„Klaster”, Olga Rembielińska. Wydawnictwo Ha!art, Kraków 2023. Seria poetycka pod redakcją Mai Staśko.
8/10
Wizualne odskocznie. Mocno, gwałtownie, szeroko i głęboko. „Klaster” jak butapren, innym razem klej z mąki tortowej z wielkimi grudami i intensywnym bólem głowy od grzybów naściennych.
Sporo książek poetyckich trafiło do mnie w minionym roku. Olga Rembielińska wyróżnia się w tym peletonie, bo dominantą tej poezji jest bezkompromisowość.
Jednakże inaczej bym to poukładał. Zrobił niewielkie (ale jednak) przemeblowanie. Bo nie traktuje tej publikacji jako zwykłego zestawu z wierszami. To jest jednorodna substancja, nawet gdy momentami autorka zaprzecza samej sobie.
To jest książka, a nie gazetka z Lidla czy Biedronki.
A zatem; mocna wyrazista gadka. Poezja, która boksuje się cieniami poprawianych rękopisów.
Najpierw, na front wybieram wiersz ze strony 13. Brutalne oniryczne wspomnienie, napomnienie.
[„W pomrokach brokat”
4:04
barman nasmarkał lukrem
na rachunek za pigułkę
po transplantacji serca]
Dalej do tego alfabetu przetasowałbym karty i dobrał tekst ze strony 23:
[***
Parę kroków od śmietnika na rogu ulicy w Detroit
Jasper G & DJ Pierre
wypili płyn hamulcowy o zapachu limonki]
Stawiam pytanie: - Bukowski, Bunin, Cioran, Ashbery, Kazimierz Ratoń? Odpowiedź: - Nikt z wymienionych. Po pierwsze; to sami faceci, po drugie, dlaczego każdy musi mieć „swój punkt odniesienia”?
Dalej przesuwam wersalkę u znajmoego terapeuty i wchodzę na pole minowe; utwór ze strony 30.
[Antyscena ‘22
strefa wolnych
maszyn]
Ogólnie, szczególnie ten kawałek można by wypalić gorącym rylcem na łydkach autorki i czytelników.
Tu blask jest czarny, tu gorąc jest mroźny. Nawet masło maślane brzmi z sensem. Strona 42
[Omikrofonowanie
psylocybinki utkane w komorach emigrują w obiegu
pąki surrealizmu przecięły sny nawigatora]
i strona 39 (bo potem jest już porządek w tym bałaganie cyberataków, w tej malignie realizmu)
[Domagam się Klastra
Gdy Microsoft zemdlał
przy narodzinach Skynetu
w odmętach świata raver przesłał bity
w układzie master and slave
i odpalił Wordpressa]
Muszę! Jednak znajdę odwołania, skojarzenia, ale nie poetyckie, lecz prozatorskie i wciąż żywe, świeże.
Po pierwsze: Zaklinanie węży w gorące wieczory. Małgorzata Żarów. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2022.
Po drugie: „Mam przeczucie”, Łukasz Krukowski. Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023.
A poezja? – „Dwupłat”, Szymon Słomczyński. Biuro Literackie, Wrocław 2015.
Bo na przykład:
[Praktyka
Utonie ironia. Utrzyma się wysoki ton, zwięzłość snajpera,
przejrzysty komunikat:
- Jak się panu, panie Häyhä, udało ustrzelić w wojnie
zimowej siedmiuset żołnierzy Armii Czerwonej?
- Praktyka.]
***
Jednak czy ta poezja nie jest zbyt efekciarska? Kilka składnych fraz i już oklaski? Tak, bo ten tom trzyma poziom od „A” do „Z”, nawet wtedy, gdy inaczej poukładamy spis treści.
Eseiści i esteci mogą marudzić, że ta książka jest jak krzyk – OKRZYK, że brakuje refleksji, odpoczynku, przystanku. Otóż NIE!
Pierwsze czytanie powoduje marskość wątroby, ale kolejne regeneruje narząd!
***
Zgadzam się z Patrykiem Kosendą, który popełnił dość gramotny blurb:
Jeśli Bóg jest didżejem, to my jesteśmy jego Flat Ericami w mikrokawalerkach, choć domy jak bunkry znowu / kręcą techno. Rembielińska kwasi tu liryczny hardkor, a moc mitu pchaortalion. Eat, sleep wyniuchaj każdą psylofrazę, repeat!
Zgadzam się ze samym sobą, gdy przebudzony o czwartej nad ranem, napisałem „Klaster” to krążownik i patrolowiec.
Warto udać się w ten rejs beatów i bitów.
A co na to Elon Musk? Stoi w kolejce.
Trwa ładowanie...