Szanowni Państwo,
siedemset lat temu japoński mnich Kenkō siedział przed białą kartą i pędzelkiem zapisywał „pierwszą lepszą myśl, jaka przyjdzie do głowy”. To zastrzeżenie uwalniało go od dzielenia myśli na lepsze i gorsze. Presji pisania rzeczy mądrych, dydaktycznych czy wartych zanotowania. Kenkō wiedział, że mądrość polega również na zobaczeniu siebie takim, jakim się jest. Ze swoimi („trudno”) pragnieniami, awersjami, brakiem mądrości. Że nauka przychodzi niespodziewanie, jak w zapisanym przezeń dialogu z ojcem, w którym przyparty do muru rodzic oświadcza, że Budda „spadł z nieba albo wyskoczył spod ziemi”. I odtąd spoglądanie w niebo i śledzenie spraw ziemi będzie dla Kenkō szukaniem Buddy. A najwięcej Buddy znajdzie chyba w doświadczeniu zachwytu i melancholii przemijania. W „mono-no aware”, która oznacza „szczególną wrażliwość na ulotne piękno oraz towarzyszący jej smutek płynący ze świadomości przemijania”. Wrażenie na nim robi gałąź jeszcze bez kwiatów i liści, a potem taka na której znów, mówią ludzie, „nie ma nic do oglądania”. Wytarte oprawy manuskryptów. I oczywiście śnieg.
Dlatego w ten śnieżny epizod tegorocznej zimy, zapraszając Państwa do wysłuchania #54 odcinka „Pełni Literatury” poświęconego „Zapiskom dla zabicia czasu” Kenkō, zacytuję jeden z tych zapisków – jak cała książka, we wspaniałym tłumaczeniu Henryka Lipszyca:
„Rankiem któregoś dnia spadł śnieg, a ja pisząc do kogoś list, nie wspomniałem o tym. W odpowiedzi otrzymałem zabawną reprymendę. «Chyba nie sądzi pan, że poważnie potraktuję kogoś, kto jest tak bez ogłady, że pisząc list, nie był łaskaw nawet napomknąć p śniegu». Człowiek ten już nie żyje, a ja wciąż jakoś nie mogę zapomnieć o czymś tak błahym”.
Serdecznie zapraszam! I dziękuję za Obecność. Mam nadzieję, że uznają Państwo, że jest ona warta także coś dla Państwa.
Miłego weekendu!
Radosław Romaniuk
Trwa ładowanie...