"(...) Na szczęście są spacery. Powrót do nich jest dla mnie zbawienny. Nic tak nie porządkuje myśli jak rytm własnych kroków i oddech, który przyspiesza, żeby następnie wyrównać się i napędzać krew, która roznosi tlen do kończyn. Idę więc, a w słuchawkach ktoś opowiada mi o splątaniu kwantowym i o cząsteczkach, które komunikują się ze sobą determinując wynik eksperymentu niezależnie od tego, czy odbywa się on jednocześnie w miastku, Los Angeles czy w Tokio. Bo jest w przestrzeni taki chochlik, który kpi sobie z naszego opisu rzeczywistości i to mnie nie przestaje fascynować, bo jest w kwantach więcej poezji niż na stronach niejednego lirycznego debiutu. Zdarza się, że i pierwszego i drugiego nie rozumiem w równym stopniu, ale ten pierwszy powinien istnieć niezależnie od wszystkiego, natomiast nadprodukcja tomów wierszy, to jest plaga tego kraju. (...)"