Sądy rodzinne w Polsce nie niepokojone przez nikogo urządzają torturę niejednemu rodzicowi.
A dlaczego nie niepokojone? Otóż media niechętnie sięgają po sprawy rodzinne. Nic nie zmieniło się od czasu, kiedy czynnie pracowałam w największych gazetach w tym kraju. Tematy rodzinne, uważane przez szefów wszystkich szefów za zbyt skomplikowane i niewarte nagłaśniania pączkowały przez lata w strefie cienia, aż w końcu szambo się wylało.
Ponieważ nie pracuję już dziś na stałe w mediach - nie zależę od szefów i nikt nie dyktuje mi, o czym nie warto pisać. A nie reagować na krzywdę nie potrafię. Dla sprawy Hanny zostawiłam pracę nad książką i zajęłam się czytaniem wyroków sądowych, opinii biegłych, rozmowami z ludźmi i prawnikami, i mój wkurw na niesprawiedliwość zaczął wzrastać.
Kiedy nagłośniłam sprawę odebrania jej trojga małych dzieci nagle okazało się, temat SIĘ KLIKA (to info od różnych znajomych z mediów) i dzięki temu nagle owi szefowie zwęszyli zainteresowanie potencjalnego czytelnika (czy widza). I sprawa Hanny (oraz innych kobiet) zaczyna wypływać na szersze wody opinii publicznej.
Cieszę się, że udostępniacie, komentujecie, i wyrażacie swoje oburzenie i sprzeciw. Bo dzięki temu wspólnie zwracamy uwagę mainstreamu, który - jakby nie było - jest ogromnym elementem nacisku na tak zwane czynniki władzy. Taką władzą jest również sąd. I należy rzucać intensywne światło na to, co sądy w Polsce robią, bo lista nadużyć i nieszczęść spowodowanych wyrokami tej władzy jest długa niczym żałobny kondukt.
Jeśli nie będziemy reagować jako media i jako społeczeństwo - to nic się w tym. kraju nie zmieni.
„PIEKŁO MOICH DZIECI” – mejla pod takim tytułem dostałam od Hanny, matki dwóch dziewczynek i chłopca (w wieku trzech, pięciu i siedmiu lat) z błaganiem o interwencję. Przyszedł 20 lutego.
Dziewięć dni później po dzieci do mieszkania kobiety w Wodzisławiu Śląskim wparowało czternastu policjantów z wydziału do walki z przestępczością narkotykową (sic!!!) i kilku kuratorów. Musieli je wyciągać z piwnicy, gdzie ze strachu schowała się matka. Potwornie krzyczały. Organom kontroli i ścigania towarzyszyła karetka pogotowia. Chłopiec ze stresu zaczął wymiotować.
Matkę oderwano od dzieci i zaciągnięto do radiowozu. Wylądowała na dołku.
- W minionym tygodniu byłam trzecią matką, której w podobny sposób odebrano dzieci – opowiadała mi z płaczem kobieta.
Historia Hanny jest szokująca.
Sędzia Sądu Rodzinnego w Wodzisławiu Śląskim Monika Zielińska anulowała wyrok rozwodowy Sądu Okręgowego w Gdańsku, który wychowanie dzieci pozostawił Hannie i wydała postanowienie o zamieszkaniu ich z ojcem (na Pomorzu). Podczas rozpraw odrzucała wszystkie wnioski dowodowe, pozytywne opinie z policji czy MOPS-u.
Jest czerwiec 2022. Kilka miesięcy później, w listopadzie, ta sama sędzia zakłada matce z urzędu sprawę o pozbawienie władzy rodzicielskiej i natychmiastowe odebranie dzieci – w celu ZAWIĄZANIA WIĘZI z ojcem.
Jednocześnie zabiera jej alimenty (maj 2023), które od tej chwili Hanna ma płacić byłemu mężowi, choć dzieci są przy niej (wcześniej inna sędzia odrzuciła pozew ex męża o alimenty; w całej sprawie pojawia się wątek przemocy mężczyzny wobec dzieci: „ty pęknięty kondomie” – potrafi się na przykład zwrócić ojciec do kilkulatka).
Następnie sąd odbiera Hannie prawo do decydowaniu o edukacji i opiece medycznej maluchów choć wie, że potrzebują stałej rehabilitacji.
Kobieta się nie poddaje i składa przeciwko sędzi Monice Zielińskiej, Sądowi Rodzinnemu w Wodzisławiu Śląskim i polskiemu państwu pozew o naruszenie dóbr osobistych. Pozew ten wyklucza sędzię z prowadzenia sprawy Hanny, ale tylko na papierze. Sędzia bowiem idzie w zaparte i wydaje postanowienia z klauzulą natychmiastowej wykonalności (w tym o odebraniu dzieci).
Większość rozpraw odbywa się na posiedzeniach niejawnych.
„Sprawa dotycząca wodzisławskiego sądu ma dużo większy zasięg naruszeń dobra dzieci i rzetelnego i obiektywnego analizowania dowodów, sytuacji oraz kompetencji rodziców” – pisze mi Hanna w dramatycznym mejlu.
Zaczynamy rozmawiać. Już wtedy jest wystraszona. Boi się, że w pewnej chwili przyjdą odebrać jej całą trójkę, a ją posadzą w areszcie z artykułu 211 k.k (uprowadzenie małoletniego poniżej lat 15). Bo wyprowadziła się z Pomorza na Śląsk za pracą i zabrała ze sobą dzieci (mając do tego prawo), co nie spodobało się ich ojcu, który nota bene miał założoną niebieską kartę.
Trochę nie chce mi się w to wszystko wierzyć, ale na wszelki wypadek podaję Hannie swój numer telefonu, żeby w razie czego zostawiła go swojemu bratu i rodzicom.
29 lutego dzwoni brat, że dzieci odebrano siłą, a matka siedzi w areszcie.
Chwilę później rozmawiam z ojcem Hanny.
– Krzyku tych dzieci nie zapomnę do końca życia – mówi zrozpaczony mężczyzna. Z trudem porusza się o kulach, ale przyjechał wesprzeć córkę.
Z tego, co udaje mi się ustalić, wodzisławska machina miażdżąco - niszcząca ma już na swoim koncie życie innej matki.
12 stycznia tego roku 39-letnia Magdalena (imię zmieniam) popełnia samobójstwo, osieracając dwoje dzieci. W notatkach, które zostawia pisze, że do tak tragicznego kroku popchnęły ją działania Sądu Rodzinnego w Wodzisławiu, który w nieskończoność zwlekał z decyzją o pozbawieniu praw rodzicielskich jej byłego męża za znęcanie się nad rodziną.
Nie przeczytacie o tym w mediach, bo temat jest zamiatany pod dywan. Prokuratura przejęła list pożegnalny kobiety, a jej sprawy w wodzisławskim sądzie, toczące się od 2019 roku do dziś nie doczekały się wyroków.
Hanna nim trafiła do aresztu zebrała ponad dwa tysiące podpisów pod protestem wobec działań ślepej Temidy w małym śląskim mieście i rozesłała, gdzie się dało. Policja po interwencji adwokata wypuściła ją z aresztu, więc Hanna pojechała do domu swojego ex, żeby zobaczyć dzieci. Nikt nie otworzył drzwi ani jej, ani policji.
Nie wiadomo więc, gdzie przebywa teraz trójka rodzeństwa. Wiadomo tylko, że dzieci są ogromnie przywiązane do matki.
Zwracam się z wołaniem o pomoc w imieniu Hanny i jej dzieci do prezydenta Wodzisławia Śląskiego, Rzecznika Praw Dziecka i Ministra Sprawiedliwości: wodzisławski sąd – co już zdążył udowodnić na przykładzie tragicznie zmarłej Magdaleny – nie ma na uwadze dobra dzieci zasłaniając się „domniemaniem niewinności” sprawców.
Proszę też o wsparcie media – podam niezbędne kontakty.
O sprawie matki, która bardzo kochała swoje dzieci, ale pękło jej serce napiszę szerzej jutro.
Spieszmy się pomagać ludziom – tak szybko odchodzą.
Na zdjęciu Hanna i jej dzieci.
Trwa ładowanie...