"(...) Od kiedy więź chłopców z ojcami została zerwana wskutek m.in. rewolucji przemysłowej, oderwania mężczyzn od pracy we własnych gospodarstwach czy zakładach rzemieślniczych - ojcowie poszli do fabryk, a chłopcy zostali z matkami, ciotkami, siostrami. To oczywiście gigantyczne uproszczenie, ale ten proces opisywany był wielokrotnie w literaturze przedmiotu. Daruję sobie cytaty i lewarowanie się cudzymi nazwiskami. Tak czy inaczej to, co wydarzyło się na poziomie życia społeczeństw sprowadza się do tego, że kobiety zgodnie lub wbrew swojej woli pozostawione zostały na pastwę konieczności poświęcenia się niemal w pełni wychowaniu dzieci, w tym oczywiście wychowaniu swoich synów. Chcę żeby to wybrzmiało - ten obowiązek wynikał również z wycofania się z tego obowiązku przez mężczyzn, bo przecież kobiety od dziesięcioleci pracują również zawodowo na równi z mężczyznami, więc w rzeczywistości wykonują obowiązki na co najmniej dwóch etatach. Ale w tym miejscu nie mam zamiaru opowiadać o tym, o czym napisałem stron setki zanurzając się po czubek głowy w feminizmie, który przez lata wyznaczał wektor dla mojej opowieści o świecie. Dziś nie wiem czy to było dobre czy złe - na przykład dla mojego syna - ponieważ syn powinien mieć jedną matkę i lepiej żeby ojciec pamiętał o tym, że nią nie jest i że jako mężczyzna przychodzi do swojego syna z zupełnie inną energią i inną historią, którą powinien postarać mu się mądrze opowiadać. Więc jeśli tego ojca (tych ojców) brakuje, bo śpią głęboko w swoich “męskościach”, swoich “ojcostwach” zdając się w pełni na czułość, opiekuńczość matek, oddają również swoich synów w objęcia energii, która tym chłopcom nie pomoże stawać się mężczyznami. (...)"