“Hasło dziś rozbrzmiewa,
Hej za broń powstańcy!
Prusak zdzierać chce sztandary,
Padają ofiary, hej za broń!”
Ten tekst po prostu nie może się nie pojawić.
Przede wszystkim, żeby szerzyć dopiero co “odkurzoną” w skali kraju pamięć o tym zrywie, który jako jeden z nielicznych w historii Polski był naprawdę zwycięski - bo przeprowadzony z głową, starannie zaplanowany i dobrze wykorzystany.
Dodatkowo, dla mnie prywatnie jako Rodowitej Pyry i faktu, że w mojej rodzinie byli Powstańcy - ten temat jest wręcz obowiązkowy.
UWAGA DŁUGO!
27 grudnia 1918 roku wybuchło Powstanie Wielkopolskie.
11 listopada 1918 r. zakończyła się I wojna światowa. Polska po latach zaborów symbolicznie odzyskała niepodległość. Cała uwaga i “radość” z odzyskanej niepodległości miały miejsce w wielu miastach. Przede wszystkim w Warszawie.
Było jednak wiele regionów Polski, które nie zostały przyłączone do odrodzonej Rzeczypospolitej. Regionów, które były polskością przesiąknięte, a Polacy mieszkali tam od pokoleń.
Był też jeden region, w którym 1000 lat temu powstały podwaliny polskiej państwowości. Ta część Polski była w niej zawsze i zawsze była jej wierna, kochała ją całym sercem.
Wielkopolska.
Kiedy Warszawa cieszyła się niepodległością, wielkopolskie miasta, na czele z Poznaniem, wciąż należały do Niemiec, które nie zamierzały oddawać “nowemu” państwu bogatych, dobrze rozwiniętych ziem Wielkopolski.
Na ich nieszczęście, Wielkopolanie starannie, potajemnie, z typową dla siebie wielkopolską solidnością, szykowali się do powrotu do macierzy. I zamierzali ten powrót sobie wywalczyć.
W czasie I wojny około 700 tysięcy Polaków w wyniku poboru znalazło się wojsku niemieckim. Wśród nich, obok Ślązaków, najliczniejszą grupę stanowili właśnie Wielkopolanie. Walczyli w wielu bitwach, na wszystkich frontach w Europie.
Pełniąc służbę wojskową często przez kilka lat, nabywali doświadczenia wojskowego, doskonalili też znajomość języka niemieckiego i zaprzyjaźniali się z Niemcami, swoimi kolegami z okopu, ziemianki czy kwatery. Ich doświadczenie frontowe dawało ogromne możliwości nie tylko samej Wielkopolsce walczącej o włączenie do Polski, ale też całemu krajowi, o czym później.
15 lutego 1918 r., spodziewając się rychłego zakończenia wojny, w Poznaniu powołano Polską Organizację Wojskową (POW) Zaboru Pruskiego. Jej członkowie wstępowali do niemieckiej Służby Straży i Bezpieczeństwa (Wacht und Sicherheitsdienst), by szkolić się „u Niemca” i później wykorzystać nabyte umiejętności. Powstawały też lokalne komitety obywatelskie, które można uznać za podziemne władze polskie.
Jesienią 1918 r. w Niemczech wybuchła rewolucja listopadowa. Żołnierze wypowiadali posłuszeństwo swoim dowódcom, powstawały rady żołnierzy i robotników, w niektórych miastach rozgorzały nawet walki uliczne. Te wydarzenia były kolejnym sygnałem, że państwo niemieckie, przegrywające I wojnę światową, sypie się w gruzy. Szczególnie uważnie obserwowano tę sytuację w Wielkopolsce.
Nauczeni doświadczeniem historycznym Wielkopolanie nie chcieli chwycić za broń ani za wcześnie, ani za późno. Wybór odpowiedniego momentu był sprawą kluczową.
Ta mentalność, to przeświadczenie było jednym z głównych powodów sukcesu Powstania.
Wiele polskich zrywów nie powiodło się z powodu braku broni.
Nie zdobyto arsenałów, nie zabezpieczono zapasów amunicji. Trzeba było potem przekuwać chłopskie kosy na kosy bojowe, a stanowiska armat szturmowano z szablą w ręku. “Romantyczne wizje” szturmowania stanowisk dział z szablą w ręku, czy “pójście w bój bez broni” wywoływało w Wielkopolanach politowanie, a nie uznanie.
Zaczęto od klasycznej “roboty wywiadowczej” - lokalizowano i objęto obserwacją główne arsenały niemieckie. Przejmowano też broń od przyjeżdżających do Wielkopolski polskich żołnierzy, którzy nie wracali już na front. Karabiny i granaty były też wynoszone z magazynów, w których wartę trzymali życzliwie usposobieni pruscy wojacy (mówiący po polsku).
Jesienią 1918 r. Wielkopolanie służący w niemieckiej armii przejmowali kontrolę nad radiostacjami i łącznicami telefonicznymi, a nawet i nad całymi koszarami i arsenałami.
Już w nocy z 8/9 listopada Polacy powołali radę żołnierską i opanowali koszary w Jarocinie. Przejęli też kontrolę nad miastem, którą udało im się utrzymać aż do wybuchu Powstania. Z kolei 25 grudnia w podpoznańskim Buku zatrzymali i przejęli pociąg z bronią zmierzający do Poznania. Wszystko odbyło się bez rozlewu krwi, na drodze pertraktacji, a niemieckich żołnierzy odesłano z powrotem do Rzeszy.
W Poznaniu wywierano nacisk polityczny na obecnych tam niemieckich żołnierzy i cywilów. 13 listopada przeprowadzono precyzyjną operację, znana jako "Zamach na Ratusz", podczas której Polacy przerwali posiedzenie Komitetu Wykonawczego Rady Żołnierzy, wymuszając zastąpienie czterech Niemców czterema Polakami.
Oprócz donośnych okrzyków, na delegatów wywierano dodatkową presję poprzez "przypadkowe" strzały i eksplozję granatu, który rozerwał się na Starym Rynku. W wyniku tych działań Polacy przejęli kontrolę nad Komendą Miasta Poznania oraz dowództwem V Korpusu.
W kluczowych jednostkach stacjonujących w Poznaniu i innych miastach Polacy zostali “zawczasu” członkami rad żołnierskich, co umożliwiło im wpływ na podejmowane decyzje oraz kontrolę nad wydanymi rozkazami. W przypadku kilku sytuacji, polscy żołnierze-telefoniści, pełniący służbę w łącznościach lub na stacjach kolejowych, używali telefonów do przekazywania informacji o ruchach wojsk niemieckich lub zastraszania Niemców po drugiej stronie linii. Przykłady takich incydentów miały miejsce podczas walk o Chodzież oraz bitwy pod Zdziechową. Warto podkreślić, że pomimo trwającego Powstania, łączność telefoniczna nie została przerwana i była wykorzystywana przez obie strony. Przez pewien czas utrzymano również normalny ruch pociągów, aż do momentu, gdy Niemcy zdecydowali się skierować je na trasy omijające obszary Wielkopolski objęte działaniami powstańczymi.
Niemcy oczywiście wiedzieli o wielu z tych wydarzeń i obserwowali co się dzieje w “Provintz Posen”.
Na wschodnich terenach Rzeszy powołali oddziały Heimatschutz-Ost. Miały one bronić prowincji wschodnich zarówno przed polskim buntem, jak i przed zagrożeniem bolszewickim. Jednak armia niemiecka była w tym czasie w stanie rozkładu, a państwo niemieckie za słabe, by zapewnić bezpieczeństwo swoim ziemiom wschodnim.
Tymczasem z Londynu do Polski zmierzał Ignacy Jan Paderewski, pianista i kompozytor, a także zręczny dyplomata - od lat gorący orędownik niepodległości Polski, który mówił o “polskiej sprawie” od lat na światowych salonach, na których występował.
Wyruszył w podróż z Anglii na statku „Concord” i 25 grudnia 1918 r. dotarł do Gdańska. Chociaż celem jego podróży była Warszawa, zażądał przejazdu trasą okrężną, przez Wielkopolskę.
26 grudnia wyruszył w stronę Piły i Poznania. W Rogoźnie Niemcy próbowali zatrzymać pociąg i skierować go bezpośrednio do Warszawy, ale dzięki stanowczej postawie kompozytora, to się nie udało. Paderewski osiągnął swój cel - jego przyjazd do Poznania 26 grudnia 1918 roku był świętem wszystkich Polaków żyjących w Poznaniu.
Kordon polskiej Straży Ludowej odprowadził go z Dworca Letniego do Hotelu Bazar w centrum miasta. Paderewski wygłosił z balkonu przemówienie do poznaniaków, które było prawdziwą iskrą, rzuconą na beczkę prochu.
27 grudnia rano w Poznaniu było jeszcze spokojnie. W godzinach południowych Niemcy, głównie żołnierze 6. Pułku Grenadierów, przeprowadzili demonstrację siły, maszerując przez miasto i zrywając flagi alianckie oraz polskie. Przeciwko temu zaprotestowała polska ludność Poznania, która demonstrowała trochę później, ale za broń jeszcze nie chwyciła. Dopiero po zmroku, około godz. 16.40 doszło do potyczki w okolicach prezydium policji. Niemcy ostrzeliwali plac Wilhelmowski (obecnie Plac Wolności) i Hotel Bazar z broni maszynowej, Polacy odpowiedzieli ogniem. Od postrzałów zginęli dwaj pierwsi powstańcy: lepiej znany Franciszek Ratajczak i z nieznanych powodów zapomniany – Antoni Andrzejewski. Potyczkę o komendę policji rozstrzygnięto w nocy w drodze pertraktacji. Pozwolono Niemcom opuścić budynek z bronią w ręku, jednak powstańcy przejęli ważny obiekt w centrum miasta. Takich sytuacji, gdy prowadzono negocjacje zamiast do siebie strzelać, było w czasie tego powstania więcej.
Tymczasem do wielkopolskich miast i miasteczek popłynęło z Poznania hasło „Nie należy dłużej czekać”. Rozpoczęły się akcje powstańcze w najbliżej położonych miastach m.in. Buku, Opalenicy, Kórniku, Śremie, Środzie, a także położonych dalej: Wrześni, Gnieźnie i Kłecku. 28 grudnia powstańcy zdobyli poznański dworzec, pocztę, Cytadelę, Fort Grolman i arsenał przy ul. Wielkie Garbary. Znowu udało się to zrobić bez strat, na drodze negocjacji.
Zajęcie Cytadeli, największego fortu w Poznaniu, obsadzonego przez 900 żołnierzy, było taktycznym majstersztykiem. Udało się dzięki działaniom Stanisława Jóźwiaka, radiotelegrafisty z Cytadeli. Jóźwiak już od dłuższego czasu „pracował” nad Niemcami rozmiękczając im morale. Pełniąc służbę przy radiostacji miał kontrolę nad najświeższymi depeszami radiowymi przysyłanymi i wysyłanymi do Poznania. W decydującym momencie przekonał Niemców do złożenia broni i odmaszerowania do swoich. Dzięki zdobyciu Cytadeli i znajdującej się w niej radiostacji powstańcy już w pierwszych dniach walki uzyskali łączność nie tylko z Warszawą, ale także z Paryżem i Londynem.
Powstańcy w Poznaniu od razu „odcięli głowę” Niemcom stacjonującym w mieście. Oddział Franciszka Budzyńskiego i Stanisława Nogaja wkroczył do Komendy Generalnej V Korpusu Armii i zaaresztował generała Reichswehry Fritza von Bocka und Polacha i jego zastępcę generała Schimmelpfeninga. Sparaliżowało to proces decyzyjny po stronie niemieckiej – nie miał kto wydawać rozkazów.
Z kolei po stronie polskiej był już ktoś, kto je wydawał. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej utworzył Komendę Główną Wojsk Powstańczych z kapitanem Stanisławem Taczakiem na czele. Taczak, przebywający przejazdem w Poznaniu, został tymczasowym dowódcą powstania, a walki zaczęły obejmować kolejne części i Wielkopolski i przybierać bardziej skoordynowany charakter.
W czasie Powstania Wielkopolskiego wielokrotnie odnoszono zwycięstwa dzięki wywieraniu presji na Niemcach, rozmowom i negocjacjom, unikając przy tym strat po obu stronach. Właśnie w ten sposób przejęto niemiecką broń i koszary w Śremie, a także koszary 6. Pułku Grenadierów w Poznaniu. W tym drugim przypadku, po ostrzelaniu budynków i kilku nieskutecznych atakach, rozpoczęto negocjacje, w czasie których skłoniono Niemców do opuszczenia koszar i pozostawienia w nich broni ciężkiej. Grenadierzy odmaszerowali na dworzec kolejowy na Woli, skąd odjechali pociągiem do Niemiec. W koszarach zdobyto 12 ciężkich karabinów maszynowych. 31 grudnia 1918 r. Poznań był wolny od Niemców.
Powstańcy tymczasem zdobywali lub po prostu przejmowali władzę w kolejnych miastach. Opanowali Szamotuły, Trzemeszno i Pniewy. 29 grudnia wyzwolili Grodzisk Wielkopolski, Wielichowo i Witkowo, a 30 grudnia Wągrowiec i Gołańcz. Ostrów Wielkopolski i Krotoszyn udało się zdobyć 31 grudnia i 1 stycznia dzięki wsparciu pociągu pancernego „Poznańczyk”, który wysłano do Wielkopolski z Warszawy. 2 stycznia zdobyto Gostyń i Nowy Tomyśl. Do 5 stycznia zajęto jeszcze Czarnków, Jutrosin, Kruszwicę, Miejską Górkę, Strzelno i Wolsztyn.
W wielu wypadkach na Niemcach zdobywano nie tylko broń osobistą: pistolety, karabiny i granaty, ale także broń ciężką: karabiny maszynowe, a także ciężkie działa i amunicję do nich.
Jak się okazało, w późniejszej wojnie polsko-bolszewickiej, armaty te czyniły wielkie spustoszenie w szeregach bolszewickich. Co ciekawe, w bateriach powstańczych, a potem w oddziałach wielkopolskich wcielonych do Wojska Polskiego komendy w czasie strzelania z dział wydawano w języku niemieckim. Ot, z przyzwyczajenia ;)
Na pograniczu Wielkopolski i Kujaw doszło do niecodziennej sytuacji, gdy podporucznik Paweł Cyms, dowodzący atakiem na Inowrocław, sprzeciwił się rozkazowi o przerwaniu walk i zdobył miasto. W tym wypadku jednak w bitwie obie strony poniosły znaczne straty. Znowu udało się odnieść sukces, dzięki rozprężeniu w armii niemieckiej. Niemcy nie zdołali wysłać do Inowrocławia wsparcia z Bydgoszczy, bo w garnizonie bydgoskim doszło do buntu służących tam żołnierzy polskich. Powstańcy zabezpieczyli się zresztą przed zagrożeniem z tej strony wysadzając tory kolejowe na odcinku Bydgoszcz-Inowrocław.
Warto zaznaczyć, że nie wszędzie powstańcom udało się odnieść sukcesy, szczególnie, że od połowy stycznia linie obrony Niemców „stwardniały” i przeprowadzili oni nawet kontrataki, wykorzystując do tego m.in. pociągi pancerne i lotnictwo rozpoznawcze. Powstańcy nie zdobyli m.in. Rawicza, Leszna i Zbąszynia. Miasta te przyznano Polsce dopiero w wyniku ustaleń Traktatu Wersalskiego. Zostały one przejęte w 1920 roku.
Niezwykłe zdobycze powstańcze
Powstanie Wielkopolskie było inne od pozostałych polskich insurekcji, bo w jego trakcie Polacy zdobyli ogromne łupy wojenne. W wyniku bitwy o Ławicę, położoną wtedy poza Poznaniem, zdobyli lotnisko i stojące na nim, gotowe do startu samoloty. Także w tym wypadku Niemców „rozmiękczał” od środka działający w konspiracji pilot sierżant Witold Pniewski. Niemcom najpierw odcięto połączenie telefoniczne z Berlinem, ale zapewniono napływ świeżych informacji z miasta i Wielkopolski, gdzie powstańcy odnosili wyłącznie sukcesy.
Później zaproponowali dowódcy Ławicy poddanie stacji, a gdy nastąpiła odmowa, zdecydowano o podjęciu ataku. 6 stycznia rano Ławicy odcięto prąd i ostrzelano z działa wieżę kontroli lotów. Po oddaniu czterech strzałach opór Niemców “wyszedł” z lotniska, które przejęto w stanie pozwalającym na natychmiastowe podjęcie operacji lotniczych i już dzień później nad Poznaniem przeleciał samolot z polskimi szachownicami na skrzydłach.
Do niewoli wzięto 110 żołnierzy, zdobyto 26 sprawnych samolotów i 20 karabinów maszynowych. Oprócz tego w hangarach znaleziono kilkadziesiąt (około 70) zdemontowanych samolotów różnych typów m.in. Albatros B.II, LVG C.V. i AEG C.IV, Rumpler C, DFW C.V, Fokker D i E, Halberstadt Cl, Hannover CL.II) oraz balony obserwacyjne. Jeszcze w styczniu kilkadziesiąt samolotów wysłąno pociągami do Warszawy. Były znaczącym wzmocnieniem tworzonego lotnictwa polskiego, które przez kilka pierwszych lat dwudziestolecia międzywojennego opierało się głównie na maszynach zdobytych w Poznaniu.
Zdobycz wojenną z Ławicy, chociaż niezwykle cenną, przyćmił inny łup powstańczy, który zapisał się jako największa zdobycz wojenna Wojska Polskiego. W hali sterowcowej na Winiarach powstańcy zdobyli około 300 rozłożonych na części samolotów oraz balony. Nie udało się jedynie zdobyć sterowców, bo w czasie Powstania Wielkopolskiego już tam nie stacjonowały. Ocenia się, że na Ławicy i w „Hali Zeppelinów” powstańcy przejęli sprzęt lotniczy wart nawet 200 milionów marek niemieckich, co według było wtedy kwotą niemal astronomiczną.
Już 16 lutego nastąpiło formalne zakończenie walk na mocy Pokoju w Trewirze, podpisanego przez Niemcy z państwami Ententy.
Za dyplomatyczne uznanie zwycięstwa powstańców wielkopolskich można uznać podpisany 28 czerwca 1919 r. Traktat Wersalski, w wyniku którego do Polski powróciła prawie cała Wielkopolska. Wydatne starania w tym kierunku czynili przewodniczący polskiej delegacji na Konferencji w Wersalu - Ignacy Jan Paderewski i Roman Dmowski.
To właśnie “ojciec polskiego ruchu narodowego” cieszył się ogromną sympatią wśród Wielkopolan, co przekładało się na wysokie poparcie Stronnictwa Narodowego.
Tym samym, szczerze nie znoszono marszałka Piłsudskiego(uważano, że celowo sabotował Powstanie, nie udzielając mu wystarczającego wsparcia), jak i delikatnie mówiąc gardzono ruchem piłsudczykowskim. Wśród rodowitych Wielkopolan ta awersja pozostaje do dziś - coś o tym wiem :)
Ciekawostką dobrze oddającą nastawienie Wielkopolan do Piłsudskiego była ich reakcja na przeprowadzenie tzw. zamachu majowego w 1926 roku, kiedy piłsudczycy przejęli władzę. Na wieść o tym, wojsko wielkopolskie zamierzało ruszyć na Warszawę, bronić legalnego rządu i pokonać Piłsudskiego. Zamiary pozostały jednak niestety zamiarami, bo szyki Wielkopolan pokrzyżowali….kolejarze, którzy nie sabotowali transport wojska z Poznania. Dzięki temu cudem uniknięto wojny domowej.
Mimo całej tej niechęci, najważniejsze zawsze była Polska - żołnierze Armii Wielkopolskiej, dzięki świetnemu uzbrojeniu i wyszkoleniu oddali wielkie zasługi podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku.
Wielkopolanie tłumnie ruszyli na wschód “gonić bolszewika”, co udawało im się z wielkimi sukcesami. Dzienniki bolszewików z okresu walk z Polakami wspominały o tym, że niezwykle groźnym przeciwnikiem są właśnie pułki wielkopolskie - świetnie wyszkolone i bardzo dobrze uzbrojone.
Wielu Wielkopolan “na ochotnika” przedostawało się na Śląsk, aby wesprzeć śląskich powstańców w tym, w czym mieli niezłą wprawę, czyli w zwalczaniu Niemców ;)
Wielkopolanie sami sobie wywalczyli wolność i co najważniejsze - zrobili to z głową. Wydatnie przyczynili się też do pokonania i przepędzenia bolszewickiej hałastry, umacniając młode Państwo Polskie.
Trwa ładowanie...