondzie Praw Kobiet i mam déjà vu. Jest sierpień 1981 roku. Na tym samym rondzie, które wtedy nazywaliśmy „rondo przy Rotundzie”, zatrzymała się kawalkada autobusów, ciężarówek i taksówek, które chciały przejechać w proteście w stronę dzisiejszego Ronda De Gaulle’a, które wtedy było „rondem przy KC” (i nie miało palmy). W zamiarze mieli przejazd przed gmachem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale zatrzymał ich wątły szpaler Milicji Obywatelskiej.
https://historia.interia.pl/prl/news-3-5-sierpnia-1981-r-blokada-warszawskiego-ronda,nId,1484213
Byłem tam w tłumie gapiów, słuchałem co się dzieje, zanosiło się na okupację ronda. W pewnym momencie pognałem do Klubu Stodoła na Batorego. Tam miałem swoją siedzibę. Dopadłem prezesa. Mówię, że zanosi się na strajk okupacyjny ronda, komuniści gromadzą potężne siły milicyjne, proszę go o wypożyczenie na moją odpowiedzialność aparatury nagłośnieniowej, którą „Stodoła” posiada. Bał się, że podczas ewentualnych zamieszek kolumny głośnikowe zostaną zniszczone. Zapewniłem go, że nie dopuścimy do tego. Nie wiem skąd miałem informację, że kierowcy podstawią nam ciężarówkę z lorą, czyli płaską przyczepą, którą zamienimy w scenę. Stanie w tym miejscu, gdzie dziś stała scena, na której Tusk zainicjował Marsz. Ktoś, kto to auto załatwił, powiedział mi, że „ciężarówka będzie na standby’u, silnik będzie grzany non stop, w każdej chwili wyrwie z kopyta i damy dyla z kolumnami”. Prezes się zgodził. Po godzinie nasza scena stanęła przy Rondzie.
Przemawiali z niej Jacek Fedorowicz, Jan Pietrzak, Zbyszek Bujak („wygramy, bo mamy ze sobą pana z wąsami”), występował Maciek Pietrzyk z piosenką „Janek Wiśniewski padł”. Byłem tam od 3 do 5 sierpnia bez przerwy, nocą spałem na tej scenie na dmuchanym materacu, pod gołym niebem, w dzień upał był straszny, zrobiłem sobie czapkę pirożkę z gazety, żeby się chronić przed słońcem. Kelnerzy z pobliskiej restauracji Hotelu Polonia przynosili mi jedzenie, za które nie chcieli ani grosza. Gorzej mieli milicjanci ze szpaleru, który musieli stać w upale nieruchomo na drodze ciężarówek, godzinami, słońce ich paliło, donosiliśmy im wodę kranówę, ale nie mieli prawa jej tknąć.
Komuniści na dachu domu „Wars” zainstalowali największy głośnik, jaki w życiu widziałem. Był wielki, o ogromnej średnicy i potwornej mocy. W pewnej chwili, gdy z naszej sceny popłynęła jakaś piosenka, odpalono ten głośnik. Wydobył się z niego buczący sygnał o niskiej częstotliwości i potwornej mocy. Zagłuszył wszystko. Grunt pod stopami drżał, jakby waliło tysiąc młotów pneumatycznych. Ludzie łapali się za głowy, zatykali uszy, nic nie pomagało. Przypomniałem sobie, że swego czasu Pink Floyd rozpoczynali koncert jakimś niskim dźwiękiem o częstotliwości zbliżonej do naturalnych drgań ludzkiego ciała i ludzie na widowni wymiotowali. Zakazano im tego efektu. Ktoś z regionu Mazowsze pognał do radiowozu, który uznaliśmy za siedzibę dowództwa akcji. Prawdopodobnie zagroził, że jak nie wyłączą, to dojdzie do zamieszek i głośnik wyłączono. Nie włączono go więcej. A mnie się to przypomniało, kiedy Bąkiewicz zagłuszał panią Wandę Traczyk-Stawską na wiecu na Placu Zamkowym. Miałem tam swoje wystąpienie po niej i powiedziałem przez mikrofon, że zachowuje się jak rasowy komunista.
Kierowcy strajkujących autobusów spali w nich. Myli się i załatwiali w toaletach hoteli Polonia i Metropol, gdzie ich przyjmowano radośnie. Ludzie byli sobie nieprawdopodobnie życzliwi. Do kierowców podchodzili mieszkańcy, dawali im kanapki, termosy z herbatą i kawą, foliowe woreczki z mlekiem. Tak rodziła się ludzka solidarność. Kiedy strajk został zakończony, najpoważniejszym problemem było rozładowanie gigantycznego korka, bo na rondzie wszystkie pasy ruchu były zapchane autobusami. My odjechaliśmy jako pierwsi, żeby zwolnić kawałek pobocza i chodnika. Gdy odjechaliśmy – tym szlakiem ruszyli strajkujący. Rozładowanie trwało wiele godzin. Do dziś mam uczucie sympatii do prezesa Stodoły, który ryzykował wiele udostępniając ten sprzęt na strajk, akcję mocno ryzykowną, wykazał się odwagą. Po strajku udałem się do domu i spałem bez przerwy 40 godzin.
A dziś, siedząc uziemiony w domu, oglądam transmisję ze zgromadzenia na tym samym rondzie, słucham wystąpień Rafała Trzaskowskiego, Donalda Tuska, Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia, Michała Kołodziejczaka, każde inne i każde ważne dla kogoś. Zatoczyliśmy koło. 40 lat, które ktoś nam wyrwał z kalendarza, zostawiając wiele pięknych chwil, ale niszcząc całość. Widzę ludzi, którzy jechali setki kilometrów, noc całą, by znaleźć się w tym samym miejscu w tej samej sprawie.
Naprawdę miałem łzy w oczach na to patrząc.
Szczęśliwy jestem, że na scenie Marszu pojawił się Jurek Owsiak. Należy się to nam i należy się jemu. Jest symbolem unikalnych momentów w każdym roku, kiedy wszyscy są życzliwi i szczęśliwi.
No nic, nadal we mnie wszystko drży. I z tym Was zostawiam :)
Widzimy się o 21:00 na FB!
ZH
Trwa ładowanie...