(Fot. pxhere.com)
Politycznie odrębnym względem Europy ośrodkiem siły politycznej jest Rosja, stanowiąca historycznie ekonomiczne i kulturowe peryferie europejskiej gospodarki-świata mimo swojego jednoznacznego zanurzenia w kulturze europejskiej (wystarczy spojrzeć na architekturę Moskwy czy Petersburga oraz sztukę: balet, muzykę klasyczną czy literaturę, by dostrzec, że są wśród nich najwybitniejsze dzieła kultury europejskiej). Rosja przedstawiana jest niekiedy przez Zachód jako „niepełna” w swojej europejskości: przez brak dziedzictwa klasycznej kultury grecko-rzymskiej, ograniczony kontakt z renesansem, reformacją, oświeceniem, spuściznę panowania tatarskiego i kulturową izolację, mającą wpływać na jej hierarchiczno-biurokratyczny autorytaryzm. Znaczenie tatarskie bywa jednak przeceniane: XIV wiek, na który przypada najsilniejszy wpływ tatarski, jest okresem zapaści gospodarczej na Zachodzie oraz epidemii dżumy. Tatarzy stworzyli uporządkowany system egzekwowania podatków w całej Rosji i sami prawdopodobnie nie przeszkadzali książętom ruskim w ich kontaktach z Bizancjum i Zachodem. Istniejący w Złotej Ordzie aparat biurokratyczny, a także technologia i wiedza dużo zawdzięczały Chinom, również znajdującym się wówczas pod panowaniem mongolskim. W istocie już w XIII wieku miasta ruskie zaczęły się wyludniać, a handel osłabł, gdy od początku wypraw krzyżowych transport towarów z krajów południowych zaczął przebiegać przez Włochy – Wenecja niejako zajęła miejsce Kijowa. Również kupcy niemieccy za pośrednictwem Hanzy zmniejszyli wpływy Nowogrodu. Z tej perspektywy tatarska katastrofa nastąpiła już po upadku handlowym i demograficznym Rusi w XIII wieku. Niemniej jednak Rosja została zmuszona do kreowania swojej tożsamości jako odrębna „cywilizacja prawosławna”, mająca bizantyjski rodowód i roszcząca sobie z tego tytułu prawo do miana Trzeciego Rzymu (co naturalnie zbiegło się w czasie ze wzrostem jej potęgi i koniecznością uzasadniania imperialnych ambicji); wykorzystywała do celów imperialnych także ideologię panslawizmu, koncepcję Rosyjskiego Świata (Ruskij Mir), zakładającą jedność ludności prawosławnej i rosyjskojęzycznej, czy w XX wieku ideologię komunistyczną. Przedstawia się także, poprzez wypowiedzi ideologów takich jak Aleksander Dugin, jako euroazjatycka cywilizacja Ziemi (tellurycza), przeciwstawiana cywilizacji Morza. Chętnie posiłkuje się także dychotomiami: kolektywizmu zamiast indywidualizmu czy mistycyzmu (duchowości) zamiast materializmu.
Odwrotnie Stany Zjednoczone. One także będąc kulturowym dzieckiem Europy, do XIX wieku określały się w opozycji do niej, jako mające reprezentować wolność, równość szans i przyszłość, podczas gdy Europę widziano jako miejsce społecznego zacofania, hierarchii i klasowego ucisku. Ze względu na poziom akumulacji kapitału, liczbę i tempo przyrostu populacji i dostępny areał ziemi faktycznie Stany Zjednoczone dawały większe możliwości awansu społecznego niż ówczesna Europa – w XXI wieku tendencja ta uległa jednak wyhamowaniu, a nawet odwróceniu. Stany Zjednoczone chętnie posługują się terminem „cywilizacji zachodniej” i „liderów wolnego świata”, zwłaszcza w swojej polityce zagranicznej, akcentując wartości demokracji i praw człowieka. Łączą to z propagowaniem amerykańskiego stylu życia i modelu społecznego, który razem z mającymi gwarantować równość szans rządami prawa miał zapewniać każdemu szansę spełnienia „amerykańskiego snu”. Za „amerykańskie credo” (American creed) powszechnie przyjmuje się połączenie wiary w ideały wolności, demokracji, indywidualizmu, rządów prawa, konstytucjonalizmu i znaczenia własności prywatnej. Z tym związany jest kreowany obraz Stanów Zjednoczonych jako obrońcy demokracji i sprawiedliwości na świecie, ale także miejsca kultu indywidualizmu, przedsiębiorczości, pieniędzy, sukcesu i konkurencji. Wartości te wykorzystywane są przez same Stany Zjednoczone jako podbudowa własnej polityki światowej, podobnie jak państwa europejskie stworzyły obszerną ideologiczną podbudowę dla swojego kolonializmu jako „cywilizacja białego człowieka” (a jednocześnie jego „brzemię”), niosącego najpierw chrześcijaństwo, potem zaś postęp i racjonalne, naukowe spojrzenie na rzeczywistość oraz „kaganek oświaty”, niezbędny, by wyrwać podbite ludy z zastoju i sprowadzić na jedyną możliwą drogę rozwoju.
Samuel Huntington, opisując cywilizację Zachodu, wskazywał na 1) dziedzictwo starożytności klasycznej (grecka filozofia, racjonalizm, prawo rzymskie, łacina), 2) chrześcijaństwo, 3) języki europejskie (mnogość językowa), 4) rozdział władzy duchownej od świeckiej (oddzielenie sacrum od profanum), 5) rządy prawa, 6) pluralizm społeczny, 7) przedstawicielstwo, 8) indywidualizm. Powszechnie w Europie wskazuje się także na rzymskie prawo, grecką kulturę i chrześcijańską etykę (w istocie będącą w dużej mierze kontynuacją wątków już wcześniej poruszanych przez filozofów greckich i rzymskich). Antropologowie zwracają dodatkowo uwagę na „wynalazki”, takie jak: 1) czas linearny, 2) racjonalność instrumentalna, 3) mity projekcyjne, 4) kultura winy, 5) mechanizm samokwestionowania. Europejskość bywa też postrzegana jako unikalne połączenie wolności obywatelskiej, systemu opieki społecznej, dostępu do kultury i wrażliwości na kwestie środowiskowe – niestety bardziej niż rzeczywistość stanowi to ideał, do którego należy dążyć. Niewątpliwie jednak to Europa jest miejscem, gdzie ideały wolności jednostki, demokracji politycznej, rządów prawa, praw człowieka i wolności kulturalnej zostały zrodzone. W sztuce, wywodzącej się ze wspólnych korzeni (techne, mimesis, sztuki piękne i wyzwolone, romantyzm versus pozytywizm) mamy wspólne dla Europy style, począwszy od antyku przez sztukę wczesnochrześcijańską, karolińską, romańską, gotycką, renesansową i późniejsze: manieryzm, barok, rokoko, klasycyzm, historyzm, eklektyzm, secesję aż po ruchy późniejsze. Na to nakładały się w dużej mierze wspólne dla Europy nurty w poezji, malarstwie i muzyce, współistnienie i rywalizacja pozytywizmu, romantyzmu, akademizmu, symbolizmu, impresjonizmu i wielu innych. W rozwoju społeczeństwa, kontaktach kulturowych, gospodarczych, religijnych – historia Europy jest zasadniczo wspólna, choć różne zjawiska na różnych jej obszarach oddziaływały w różnym czasie i z różną mocą.
Reprezentująca cywilizację zachodnią Europa jest jedną z największych, historycznych (jej początki można upatrywać w kulturze minojskiej, choć w drodze rozwoju przejmowała także elementy cywilizacji starszych, na których obszar się rozprzestrzeniała, w tym wymarłej cywilizacji starożytnego Egiptu oraz kultur bliskowschodnich), trwających nieprzerwanie do czasów współczesnych cywilizacji uniwersalistycznych. Jej spoiwem nie jest wyłącznie jednorodność etniczna czy językowa lub kultura narodowa, lecz szerszy zestaw wartości kulturowych obejmujący kwestie społeczne, etyczne i estetyczne, możliwe do przyjęcia przez różne nacje. Jak podkreśla Rémi Brague, Europejczykiem jest ten, kto świadomie przynależy do pewnej całości – nie można być Europejczykiem, nie chcąc tego. W tym sensie Europa jest nieustannym plebiscytem. Różne regiony w różnym czasie i w różnym sensie uważają się za europejskie. O tym, kim jesteśmy, przesądza to, co jest swoiście nasze. Rémi Brague twierdzi, że cechą określającą ściśle Europę jest jej rzymskość i łacińskość. Za istotę rzymskości uznaje jednocześnie jej strukturę przekazywania treści, odnawianie tego, co stare, gotowość czerpania od innych (Żydów, Greków) i przeszczepiania na nową ziemię. To przeszczepianie objawia się zresztą nie tylko w Rzymie antycznym, ale i w jego średniowiecznym odnowieniu i w późniejszym renesansie, a nawet w historii Stanów Zjednoczonych.
Niekiedy mówi się, iż Europa powstała na skutek przyjęcia przez barbarzyńców kultury podbitej – rzymskiej. Na jej historię można spojrzeć jednak także inaczej, dostrzegając nieprzerwany ciąg jedności cywilizacyjnej, która po raz pierwszy wybrzmiała na tak znaczącym obszarze właśnie w czasach rzymskich, do dziś z tego powodu stanowiących jeden z istotnych punktów odniesienia dla idei zjednoczonej Europy. Samo mówienie o upadku Imperium Rzymskiego stanowi swoiste historyczne uproszczenie – dekompozycja i rozkład świata antycznego wywołane wielkimi wędrówkami ludów w IV wieku (spowodowanymi z kolei najazdami Hunów Attyli) to fakt, jednak daty mają charakter umowny. Obalający ostatniego cesarza rzymskiego Odoaker był pretorianinem i rzymskim wodzem, tytułował się patrycjuszem, a odesłanie insygniów cesarskich do Konstantynopola bywa interpretowane jako gest uznania formalnej zwierzchności cesarza wschodniorzymskiego, którego wizerunki wybijał na monetach. Również Teodoryk, pogromca Odoakera, naśladował styl dworu bizantyjskiego, samemu nosząc się po rzymsku; na wielką skalę remontował akwedukty, łaźnie publiczne i mury miejskie, zgodnie z rzymskim zwyczajem rozdawał żywność biedocie, a nawet reaktywował igrzyska cyrkowe i adventus, ceremoniał towarzyszący przybyciu cesarza do miasta Rzymu. Nowi władcy Europy, wprawdzie nierzymskiego pochodzenia, wspierali elementy dawnego rzymskiego systemu, gdyż te okazywały się pomocne w umacnianiu własnej władzy. Rzym upadł jako imperium, jednak nie jako cywilizacja. „Rzymskość”, podobnie jak „chińskość” w Azji Wschodniej, w rozumieniu jej reprezentantów oznaczała cywilizację versus barbarzyństwo: rzymskość łączyła się z racjonalnością, przestrzeganiem norm prawnych, znajomością literatury antycznej, umiejętnością samokontroli. Później nowy wymiar nadało tej idei dodatkowo chrześcijaństwo. Ideał romanitas – prawa, ius, jako fundament, na którym zbudowana jest civilitas, czemu towarzyszy koncepcja wolności człowieka, liberitas, żyjącego pod rządami prawa – przetrwała upadek cesarstwa. Sama instytucja cesarstwa na Zachodzie zostaje reaktywowana już w 800 roku przez Karola Wielkiego i Ottona I w 962 roku; na płaszczyźnie formalnej było to jedynie przekazanie nigdy nie zarzuconej godności. Ostatecznie tytuł cesarza rzymskiego zlikwidował dopiero Napoleon w 1806 roku i od tego czasu cesarzami tytułować się mogli władcy Francji (w odpowiedzi na przyjęcie przez Napoleona tytułu cesarskiego powołano również cesarstwo Austrii) – aż do przegranej wojny z Prusami – wówczas, w roku 1871 tytuł cesarski wrócił do władcy zjednoczonych Niemiec – Wilhelma I, ostatecznie zaś zniknął po przegranej I wojnie światowej. Na Wschodzie, po upadku w XV wieku Bizancjum, tytuł cara przyjął władca Rosji, Iwan IV Groźny, zgodnie z ideą Trzeciego Rzymu, widząc w cesarstwie rosyjskim kontynuatora Bizancjum – tam również tytuł ten przetrwał do I wojny światowej i kresu dynastii Romanowów. Po koszmarze dwóch wojen światowych (a z europejskiego punktu widzenia wojen domowych) koncepcje zjednoczeniowe Europy, tym razem w oparciu o pokój i współpracę gospodarczą, powróciły na nowo.
Dlaczego opowiadanie tego rodzaju historii jest ważne w kontekście dyskusji o narodowości europejskiej? Pokazuje bowiem elementy kulturowej ciągłości, których eksponowanie mogłoby być pomocne w konstruowaniu i wzmacnianiu poczucia wspólnej tożsamości w zjednoczonej Europie. Dopiero późne dziedzictwo rewolucji francuskiej w postaci Wiosny Ludów przyczyniło się do powszechnego zastąpienia wizji „jednej Europy” wizją „Europy państw i narodów”. Aż do czasu renesansu języków narodowych Europa miała pod postacią łaciny również jeden wspólny język nauki, filozofii i sztuki, a religii jeszcze dłużej. Sama łacina również, jak się niekiedy mówi, nie wyginęła, lecz uległa daleko idącej regionalizacji w ramach odrębnie rozwijających się języków romańskich.
Grecko-rzymska moralność miała swoje źródło w obyczajach, nie religii, była to moralność świecka, bo choć politeizm był składnikiem życia publicznego, nie koncentrował się na naukach moralnych. Ojcami moralności europejskiej są więc (podobnie jak w wypadku Chin) filozofowie, mędrcy. Także późna neoplatońska synteza myśli starożytnej stała się formą dla dalszego rozwoju myśli chrześcijańskiej. Ukształtowany przez późnoantycznych myślicieli, takich jak Plotyn, Jamblich i Proklos, system filozoficzno-religijny został w dużej mierze przejęty i twórczo przetworzony przez chrześcijaństwo – platonikiem był Augustyn z Hippony, do platonizmu nawiązywali mistrz Eckhart czy Mikołaj z Kuzy – zapewniając ciągłość trwania. Ujawnia się w tym cecha istotna dla cywilizacji europejskiej – religia jest jedną z form, w których się ona wyraża, jednak sprowadzanie europejskiej myśli do chrześcijaństwa, bez którego to składnika „twierdza Europa” upadnie – w domyśle adherentów tej idei pod naporem islamu lub zachodniego sekularyzmu – stanowi nadużycie. Jest to cecha charakterystyczna dla najważniejszych cywilizacji. Również Chiny, łączące wpływy konfucjańskie, taoistyczne, buddyjskie, gdzie za „szlachetne” uznawano doktryny trzech wielkich mędrców: Konfucjusza, Laozi i Buddy Siakjamuniego i postulowano „jedność trzech doktryn” (o podobnym założeniu można mówić w wypadku należących do tego samego kręgu kulturowego Korei i Japonii, przy czym zamiast taoizmu – mimo iż jego wpływy również są widoczne w jednym i drugim kraju – zamieniano go odpowiednio na szamanizm w Korei i sintoizm w Japonii), pozostają niezbywalnie „chińskie”, niezależnie od obecnych uwarunkowań religijnych. Podobnie Iran, jeden z kluczowych spadkobierców starożytnych cywilizacji Mezopotamii, którego bogactwo, ciągłość i świadomość kulturowa – literatura, kaligrafia, malarstwo miniaturowe, ornament roślinny i geometryczny, fajans, mozaika, typ ogrodów perskich, architektura, a także elementy polityczne – wykraczają poza sam, jakkolwiek niezwykle istotny, islam. Elementy perskiej kultury dworskiej zdominowały kulturę elit imperium osmańskiego. Irańczycy, opanowawszy język arabski, stworzyli też podwaliny arabskiej historiografii, filologii i teologii muzułmańskiej, nadając uniwersalne znaczenie filozoficznej i religijnej refleksji, wpływając na rozwój nauki i literatury. Warto pamiętać, że to, co Arabowie Persom narzucili – pismo arabskie i islam – w istocie nie było ich wyłączną innowacją, lecz efektem wielowiekowego mieszania się rozmaitych wpływów, idei i rozwiązań w kotle Bliskiego Wschodu. Pismo arabskie wyewoluowało z nabatejskiej formy pisma aramejskiego, jednak w samej Persji Sasanidów zastąpiło w użyciu pismo pahlavi, używane do zapisu języka średnioperskiego, które również wywodzi się z pisma aramejskiego (to na Bliskim Wschodzie zaczęło wypierać różne formy pisma klinowego od czasów podbojów Aleksandra Macedońskiego). Islam z kolei, podobnie jak inne religie księgi o bliskowschodnim rodowodzie, przejął zdaniem części badaczy wiele z irańskiej religii zaratusztrianizmu. Wreszcie zaś Indie, gdzie hinduizm stanowi doskonały wzorzec „religii parasolowej”, która nadaje wspólną płaszczyznę (przede wszystkim na poziomie „wysokiego” przekazu Upaniszad, obejmującego doktrynę karmana, reinkarnację i relację atman-Brahman) nieskończonemu bogactwu rozmaitych form wyrazu o charakterze lokalnym i ponadlokalnym (jak kult pięciorga bóstw: Wisznu, Śiwy, Surji, Ganeśi i Dewi oraz główne odłamy hinduizmu, takie jak wisznuizm, siwaizm i śaktyzm). Inne religie wywodzące się z subkontynentu indyjskiego, jak buddyzm, sikhizm, dżinizm, a nawet dużo bardziej „obcy” kulturowo islam Wielkich Mogołów, nie odebrały „indyjskości” samym Indiom. W hinduizmie, w procesie sanskrytyzacji, lokalne bóstwa zostały zidentyfikowane z wielkimi bóstwami tradycji bramińskiej, a lokalne mity z wielkimi ogólnohinduskimi narracjami. Wielu hindusów wierzy w transcendentnego boga pozostającego poza światem, który jednak tkwi wewnątrz wszystkich żywych istot i do którego można dotrzeć na wiele sposobów. Oddają cześć niezliczonym bóstwom, uznawanym niekiedy za manifestacje świętej mocy. Pobożność (bhakti) w stosunku do bóstw może zapewnić ostateczne wyzwolenie (moksza) od czynów (karman) i reinkarnacji (samsara). Transcendencja odnajdywana jest w świętej literaturze zwanej Wedami oraz w regułach zachowania rytualnego, społecznego i etycznego, nazywanych dharmą, i objawianych przez święte teksty.
Chiny i Indie stanowią doskonałe punkty odniesienia dla możliwej wizji narodowości europejskiej. Oba te superpaństwa zamieszkuje kilkadziesiąt różnych mieszanek etnicznych posługujących się rozmaitymi językami. W Indiach język hindi jest językiem ojczystym dla ledwie 180 milionów z ponad 1,3 miliarda mieszkańców. Co więcej, przez większą część swojej historii (poza krótkimi epizodami dynastii Guptów i imperium Maurjów) Indie pozostawały rozbite i rozdrobnione na setki samodzielnych lub półsamodzielnych organizmów państwowych. Piętno odcisnęło także kilkaset lat dominacji muzułmańskiej dynastii Wielkich Mogołów na północy subkontynentu oraz późniejsza kolonizacja przez Wielką Brytanię. To dopiero wówczas pojawiła się idea „hinduizmu” jako wspólnej religii subkontynentu, a sam ten okres pomógł ukształtować się idei Indusów jako jedności polityczno-kulturowej. Koncepcja ta była możliwa i została przyjęta, gdyż miała mocne podstawy, między innymi: 1) wspólnotę świętego pisma – sanskrytu i 2) kanonu świętych tekstów śruti oraz smryti, w tym słynnych epopei Mahabharaty, Bhagawadgity i Ramajany, 3) społeczny ideał czterech etapów życia (Brahmaćarja – student, Gryhastha – gospodarz, Wanaprastha – eremita, Sannjasin – wędrowny asceta), 4) cztery ścieżki prowadzące do mokszy (Dźńanajoga – ścieżka wiedzy – poznania, Karmajoga – ścieżka bezinteresownej pracy i działania, Bhaktijoga – ścieżka miłości i oddania, Radżajoga – ścieżka skupienia – kontemplacji), 5) cztery warny (bramini – kapłani, kszatrijowie – wojskowi, politycy, urzędnicy, wajśjowie – kupcy, rolnicy, rzemieślnicy, śudrowie – robotnicy, służba, niewykwalifikowani), 6) ideały dharmy i prawa karmana (w religiach wywodzących się z subkontynentu: hinduizm, buddyzm, dźinizm, sikhizm), 7) zasadę ahimsy czy 8) teorię rasa w sztuce. Współczesne Indie mimo skomplikowanej historii i zróżnicowania etniczno-językowego skutecznie funkcjonują jako państwo-cywilizacja, pomimo licznych problemów wewnętrznych i narastającego nacjonalizmu hinduskiego, wciąż publicznie podkreślając wartość pluralizmu i demokracji. Jednocześnie historycznie Indie funkcjonowały jako centrum szerszej przestrzeni kulturowej – Indosfery, obejmującej państwa Azji Południowo-Wschodniej, gdzie z Indii docierały różnego rodzaju zdobycze cywilizacyjne (np. wywodzące się z Indii sposoby zapisu), koncepcje społeczno-polityczne (elementy systemu kastowego, koncepcje związane z osobą władcy), tradycje religijne (hinduizm, buddyzm, dźinizm) i kulturowe (eposy, formy tańca, teatru, koncepcja rasa).
Również Chiny mają historię sięgającą paru tysięcy lat wstecz i mimo iż w tym czasie na ich obszarze znajdowały się rozmaite organizmy państwowe (a każda dynastia w rozumieniu europejskim mogłaby być też traktowana jako nowe państwo), wielokrotnie były także rozbite na rywalizujące ze sobą organizmy polityczne, toczące ze sobą krwawe wojny, a zdarzało się również, że całym terytorium władały dynastie niechińskie – same siebie postrzegają jako ciągłość „narodu”, a przede wszystkim „kultury-cywilizacji” chińskiej. Bycie Chińczykiem w istocie oznaczało właśnie kulturową przynależność do Cywilizacji (pisanej dużą literą, gdyż jedynej), więc myśleć tak o sobie mogły nawet elity państw wasalnych konfucjańskiego kręgu kulturowego. Ów krąg kulturowy tworzyło 1) pismo (znaki) chińskie, 2) wyrażany w klasycznych księgach konfucjanizm jako tradycja i model polityczny: system a) państwowo-polityczny (cesarz huangdi Syn Nieba, zwasalizowani królowie wang, biurokratyczny system kierowany przez klasę urzędniczą, wyłanianą drogą egzaminów), b) społeczny (pięć relacji konfucjańskich, ideały humanitarności, prawości, rytuałów/etykiety, mądrości, wierności, harmonii oraz jedności ludzkości i Nieba, przodków i potomków, świeckiego i świętego, ideał ciągłego samodoskonalenia), c) artystyczny (sztuki konfucjańskie, malarstwo tuszowe, poezja, herbata), co dawało zarazem ideał urzędnika-artysty-uczonego, 3) buddyzm chiński mahajany (z chińskim kanonem, liturgią, doktryną). Do tego dochodziło dziedzictwo filozofii chińskiej: Księgi przemian i taoizmu: pięć żywiołów, cykliczny czas, feng-shui, energia qi, tradycyjna medycyna chińska, dopełniające się opozycje dao-de, ideał wuwei. Wszystko to sprawiało, że Chiny trwały jako całość – niezależnie od tego, czy ich obszarem rządziła jedna „chińska” dynastia, czy było to wiele rywalizujących organizmów państwowych, czy nawet sprawowała tam rządy dynastia obcego pochodzenia. Warto zauważyć, iż w tradycyjnej narracji chińskiej również ludy obcego pochodzenia – w tym Mongołowie i Mandżurowie – stanowią część rodziny ludów cywilizacji chińskiej, zatem „Chińczykiem” jest nawet sam Czyngis-chan, a panowanie obcych dynastii to nic innego jak „spory w rodzinie” – zgodnie z tym ujęciem „sporami w rodzinie” można by określić również zmieniające się układy sił poszczególnych państw na subkontynencie europejskim. Chiny funkcjonowały w szerszym kontekście wschodnioazjatyckiego konfucjańskiego kręgu kulturowego, oddziałując na państwa takie jak Wietnam, Korea, Japonia i niegdyś królestwo Riukiu. Chiny odgrywały tam rolę hegemona kulturowego, wobec którego inne państwa pozostawały w relacji wasalnej. Był to specyficzny dla sinosfery system trybutarny, w którym formalnemu uznaniu wyższości cesarza Chin towarzyszyła wymiana darów i nadanie władcy tytułu króla wang. Cesarstwo chińskie w zamian za uznanie swojej formalnej zwierzchności i prawa do prowadzenia polityki zagranicznej zobowiązywało się do protekcji i ochrony. W istocie jednak siła wpływów cesarstwa chińskiego mogła być bardzo niewielka – istotniejsze było oddziaływanie samej kultury chińskiej, pisma i klasy urzędników konfucjańskich – realny poziom wpływów zależał od sytuacji wewnętrznej w obu krajach. Przykładowo, Japonia, pomimo epizodów obfitego czerpania z wzorców kultury chińskiej (znaki pisma chińskiego, elementy architektury, ubioru, malarstwo tuszowe, kultura herbaciana), ze względu na swoje wyspiarskie położenie zawsze pozostawała wolna od bezpośrednich wpływów rządów chińskich. Nie uznawała chińskiej zwierzchności w ramach systemu trybutarnego, nie przyjęła systemu egzaminów konfucjańskich (zamiast urzędników uczonych wykształciła w okresie Edo klasę samurajów urzędników), w kreatywny sposób przekształcała zapożyczenia (japońskie szkoły buddyzmu), stworzyła także unikalne formy kultury (klasyczne formy teatru japońskiego, ogrody suchego krajobrazu, haiku). Odrębność kultury japońskiej szczególnie podkreślana była przez przedstawicieli rodzącej się pod koniec okresu Edo „szkoły narodowej” (kokugaku). Japonia rozwinęła też własne ambicje mocarstwowe.
Wybór tych przykładów nie jest przypadkowy – wśród przetrwałych do czasów współczesnych cywilizacji naczelnych – pierwszego rzędu – antropolog kulturowy Philip Bagby wymienia zachodnią (w wielu aspektach będącą kontynuacją klasycznej, czyli grecko-rzymskiej), bliskowschodnią (rozwijającą się na obszarze wcześniejszej cywilizacji mezopotamskiej), indyjską oraz chińską. Co do dwóch – japońskiej oraz rosyjskiej – zachowuje wątpliwości, czy należałoby je zaliczyć do cywilizacji drugiego rzędu, czy również do naczelnych.
Specyfiką cywilizacji europejskiej jest brak jednego ośrodka dominującego. Imperium, z którego cywilizacja ta się wywodzi, jest bowiem Rzym, który jednak nie zdołał zachować równej spoistości politycznej, kolejne zaś próby ustanowienia na kontynencie, przy użyciu środków militarnych, hegemonii kończyły się niepowodzeniem. Jego kontynuatorami i dziedzicami są wszystkie państwa europejskie (a w pewnym sensie nawet wszystkie należące do cywilizacji zachodniej). Wymusza to na cywilizacji i potencjalnym państwie europejskim silne odwoływanie się do – zawartej skądinąd również w jej kodzie kulturowym – tradycji pluralistycznej i demokratycznej, poszukującej jedności w różnorodności, gdyż tylko pokojowo zjednoczona Europa może zapewnić sobie pozycję partnerską względem największych i posiadających kontynentalne rozmiary (jak USA, Rosja, Chiny, Indie czy aspirująca do tej roli Brazylia) światowych graczy.
Przykłady Chin oraz Indii (przywołać można by tu także inne państwa o rosnących ambicjach regionalnych, jak Indonezja – około 300 grup etnicznych posługujących się dwustu pięćdziesięcioma językami na trzynastu tysiącach wysp – czy najludniejsza na kontynencie afrykańskim i również niezwykle zróżnicowana etnicznie i językowo Nigeria) pokazują, że wykształcenie ponadjęzykowej, religijnej i etnicznej tożsamości w łonie jednego kręgu cywilizacyjnego jest możliwe i w istocie stanowi decyzję polityczną, gdyż to przeszkody natury politycznej, a nie kulturowej, stanowią dla niej największą przeszkodę. W wypadku Europy nie oznacza to negowania jakiejkolwiek odrębności kulturowej poszczególnych państw europejskich. Jednak to właśnie pojęcie cywilizacji odnosi się tutaj do tego, co można określić mianem „wartości” czy „idei”, według których organizowane jest społeczeństwo. Poszczególne kultury różnią się językiem, lokalną historią, obyczajami, kuchnią, mają własne zbiory wybitnych postaci. Różnice kulturowe – i nierozłącznie z nimi związane stereotypy i uogólnienia – występują nie tylko na poziomie narodowym, ale również ponadnarodowym: regionalnym (kultura romańska, germańska, skandynawska, słowiańska, anglosaska itp.) i lokalnym (nie tylko w wypadku kultury baskijskiej, katalońskiej, kaszubskiej czy śląskiej, ale także małopolskiej, mazowieckiej lub wielkopolskiej). W myśl słów Massimo d’Azeglio, który podczas inauguracyjnej sesji włoskiego parlamentu w 1861 roku powiedział: „Skoro już stworzyliśmy Włochy, trzeba będzie zabrać się do tworzenia Włochów”; naturalne jest, że politycznemu jednoczeniu się kontynentu towarzyszyć będzie stwarzanie się Europejczyka.
Nie chodzi o negowanie istnienia specyfiki i wartości kultury polskiej. Można z dumą odwoływać się do niektórych dawnych obyczajów, takich jak tradycja dążności do porozumienia, kompromisu i uzgadniania stanowisk w ramach dziedzictwa demokracji szlacheckiej oraz związanego z tym, przysłowiowego, umiłowania samostanowienia i wolności. Można szczycić się charakterystyczną dla wczesnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów tolerancją, otwartością, zdolnością asymilacji różnych grup i przywoływać własny ideologiczny odpowiednik rosyjskiej doktryny Trzech Rzymów, w którym ideały stanowią kolejno Rzym republikański, wenecka rzeczpospolita św. Marka oraz Rzeczpospolita Obojga Narodów – państwa, których ustrój określano właśnie jako mieszany. Sama szlachta chętnie nawiązywała do republikańskiego Rzymu, przywołując chociażby wzorzec wodza, który obronił ojczyznę, a teraz składa urząd i wraca na wieś do pluga, czy bezpłatność wielu rzędów, pozwalającą realizować rzymski ideał bezinteresownej służby ojczyźnie. Można odwoływać się do ukształtowanego przez szlachtę „polskiego charakteru narodowego”, obejmującego zestaw zarówno pozytywnych, jak i negatywnych lub niejednoznacznych cech: wybujały indywidualizm, skłonność do brawury, rozrzutności, poczucie honoru i godności własnej, ambicję, nadpobudliwość, fantazję, przywiązanie do wolności, często powiązane z lekceważącym stosunkiem do władzy, gościnne i wesołe usposobienie, lecz także brak poszanowania dla pracy, pogardę handlu i rzemiosła, wynoszenie się nad innych. I dzisiaj wielu Polaków powszechnie przypisuje sobie pewne stereotypowe cechy, takie jak gościnność, honorowość, rodzinność, religijność. Kultura szlachecka była kulturą rustykalną, a także, przynajmniej w teorii, apologią umiaru (tak w gromadzeniu majątku, jak i dociekaniach umysłu) oraz naturalnie apologią wolności – szlachcic na wsi nie uznawał nad sobą żadnego pana, zwierzchnika. Naturalnie również za tymi ideałami w praktyce często skrywała się nieustanna pogoń za majątkiem i urzędami. Można wreszcie przywoływać sarmackie umiłowanie przesady, emocjonalności, widowiska, ceremoniału i demonstracji dumy. Sarmacki teatr dnia codziennego stanowił oryginalną interpretację wspólnego systemu skojarzeń i wartości, czerpał ze wspólnego dziedzictwa kultury europejskiej, włączając w nie pewne zasymilowane elementy kultur Orientu (głównie w sferze materialnej: ubiór – czego symbolem stał się ugruntowany w XVIII wieku strój narodowy, obejmujący żupan, kontusz i pas, broń – sarmacką szablę, oraz wystrój wnętrz), i zachował swoją żywotność i płodność tak długo, jak pozostawał otwarty, ciekawy świata i pragnący go zrozumieć. Szlacheckie wzorce kultury posiadają naturalnie swoją drugą, mroczną stronę: nasilającą się od czasów potopu szwedzkiego i upadku ekonomicznego państwa zaściankowość, ksenofobię, obskurantyzm, nietolerancję religijną oraz wzrastające obciążenia pańszczyźniane. Przede wszystkim zaś znajdujące się w samym rdzeniu ideologii sarmackiej całkowite wykluczenie większości zamieszkujących obszar Rzeczypospolitej ludzi ze wspólnoty, wyrzucenie ich poza nawias „narodu szlacheckiego”, odebranie prawa do nazywania się Polakami, którą to tożsamość przyjmowali stopniowo – lub była im ona narzucana siłą – dopiero w XIX i XX wieku. Kultura szlachecka pozostaje jednak dla wielu Polaków istotnym punktem odniesienia w definiowaniu kultury polskiej, wykroczyła też daleko poza dawne ramy, stając się dla wielu wspólnym dziedzictwem narodowym w procesie „powszechnego uszlachcenia” (tak jak w innych krajach wzbogacające się warstwy miejskie, a później rodząca się klasa średnia, przejmowały wzorce kulturowe elit). Zasługuje ona na swoje krytyczne opracowania, czemu szczęśliwie po latach towarzyszy jednak w końcu także wzrastające zainteresowanie ludowością, widoczne w ukazujących się publikacjach. Doświadczenia polskości ostatnich kilkuset lat to dla większości współdzielących tę tożsamość także doświadczenia relacji feudalnych i postfeudalnych, wojen, prześladowań, różnych form wykluczenia, wynaradawiania, politycznej niestabilności, kolonialnego wyzysku, ekonomicznych nierówności i emigracji. Dzisiaj polskość dla wielu jest także po prostu przywiązaniem do miejsc, krajobrazów, wrośnięciem w lokalny koloryt, własne miejsce zamieszkania, rodzinę, znajomych i przyjaciół. Za tym idzie szeroko rozumiana wspólnota języka, przeżyć i doświadczeń, wynikająca z dorastania, pracy i życia w tym samym kraju. Z niej powinno wynikać poczucie odpowiedzialności i współdzielenia obowiązków w trosce o wspólny dom oraz taki kształt przestrzeni społecznej, politycznej, ekonomicznej, kulturalnej i instytucjonalnej, w którym wszyscy współobywatele mogliby czuć się bezpiecznie, żyć godnie i dążyć do samorealizacji.
Specyfika kultury polskiej jest jedną z melodii, w których wybrzmiewa cywilizacja europejska. Kultura stanowi jednak o różnicach akcydentalnych, natomiast to szersze ramy cywilizacyjne wyznaczają różnice istotowe. Ostatecznie jednak Europejczykiem jest się nie obok bycia Polakiem, Francuzem czy Niemcem, lecz poprzez nie. Są to tożsamości dopełniające się, a wręcz wzajemnie warunkujące, zatem można to ująć, trawestując doskonale znaną w naszej historii formułę – gente Polonus natione Europae, która oznaczałaby, że z pochodzenia będąc Polakiem, stanowi się część europejskiego narodu politycznego.
Naturalnie już dzisiaj wszyscy stanowimy jedną ludzką cywilizację globalną. Jak wielokrotnie podkreśla w swoich książkach Yuval Noah Harari, o ile tysiąc lat temu każda kultura miała własną opowieść na temat wszechświata, jego składników, ciała człowieka, o tyle dzisiaj na całym świecie lekarze kształcą się, korzystając z tych samych paradygmatów naukowych i stawiają te same diagnozy na te same schorzenia; model edukacji i szkolnictwa działa na podobnych zasadach, nie ma odrębnej irańskiej fizyki czy indyjskiej matematyki, w której wyniki tych samych równań byłyby inne. Podobieństwa – również na płaszczyźnie stylów życia, edukacji, możliwych ścieżek zawodowych – między ludźmi z różnych kultur, a nawet cywilizacji są dużo większe niż dzielące ich różnice. Niemal cały świat podziela wiarę w ideologię liberalną w jej najbardziej podstawowym zakresie i akceptuje jakąś formę rządów reprezentowanych, prawo do wolności wyboru partnera życiowego czy ścieżki zawodowej. Mimo to dalecy jesteśmy od powołania rządu światowego, który gwarantowałby uczciwe i równe traktowanie wszystkich, zacierając zamiast umacniając dotychczasowe podziały i różnice w akumulacji bogactwa. Droga od poczucia jedności interesów ze wspólnotą, z którą możliwe jest utrzymywanie relacji o charakterze osobistym, do społeczeństw wielokrotnie bardziej złożonych i licznych możliwa była dzięki zdolności powoływania wspólnot wyobrażonych i wspólnych mitów (związanych z religią, bóstwami totemicznymi aż do państwa narodowego), pozwalających utożsamiać się i odczuwać wspólnotę interesów z ludźmi całkowicie nam nieznajomymi. Przejście z poziomu kilkuset państw narodowych na poziom kilkunastu państw-cywilizacji stanowiłoby kolejny krok na drodze od maksymalnego rozproszenia i zróżnicowania w kierunku postępującej globalizacji. Jednocześnie pozostawiałoby przestrzeń na porównanie się z „drugim”, zdefiniowanie względem innych, zapewniając przy tym przestrzeń na konkurencyjność modeli i rozwiązań. W wypadku większości wyzwań XXI wieku dotyczących klimatu, ekologii, światowych nierówności, przeciwdziałania epidemiom, handlu czy prawa międzynarodowego niezbędna i kluczowa będzie współpraca międzynarodowa. Ważne, by przedstawiciele wszystkich narodów współtworzących wspólnotę międzynarodową – w tym narodu polskiego i, być może, kształtującego się narodu europejskiego, w którym polskość razem z innymi tożsamościami europejskimi może znaleźć swoją reprezentację na płaszczyźnie globalnej, mogli współtworzyć i kształtować losy jedynej dostępnej nam dziś do zamieszkania planety, mając przy tym poczucie realnego współudziału i współpracując na zasadach wzajemnego poszanowania i zrozumienia i czując się podmiotami, a nie przedmiotami polityki międzynarodowej.
Autor
Michał Andrzej Sokołowski
Absolwent Porównawczych Studiów Cywilizacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie uzyskał także stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie kulturoznawstwa, autor książki „Mit »sztuk zen« w kształtowaniu się kultury artystycznej Japonii”, pracownik trzeciego sektora.
Trwa ładowanie...